Jeszcze 1,5 roku temu uczył się chodzić. Teraz jest najlepszym środkowym świata

WP SportoweFakty / Monika Pliś / Na zdjęciu: Norbert Huber
WP SportoweFakty / Monika Pliś / Na zdjęciu: Norbert Huber

- Czasem bagatelizowałem sygnały, które płynęły z mojego ciała - mówi WP Norbert Huber. Środkowy wrócił do grania po kontuzji, która mogła skończyć mu karierę. Teraz jest światową gwiazdą i zagra z Jastrzębskim Węglem w finale Ligi Mistrzów.

W tym sezonie klubowym Norbert Huber absolutnie dominuje na swojej pozycji w PlusLidze. Do tego stopnia, że niektórzy określają go najlepszym środkowym na świecie. Tylko w lidze zanotował rekordowe 149 bloków. Jednak jeszcze 1,5 roku temu jego kariera stała pod znakiem zapytania.

Podczas finałów mistrzostw Polski w 2022 roku zerwał więzadła krzyżowe w kolanie. Czekało go ponad pół roku przerwy, musiał na nowo uczyć się chodzić i nie było wiadomo, czy będzie w stanie wrócić do gry. W rozmowie z WP SportoweFakty opowiada o najtrudniejszych momentach swojej kariery i co uczyniło go silniejszym. Mówi także o niedzielnym finale Ligi Mistrzów (start o godz. 16:00) i igrzyskach w Paryżu.
Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: W tym sezonie w PlusLidze absolutnie dominujesz, zanotowałeś prawie 150 bloków. Co się zmieniło, że tak się poprawiłeś? Niektórzy mówią, że wskoczyłeś na poziom najlepszego środkowego świata.

Norbert Huber, środkowy Jastrzębskiego Węgla oraz reprezentacji Polski: Jestem starszy, więcej czasu spędzam w hali. Dojrzałem siatkarsko i życiowo. Cieszę się, że ta praca przekłada się na takie wyniki i że mogę pomagać drużynie. To jest dla mnie najważniejsze, bo tylko jako zespół możemy marzyć o wielkich rzeczach.

ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz usłyszał przykre słowa od dawnych kolegów. "Strasznie mnie to zabolało"

Ten wzrost formy to zasługa pracy Nikoli Grbicia w kadrze czy Marcelo Mendeza w klubie?

Powiem inaczej: dużo dała mi kontuzja, która otworzyła mi oczy i pozwoliła spojrzeć na siebie z innej perspektywy. Dobrze wykorzystałem czas rehabilitacji, treningi w ZAKSIE czy reprezentacji Polski. Czas spędzony w kadrze dał mi naprawdę wiele i cieszę się, że po kontuzji mogłem dołączyć do grupy. Obecny sezon ligowy dał mi więcej pewności siebie i siły, by jeszcze lepiej grać w siatkówkę.

A może to jest tak, że chciałeś coś udowodnić? Mam wrażenie, że w ZAKSIE po kontuzji nie za bardzo trener w ciebie wierzył, nie dostawałeś wielu okazji do gry.

Jeśli tak było, to był to problem trenera. Nie miałem ochoty nikomu nic udowadniać. Chciałem sam dla siebie postawić jak najwyżej poprzeczkę. Na pierwszy rzut oka niektóre rzeczy mogły wydawać się nierealne do osiągnięcia dla mnie. Jednak jak ma się trochę szczęścia, włoży się dużo pracy i da sobie czas, by dojrzeć, dorosnąć, to na końcu można dostać pozytywny efekt.

Jak bardzo taka kontuzja zmienia człowieka?

Kiedy budzisz się w innej rzeczywistości, w której masz słabe rokowania, to różne scenariusze przychodzą do głowy. Chciałem zrobić dobrą rehabilitację przede wszystkim po to, bym mógł normalnie funkcjonować w społeczeństwie. To był mój cel, czuć się dobrze, nawet jeśli miałbym już nigdy nie pojawić się na boisku. Takie sytuacje zostawiają ślad, ale też motywują i dają dużo energii do życia.

Z perspektywy czasu czujesz, że wydoroślałeś przez kontuzję?

Trochę tak, też przez to, że mam trzy lata więcej niż trzy lata temu. Ale ta kontuzja to rzecz, która sprawiła, że jestem lepszym człowiekiem. Pozwoliła mi uświadomić sobie wiele rzeczy. Nie chcę mówić, że się cieszę, ale uśmiecham się na samą myśl o tym, co mnie spotkało i jak sobie z tym poradziłem.

W jednym z wywiadów wspomniałeś, że lekarz powiedział ci, że powinieneś się modlić. Jak przetrwałeś te momenty?

Robiłem rzeczy, na które nie miałem czasu jako zawodnik. Udzielałem się, byłem na chwilę ekspertem telewizyjnym. Byłem mocno zaangażowany w wiele rzeczy, co też odciągało myśli. Tak mam, że nie oglądam się za siebie. Cieszę się z tego, co mam, i to jest chyba sekret tego wszystkiego.

Zmieniłeś też podejście? U Łukasza Kadziewicza powiedziałeś, że te kolana bolały cię już kilka dni przed feralnym meczem, a i tak chciałeś grać. W tym sezonie kilka razy sam prosiłeś o zmianę.

Wcześniej jechałem na ułańskiej fantazji i czasem bagatelizowałem sygnały, które płynęły z mojego ciała. Teraz bardziej wsłuchuje się w mój organizm i staram się odpowiednio reagować. W tym sezonie już kilka razy prosiłem o zmianę i od razu starałem się sprawdzić, co mi się przydarzyło. W końcu umiem sobie powiedzieć dość. Kiedyś z tym było trudno.

Są mecze, w których o zmianę byś nie poprosił, w których chciałbyś grać za wszelką cenę?

Nie. Nie warto ryzykować kilku miesięcy grania dla kilku minut na boisku, niezależnie od tego, o jaką stawkę jest mecz.

Po wygranym finale mistrzostw Europy wspominałeś o książce "Nieustępliwy" Tima S. Grovera. Co ta książka ci dała? Polecasz ją każdemu?

Mi polecono tę książkę i zmieniłem swoje myślenie. Obrałem nowy kierunek. Ostatnio poleciłem ją mojemu koledze, nie mogę ci zdradzić, któremu. Zobaczymy, jakie będzie miał przemyślenia. Jest to jedna z wielu pozycji, którą warto przerobić, bo może pomóc stać się lepszym człowiekiem.

W półfinale ligi przegrywaliście z Resovią 1:2 i 15:21 w czwartym secie, a i tak zdołaliście wrócić i wygrać to spotkanie. Po takim meczu ma się poczucie, że jest się niezniszczalnym?

Nie czujemy się niezniszczalni. Obudziłem się następnego dnia i czułem się strasznie zmęczony. W całym dwumeczu przetrwaliśmy ogromną nawałnicę, jeśli chodzi o zagrywki rywala. Dramaturgia tej rywalizacji była niesamowita. Przydarzył się cud, bo tak też można rozpatrywać ten wynik. Czasem też potrzeba trochę szczęścia.

Wiara przy takim wyniku już uleciała?

Byłem smutny i nie mogłem sobie wyobrazić tego, że zagramy o brązowy medal. Dopiero jak Tomek Fornal zaserwował asa przy 23:22, to pomyślałem: "O, chyba wróciliśmy do tego meczu". Nasi rywale w końcówce czwartego seta mieli przyjętą piłkę dobrze chyba cztery razy. Mogli inaczej rozwiązać te sytuacje. Potrafiliśmy jednak obronić, zablokować, poszanować piłkę. Często słyszy się w szatni opowieści o legendarnych rywalizacjach: jak ta między ZAKSĄ i Resovią, gdzie drużyna z Kędzierzyna wygrywała 2:0 i 2:0 w trzecim meczu, miała piłki meczowe, ale rzeszowianie wrócili. Nasza rywalizacja z Resovią zapisze się w historii w podobny sposób.

Teraz zagracie w finale Ligi Mistrzów. Macie poczucie, że to wasza życiowa szansa?

Bardzo dobrze nam szło w tym sezonie. Jesteśmy w miejscu, w którym wiele klubów chciałoby być, mamy sporo doświadczenia z finałów w tym roku. Uważam, że osiągnęliśmy plan minimum, ale jako zawodowi sportowcy chcemy wygrać wszystko i będziemy dawać z siebie ostatnie strzępki sił. Mamy wszystko, by zostać najlepszą drużyną Europy.

Od czterech lat w finale Ligi Mistrzów zagrały tylko trzy drużyny: Jastrzębski Węgiel, Itas Trentino i ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. To nie są zespoły, które dysponują największymi budżetami, ale i tak zawsze się udaje pokonać bogatszych przeciwników.

Można zbudować skład za miliony, ale czasem przydarzy się jakaś kontuzja, wirus, brakuje szczęścia, decyduje dyspozycja dnia. Rywalizacja rozstrzyga się na przestrzeni tygodnia. Między innymi przez to łatwiej wygrać Ligę Mistrzów niż mistrzostwo Polski.

Myśli krążą już wokół sezonu reprezentacyjnego, igrzysk w Paryżu?

Trochę tak. Po finale Ligi Mistrzów będziemy mieli dwa-trzy dni, by podziękować kibicom i sponsorom Jastrzębskiego Węgla, a później niemal od razu pojedziemy na zgrupowanie w Spale. Tego czasu do igrzysk jest już niewiele.

Co będzie największą przeszkodą do zdobycia złota w Paryżu?

Jeśli będzie zdrowie, to będziemy mieli wszystko. To najważniejsze.

Nikola Grbić ma przeogromny wpływ na drużynę i na ciebie, o czym wielokrotnie wspominałeś. Ostatnio w plebiscycie Herosi WP wygrał w kategorii mentor. Jakie cechy pozwalają mu odnosić takie sukcesy?

Każdy dobry trener musi mieć "to coś", czym zaraża tym swoich zawodników. Przekonał nas wszystkich z osobna, że jesteśmy w stanie osiągać wielkie rzeczy dzięki ciężkiej pracy na treningach. Już w poprzednich latach trenowaliśmy z myślą o igrzyskach w Paryżu. Przeszliśmy długą drogę i to sprawia, że ta grupa jest silna.

Rozmawiał Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
"Żenada i katastrofa". Polacy grzmią po ogłoszeniu decyzji ws. igrzysk

Komentarze (0)