Mariusz Fyrstenberg: W Hamburgu zaczęliśmy dobrze grać

- Trochę od siebie odpoczęliśmy, to dużo daje - skomentował wygraną w Hamburgu i ogólną zwyżkę formy Mariusz Fyrstenberg. Polacy wygrali w poniedziałek 300. wspólny mecz.

- W ogóle nie przywiązujemy uwagi do takich liczb - powiedział po meczu I rundy turnieju w Waszyngtonie zaskoczony Mariusz Fyrstenberg, który o szczególnym jubileuszu (300. zwycięstwie w parze z Marcinem Matkowskim) dowiedział się dopiero po spotkaniu.

Polski tenisista skomentował zaskakująco liczne podwójne błędy serwisowe (siedem w całym meczu) i wyjaśnił, że w amerykańskiej stolicy panują zupełnie inne warunki niż na kortach ziemnych w Hamburgu, co rodzi problemy.

- Warunki są zupełnie inne niż w Europie. Piłka jest bardzo lekka, wieje wiatr, do tego kort jest bardzo szybki. Piłka strasznie lata i czasami podwójne błędy będą się nam zdarzać - analizował warszawiak.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

- Do Waszyngtonu przyjechaliśmy w piątek wieczorem, a mecz dość niespodziewanie dostaliśmy już w poniedziałek. Myślę, że za dwa dni nie będziemy już mieć takich problemów - dodał polski zawodnik.

Fyrstenberg wytłumaczył także, że uraz, który wyeliminował go z występu w Wimbledonie, choć dokuczliwy, nie zagrażał dalszym wspólnym startom polskiej pary.

- Kontuzja żebra była o tyle poważna, że nie mogłem serwować, ale biegać i grać z głębi już mogłem. Nie rozstałem się z tenisem na miesiąc. Po trzech tygodniach zacząłem serwować, problem był przy ruchu wygięcia. Nie był to jakiś poważny uraz, coś wielkiego. Dwie godziny dziennie rehabilitacji wystarczyły.

Jaki był więc klucz do zwycięstwa przy Am Rothenbaum? - Trochę od siebie odpoczęliśmy, to dużo daje. [Turniej w Hamburgu] To był początek naszej dobrej gry i tutaj [w Waszyngtonie] na szczęście to kontynuujemy. Zobaczymy, jak będzie dalej - zakończył uśmiechnięty Fyrstenberg.

Robert Pałuba
z Waszyngtonu
robert.paluba@sportowefakty.pl

Źródło artykułu: