Świąteczne odśnieżanie wydarzeń roku: Problemy Orlen Ligi, czyli kiedy ilość nie idzie w parze z jakością

Monika Skrzyniarz-Gwizdała

Choć Orlen Liga tak jak każde zawody sportowe ma swoje wady i zalety, po zmianach systemu rozgrywek to mankamenty walki o mistrzostwo Polski zaczynają wysuwać się na pierwszy plan.

Jak niegdyś powiedział były szkoleniowiec reprezentacji Polski - Andrzej Niemczyk, czasem warto zrobić krok do tyłu, aby wykonać dwa w przód. Obecny przebieg Orlen Ligi sugeruje, że pierwszy etap żeńskie rozgrywki mają już za sobą.

Sezonowy flashback

Gdy w sezonie 2013/2014 na parkiety Orlen Ligi wchodził Chemik Police, władze beniaminka otwarcie mówiły o chęci zdominowania rozgrywek. Ogromne aspiracje idące w parze z drogimi inwestycjami w indywidualności siatkarskie, okazały się przepisem na sukces. Zespół prowadzony przez Giuseppe Cuccariniego szturmem wziął polską ligę, nie mając zarówno w Pucharze Polski jak i w walce o mistrzostwo kraju, równego sobie rywala.

Trzykrotnie zwyciężając z wrocławiankami, siatkarki Chemika Police postawiły kropkę nad "i"i sięgnęły po najwyższe trofeum Orlen Ligi
Policzanki mocno zaakcentowały swoją obecność na ligowych parkietach, jednak nie były one jedynymi, które zachwycały w poprzednim roku. Na wyróżnienie zasługują siatkarki Impela Wrocław. Kolektyw ze stolicy Dolnego Śląska rozegrał jeden z najlepszych sezonów w historii klubu, zwieńczając go srebrnym medalem mistrzostw Polski. Dodatkowych uroków Orlen Ligi doszukiwano się w niejednokrotnie zaskakujących rezultatach spotkań, a ową nieprzewidywalność utożsamiano z pięknem żeńskiej siatkówki.

Jednak wraz z rozstrzygnięciem mistrzostw Polski zakończył się pewien etap w kobiecych rozgrywkach. Liczbę rywalizujących drużyn zwiększono do 12, a wraz z tym przyszło również "zamknięcie" ligi. Poza zmianami organizacyjnymi w większości klubów doszło do rewolucji pod względem kadrowym i rozbicia dobrze funkcjonujących zespołów. Jak dotąd, powyższe zmiany przyniosły więcej pytań i problemów niż korzyści.

Czy na pewno większa znaczy lepsza?

Gdy już na początku zeszłorocznych rozgrywek otwarcie zapowiadano zwiększenie oraz zamknięcie Orlen Ligi, ludzie zainteresowani żeńską siatkówką podzielili się na dwa obozy – zwolenników oraz przeciwników zmian, jednak jednogłośnie uważano, że coś musi się ruszyć z żeńską ekstraklasą. 10 czerwca zapowiedzi stały się faktem. Oficjalnie zaakceptowano decyzję Rady Nadzorczej Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej o zmianach systemu rozgrywek Orlen Ligi. - Niektórzy twierdzą, że stworzy to szansę dla młodych polskich siatkarek i dzięki temu odważniejsze stawianie na takie zawodniczki, przynajmniej taki jest ponoć zamysł. Przy tym rozwiązaniu presja wyniku zniknie w przypadku co najmniej połowy drużyn i to jest jakiś argument, natomiast pod względem sportowym... Nie wiem, czy ktoś z obecnych w tej sali byłby za takim wariantem.Jesteśmy przecież przyzwyczajeni do rywalizacji i związanego z nią smaczku emocji. Trudno powiedzieć - mówił przed wprowadzeniem zmian ówczesny szkoleniowiec Zagłębianek - Waldemar Kawka

Wówczas obawy dotyczące poziomu sportowego tyczyły się m.in. dwóch beniaminków. Jednak to nie zespoły debiutujące - KSZO Ostrowiec SA i Developres SkyRes Rzeszów, a drużyny grające od lat w najwyższej klasie klubowych rozgrywek dotychczas zawodzą. Zarówno podopieczne Dariusza Parkitnego, jak i Marcina Wojtowicza nie mają na swoim koncie niespodziewanego zwycięstwa ze zdecydowanym faworytem, natomiast charakteryzują się nieprzeciętną wolą walki i sercem na boisku. Nie każda z dwunastu ekip może pochwalić się tego typu pozytywami. Obecnie poza czołówką - Chemikiem Police, Polskim Cukrem Muszynianka Muszyna oraz PGE Atomem Trefl Sopot, można zaobserwować ogromne zróżnicowanie pod względem prezentowanego poziomu sportowego. Często właśnie spotkania drużyn z dołu tabeli są bardziej emocjonujące, a pozostałe starcia tracą na wartości, co ujmuje blasku polskiej ekstraklasie. 

Podobnie niekorzystny obrót spraw dotyczy celu nadrzędnego zmiany systemu rozgrywek. Podczas gdy prym w dalszym ciągu wiodą doświadczone siatkarki, młodość coraz rzadziej dostaje możliwość gry. Ogrywanie poprzez treningi nie zawsze przynosi zakładane efekty. Szczególnie w lidze, w której zwiększona częstotliwość meczów skutkuje krótszym przygotowaniem do spotkań. W takim wypadku nasuwa się pytanie: czy rzeczywiście Orlen Liga ma taki potencjał i ilość przejdzie w jakość i za parę lat polska siatkówka będzie mogła szczycić się plejadą siatkarek, prezentujących wysoki poziom? Może lepszym rozwiązaniem byłoby pozostawienie szkolenia młodzieży Młodej Orlen Lidze, a szansę do gry dać tylko najsilniejszym, najlepiej rokującym?

[nextpage]

Gdzie ci kibice?

Z kolei będąc w tematyce problemów, z jakimi przyszło borykać się Orlen Lidze, nie można pominąć kwestii fanów. Kibice są siłą napędową nie tylko siatkówki, ale i całego sportu.

Problem małej liczby obserwatorów żeńskich zmagań nie jest nowością. Frekwencja na trybunach od zawsze była słabą stroną rozgrywek. Nie zmieniły tego sukcesy polskiej reprezentacji, ani większa liczba meczów i okazji do oglądania rywalizacji. Na półmetku zmagań jedynie siatkarki potentata z Polic zdołały przekroczyć 10 tysięcy widzów. Andrzej Lemek uspokaja przed wyciąganiem pochopnych wniosków w tej fazie rozgrywek. - To dopiero początek sezonu ligowego. Za wcześnie by już na tym etapie wyciągać daleko idące wnioski. [i]Cieszy mnie, że na siatkarskiej mapie pojawiły się dwa nowe ośrodki z Rzeszowa i Ostrowca Świętokrzyskiego. Frekwencja na meczach Developresu w Rzeszowie, gdzie przecież jest także znakomity zespół męski nie jest niska. Trzykrotnie na spotkaniach beniaminka była ponad tysięczna widownia. W Ostrowcu Świętokrzyskim miejscowa hala wypełnia się regularnie niemal w komplecie - [/i]skomentował zaistniała sytuację specjalnie dla SportoweFakty.pl sekretarz generalny PZPS. Faktycznie, jak co roku publika przychodzi wraz z emocjami, a takich, mimo dominacji podopiecznych Giuseppe Cuccariniego, miejmy nadzieję, że w play-offach nie zabraknie. 

Podobno to kobiety zmienne są

Analizując ostatnie wydarzenia żeńskich rozgrywek nie można pozostawić bez echa roszad kadrowych. Od startu tegorocznego sezonu aż czterech szkoleniowców pożegnało się z pełnioną przez nich funkcją (czasami na własną prośbę). Są to Maciej Kosmol z SK bank Legionovii Legionowo, Agata Kopczyk z Pałacu Bydgoszcz, Dominik Kwapisiewicz z PGNiG Nafta PiłaAdam Grabowski z Budowlanych Łódź. Czy rzeczywiście tak radykalne zmiany w trakcie walki o mistrzostwo są potrzebne? Nawet największy sportowy laik wie, że budowa zespołu trwa dłużej niż dwa miesiące. Niestety w erze zamknięcia ligi i braku presji na wynik, nadal to rezultat spotkań jest podstawą oceny trenera, a nie postęp jaki zrobiła drużyna. 

Drugim argumentem tłumaczącym zmiany na pozycji szkoleniowców jest, w przypadku żeńskiej siatkówki, tendencja do nie przywiązywania zbyt dużej wagi do kadry trenerskiej. Często wybór osoby, która ma prowadzić drużynę, jest spowodowany ceną rynkową, a nie wartościami oraz myślą trenerską. Niejako mija się to z celem ogrywania młodzieży, która za kilka lat ma stanowić siłę reprezentacji Polski. Czy takie podejście do sprawy i brak zaufania do szkoleniowców świadczy o coraz częstym nieprofesjonalizmie Orlen Ligi? Z pewnością zbyt częste roszady w drużynie nie są korzystne. Szczególnie, jeżeli mają miejsce w trakcie sezonu.

Choć poniekąd wyznacznikiem siły ligi jest jej miejsce w Europie, powyższe problemy wydają się wzbudzać najwięcej dyskusji. Kluczowa może okazać się odpowiedź na pytanie: czy powiększenie połączone z zamknięciem rozgrywek miało sens? I czy następstwem obecnego kroku w tył, będzie w przyszłych latach zdecydowane pójście naprzód sportowego poziomu Orlen Ligi?

< Przejdź na wp.pl