WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Na zdjęciu: Tomasz Fornal

Dostali "szkołę życia". Jak złoci polscy juniorzy wypadli w PlusLidze?

Grzegorz Wojnarowski

Tak utalentowanej grupy zawodników polska siatkówka nie miała od lat. Zawodnicy, którzy zdobyli mistrzostwo Europy kadetów i juniorów, mają za sobą pierwszy sezon w PlusLidze. I choć zostali rzuceni na głęboką wodę, potwierdzili wielkie możliwości.

Szkoła życia dla "złotych chłopców"

Złoci medaliści mistrzostw świata i mistrzostw Europy kadetów, a także mistrzostw Europy juniorów, w sezonie 2016/2017 szeroką ławą weszli do PlusLigi. Bartosz Kwolek, lider tej drużyny, trafił do ONICO AZS-u Politechnika Warszawska, Tomasz Fornal i Jakub Ziobrowski podpisali kontrakty z Cerradem Czarnymi Radom, Jakub Kochanowski z Indykpolem AZS-em Olsztyn, Łukasz Kozub i Dawid Woch grali dla MKS Będzinu, Szymon Jakubiszak dla Lotosu Trefla Gdańsk, a Mateusz Masłowski wrócił z SMS PZPS Spała do Asseco Resovii Rzeszów.

Przeskok z siatkówki młodzieżowej do seniorskiej potrafi być koszmarem nawet dla najzdolniejszego juniora. Rywalizacja o miejsce w składzie ze starszymi kolegami i gra w trudnej, bardzo wymagającej lidze, miała pokazać, czy złoci chłopcy z drużyny Sebastiana Pawlika są najzdolniejszym pokoleniem od lat, być może najzdolniejszym w całej historii polskiej siatkówki.

- Ci zawodnicy zostali rzuceni na głęboką wodę i musieli walczyć o przetrwanie - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Grzegorz Ryś, były trener młodzieżowych reprezentacji Polski, który w 2003 roku doprowadził juniorów z rocznika 1983 do mistrzostwa świata. - To jest dla nich szkoła życia. Kto ją przetrwa, zaadaptuje się i wypłynie, ten będzie dobry - podkreśla.

Młodzieżowi mistrzowie świata nie zostali z miejsca gwiazdami Plusligi, jednak kilku z nich wywalczyło miejsca pierwszych szóstkach swoich zespołów. Uważani za najzdolniejszych Kwolek, Fornal, Kochanowski i Masłowski, potwierdzili ogromne możliwości i niejednokrotnie błyszczeli na ligowych parkietach. 

- Większość chłopaków grała dużo, co mnie bardzo cieszy. To bardzo ważne dla ich rozwoju. Sam trening nie daje tego, co regularne występy w lidze - podkreśla Sebastian Pawlik, trener rocznika 1997 najpierw w kadetach, a teraz w juniorach. 

Jak spisywali się w Pluslidze siatkarze, którzy pod względem osiągnięć w kategoriach młodzieżowych zgarnęli już trzy złote medale i przebili roczniki Piotra Gruszki, Pawła Zagumnego i Sebastiana Świderskiego (1977), czy Mariusza Wlazłego i Michała Winiarskiego (1983)? O tym na kolejnych stronach. 

[nextpage]

Następca Michała Winiarskiego?

Najwięcej ze wszystkich zawodników z drużyny mistrzów świata i Europy kadetów w sezonie 2016/2017 grał Tomasz Fornal. Syn byłego reprezentanta Polski Marka Fornala od początku rozgrywek był podstawowym zawodnikiem Czarnych. W całym sezonie zdobył dla drużyny trenera Roberta Prygla 330 punktów (w tym 19 asów serwisowych i 40 punktowych bloków, skuteczność w ataku 42 procent).

 - Były obawy co do tego, czy poradzi sobie w Radomiu, a poradził sobie znakomicie. Być może nie był bardzo widowiskowy, nie zawsze grał bardzo dobrze, ale to jest kwestia doświadczenia - ocenia 19-letniego przyjmującego Grzegorz Ryś. - Według mnie po tym sezonie wartość Fornala wzrosła. To może być zawodnik, którzy przebojem wejdzie do pierwszej reprezentacji. Nie wiem, czy już w tym roku, ale wkrótce może stać się mocnym punktem seniorskiej kadry - dodaje.

Dla Sebastiana Pawlika szybkie zadomowienie się Fornala w wyjściowej szóstce ekipy z Radomia nie było niespodzianką. - Tomek ma ponadprzeciętne umiejętności w przyjęciu, a gra jest teraz tak szybka, że dobrze odbierający zagrywkę zawodnicy są w cenie. Spodziewałem się, że będzie grał w szóstce - mówi trener młodzieżowych mistrzów świata w rozmowie z WP SportoweFakty. 

ZOBACZ WIDEO Celtic rozbił Glasgow Rangers! Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Duży talent do przyjęcia to cecha, która łączy Fornala z Michałem Winiarskim. - To trochę inny typ zawodnika, ale myślę, że akurat pod tym względem można porównać go z Michałem - uważa Pawlik.

Z kolei charakterem, temperamentem i zachowaniem na boisku młody gracz Czarnych przypomina Michała Kubiaka. Reaguje bardzo żywiołowo i emocjonalnie.

Nasi rozmówcy przekonują, że jeśli Fornal będzie w stanie te emocje kontrolować, cechy zawadiaki staną się jego atutem. - Trzeba mieć charakter. Taki sposób na siebie znalazł w tym sezonie Tomek i jeżeli jest w stanie nad sobą panować, to ta wybuchowość nie będzie mu przeszkadzać - mówi trener Pawlik. 

- Potrzebujemy zawodników z charyzmą, zadziornych, którzy potrafi wziąć na siebie rolę lidera - twierdzi z kolei Grzegorz Ryś.

[nextpage]

Kapitan też zrobił swoje

Kapitan reprezentacji Polski z rocznika 1997 Jakub Kochanowski na początku sezonu był w Indykpolu AZS-ie Olsztyn zmiennikiem Daniela Plińskiego i Miłosza Zniszczoła. Z czasem młody środkowy zajął jednak miejsce tego drugiego, a że grał co najmniej dobrze, do końca rozgrywek zdecydowaną większość spotkań zaczynał w pierwszym składzie. 

Jego statystyki z fazy zasadniczej to 179 zdobytych punktów, 20 asów serwisowych, 44 punktowe bloki i 62 procent skuteczności w ataku. 

- Środkowemu nie jest łatwo wejść do drużyny w Pluslidze i notować po kilka bloków na mecz. A Kuba niejednokrotnie miał najwięcej bloków punktowych w swojej drużynie. O jego grę w ataku się nie obawiałem, blok to co innego i dlatego tym bardziej się cieszę, że świetnie sobie w tym elemencie radził - chwali swojego zawodnika Pawlik. 

Zdaniem Grzegorza Rysia 19-latek z Giżycka zrobił w swoim pierwszym roku gry w PlusLidze duży postęp. Ze względu na posturę i znakomitą technikę Kochanowski przypomina mu 120-krotnego reprezentanta Polski, olimpijczyka z Aten Roberta Szczerbaniuka.

- Przy środkowych, którzy mają grubo ponad dwa metry, Kochanowski wygląda jak młodszy brat, ale ma charakter do walki. W kolejnym sezonie w Olsztynie powinien być podstawowym zawodnikiem - prognozuje Ryś. 

W trakcie sezonu trener olsztynian Andrea Gardini myślał o przestawieniu młodego środkowego na atak. Ostatecznie się na to nie zdecydował. Nasi rozmówce są zdania, że kapitan mistrzów świata i Europy juniorów powinien trzymać się pozycji środkowego bloku.  

- Kuba pytał mnie o zdanie w tej sprawie. Przekonywałem go, żeby pozostał przy pozycji środkowego. On ma coś, czego trudno się nauczyć - umiejętność czytania, przewidywania gry, a dla środkowego bloku to bardzo ważne - tłumaczy Pawlik. 

Na pozycji atakującego siatkarski szósty zmysł też pomaga, ale równie ważna jest siła, przygotowanie fizyczne i atletyczne. A jak zauważa Ryś, Kochanowski nie jest typem atlety. - Bez odpowiedniego przygotowania w tym zakresie przy czterdziestym ataku ręka będzie się odbijała od piłki, a nie odwrotnie. Zawodnicy o atletycznej budowie ciała mają zdecydowanie łatwiej, ci szczuplejsi na ataku nie zawsze dają sobie radę - podkreśla. 

- Taki Mariusz Wlazły wygląda na szczupłego, ale jak przyjrzymy mu się z bliska, to zobaczymy sporo mięśni. Mimo to Wlazły przy potężnie zbudowanym Michale Filipie z Politechniki wygląda jak szczypiorek, a jak postawimy przy nim Kochanowskiego, to chyba nawet do szczypiorku nie będzie podobny - żartuje trener Ryś.

[nextpage]

On może robić różnicę

Bartosz Kwolek, MVP mistrzostw świata i mistrzostw Europy kadetów 2015, przed sezonem 2016/2017 podpisał kontrakt z warszawską Politechniką. Lider juniorskiej reprezentacji Polski liderem drużyny Jakuba Bednaruka nie został.

Były mecze, które zaczynał w pierwszej szóstce, były też takie, w których błyszczał, jednak w końcówce sezonu 19-letni przyjmujący grał mało. W statystykach wygląda to tak: 231 punktów, 11 asów serwisowych, 10 punktowych bloków, 49 procent skuteczności w ataku.

- Przyznam szczerze - liczyłem, że trochę częściej będziemy mogli oglądać Bartka na boisku. Był jednak czas, że wychodził w podstawowym składzie i dobrze się spisywał. Jak na pierwszym sezon w Pluslidze wcale nie grał jednak mało - mówi Sebastian Pawlik. 

Pierwszy rok w Pluslidze w wykonaniu Kwolka za udany uważa także Grzegorz Ryś. Dał sobie radę, miał kilka bardzo dobrych występów, a raz dostał nawet tytuł MVP - zaznacza były trener polskich juniorów, obecnie selekcjoner reprezentacji Izraela. 

Poproszony o porównanie pochodzącego z Płocka gracza z którymś z młodzieżowych mistrzów świata z 2003 roku Ryś wymienił nazwisko Michała Ruciaka. - Michał już w bardzo młodym wieku imponował dobrą, stabilną zagrywką i przyjęciem, do tego był dobry w ataku - wskazał na podobieństwa.

Pawlik dodaje, że ze względu na przeciętne warunki fizyczne Kwolka (193 centymetry wzrostu) można było mieć obawy, jak na poziomie PlusLigi będzie radził sobie w ataku, tymczasem atak okazał się jego mocną stroną. - Bartek to zawodnik, który robi różnicę w siatkówce młodzieżowej i podobnie może być też wśród seniorów - uważa.

[nextpage]

Zdolniejszy niż Paweł Zatorski?

- Najbardziej martwiłem się o Mateusza Masłowskiego. Trafił do najmocniejszego zespołu i miałem obawy, że rzadko będzie pojawiał się na boisku - nie ukrywa Sebastian Pawlik. Młody libero Asseco Resovii Rzeszów miał jednak sporo okazji do pokazania swoich umiejętności, gdy zastępował kontuzjowanego Damiana Wojtaszka. 

Masłowski, dobry duch drużyny Pawlika, grał między innymi w meczach fazy play-off Ligi Mistrzów z Biełogorie Biełgorod i nie zawodził. 

- Jestem pod wrażeniem gry Mateusza. Pokazał, że wchodząc do mocnej drużyny w miejsce reprezentacyjnego libero nie był osłabieniem. Świetnie grał chociażby w półfinałach ze Skrą Bełchatów. To bardzo charaktery zawodnik. W końcówce sezonu pokazał determinację, wolę walki. Nawet, kiedy był kontuzjowany, wychodził na boisko i zaciskał zęby - mówi trener kadry juniorów. 

- Liga jest okrutna, starsi gracze mocno "sprawdzają" tych, którzy wchodzą do niej i starają się uprzykrzyć im życie. Jednak Masłowski dał sobie z tym radę - uważa Grzegorz Ryś.

Pawlik zaznacza, że Masłowski ma ogromne możliwości, a na tle innych wyróżnia się determinacją, sercem do gry i chęcią wygrywania. Ryś widzi w nim przyszłego libero pierwszej reprezentacji. Uważa też, że gracz Resovii ma nieco większe możliwości od etatowego kadrowicza Pawła Zatorskiego 

- Jak dla mnie sprawia wrażenie trochę sprawniejszego fizycznie. Różnica nie jest może wielka, ale potencjał Masłowskiego jest chyba odrobinę większy. A Paweł to przecież siatkarz klasy światowej - mówi Ryś. - Jego parametry - szybkość, zwinność, reakcja na piłkę, są bardzo ciekawe. Poza tym to kolejny zawodnik, który ma charakter i potrafi poderwać zespół do walki - dodaje.

W meczach o brązowy medal z Jastrzębskim Węglem Masłowski zmagał się z kontuzją. Z tego powodu nie zagrał w ostatnim spotkaniu Resovii w sezonie 2016/2017.

[nextpage]

Ziobrowski bohaterem play-offów

Atakujący Jakub Ziobrowski przez większą część sezonu był w Radomiu zmiennikiem Bartłomieja Bołądzia. W końcówce fazy zasadniczej rozegrał jednak kilka świetnych spotkań, a w rywalizacji o 7. miejsce w Lotosem Treflem Gdańsk był najlepszym zawodnikiem Czarnych. 

W całym sezonie wychowanek AKS-u Resovii Rzeszów zdobył 131 punktów. Miał 4 asy serwisowe, 12 punktowych bloków, a jego skuteczność w ataku wyniosła 43 procent. 

Łukasz Kozub przez cały sezon rywalizował w MKS-ie Będzin o miejsce w pierwszym składzie z Jonahem Seifem. Początkowo tę walkę wygrywał, jednak w drugiej części rozgrywek grę śląskiej drużyny zwykle prowadził starszy o trzy lata Amerykanin.

- Rozgrywającemu nie jest łatwo wejść do szóstki w wieku 19 lat. Dobrze, że Kozub dostał od trenera sporo szans - zaznacza Grzegorz Ryś i zwraca uwagę na zjawisko, które utrudnia rozwój młodym polskim zawodnikom występującym na tej pozycji. 

- W PlusLidze jest wielu zagranicznych rozgrywających i dopóki tak będzie, nasi młodzi gracze nie będą dostawać okazji do gry i nie będą się rozwijać. Obcokrajowcy - Nicolas Uriarte, Marco Falaschi, Michal Masny, Benjamin Toniutti, nie przyszli przecież do naszej ligi jako nastolatkowie. Jeżeli trafia do niej jeden czy dwóch zagranicznych rozgrywających, prezentujących wysoki poziom, przy których nasi młodsi gracze mogą się uczyć, to jest w porządku. Ale kiedy jest ich nie dwóch, a dziesięciu, robi się problem - podkreśla Ryś.

Spośród złotych medalistów mistrzostw świata i Europy kadetów i mistrzostw Europy juniorów, którzy przed sezonem trafili do PlusLigi, najmniej grali środkowy Dawid Woch (28 punktów, 1 as serwisowy, 8 punktowych bloków, 51 procent skuteczności w ataku) i przyjmujący Szymon Jakubiszak (18 punktów, 1 as serwisowy, 5 punktowych bloków, 35 procent skuteczności w ataku)

[nextpage]

Do Czech po kolejne złoto

W szerokiej kadrze Polski na Ligę Światową znalazło się dwóch złotych medalistów ME i MŚ kadetów - Tomasz Fornal i Jakub Kochanowski. Obaj mogą już w tym sezonie zadebiutować w pierwszej reprezentacji, celem numer jeden pozostają jednak dla nich mistrzostwa świata juniorów w Czechach. 

- Dochodziły do mnie sygnały, że któryś z nich może pojawić się w seniorskiej kadrze. Od sztabu trenera Ferdinando De Giorgiego dostałem jednak zapewnienie, że na najważniejsze imprezy będziemy mogli skorzystać ze wszystkich zawodników. Selekcjoner ma pewne plany związane z Kubą Kochanowskim, ale i na kwalifikacje i na mistrzostwa świata będzie do naszej dyspozycji - mówi Sebastian Pawlik.

W turnieju, który zostanie rozegrany w Brnie i Czeskich Budziejowicach, Polacy będą faworytami do złota (najpierw muszą przejść kwalifikacje do tej imprezy, co wydaje się jednak formalnością). Przed mistrzostwami Pawlik będzie musiał jednak scalić grupę, która przez kilka lat grała i uczyła się razem w SMS-ie Spała, a w ubiegłym roku rozjechała się po kraju. 

- Na pewno chłopaki z chęcią się spotkają. Część z nich mówiła nawet, że nie może się doczekać, żeby spotkać się z kolegami i z nimi potrenować - mówi trener. - Rola faworyta nie jest łatwa, inne zespoły bardzo się na nas mobilizują i musieliśmy się natrudzić, żeby zdobyć te złote medale. Ale się udawało i mam nadzieję, że teraz też tak będzie - dodaje. 

Grzegorz Ryś zaznacza, że zespół trenera Pawlika już zdobył więcej, niż drużyny trenowane przed laty przez niego i przez Ireneusza Mazura. - Jeżeli dołożą do tego jeszcze medal mistrzostw świata juniorów, to będziemy mieli do czynienia z naprawdę wyjątkową grupą, która może dla nas dużo wygrać - ocenia.

- Pamiętajmy, że kiedy do ligi wchodzili zawodnicy Irka Mazura, nasza liga była słaba i Gruszka, Murek, Zagumny czy Świderski z miejsca grali w podstawowych składach swoich zespołów. Moi gracze wchodzili już do silniejszej ligi, ale w tym momencie ten poziom jest już tak wysoki, że juniorom bardzo trudno jest się przebić. Dlatego w pierwszych latach trzeba im dać więcej bezpieczeństwa, zagwarantować większy margines błędu i okazać w stosunku do nich cierpliwość. a w niedługim czasie będą dobre efekty. To konieczność, bo nie stać nas na to, żeby zmarnować takie pokolenie - podkreśla Ryś.

< Przejdź na wp.pl