Agencja Gazeta / Adam Stępień / Na zdjęciu: Władysław Kozakiewicz

Kozakiewicz totalnie zaskoczony! O wszystkim dowiedział się w samochodzie

Mateusz Skwierawski

- Naprawdę złoto? - pyta Władysław Kozakiewicz. - Wiara uciekała, jestem niesamowicie zaskoczony! - złoty medalista z Moskwy komentuje zwycięstwo polskiej sztafety w Tokio.

Władysław Kozakiewicz o sukcesie polskich biegaczy dowiedział się z rozmowy z nami. - Rano oglądałem tenis, później musiałem udać się w trasę i nie miałem możliwości śledzenia wyników. Ale mnie pan zaskoczył! Dziękuję za tę cudowną informację! - emocjonował się były znakomity i legendarny tyczkarz. - Jestem w lekkim, pozytywnym szoku. Oglądałem wczorajsze biegi naszej sztafety, spodziewałem się, że kontuzjowana Justyna nie pobiegnie i trochę się martwiłem. Niesamowita sprawa. Mam nadzieję, że to pomoże i pojawią się kolejne medale. Gwarantuję, że wszyscy chcą je zdobyć - komentuje były lekkoatleta.

Polska sztafeta mieszana 4x400 metrów wystąpiła w składzie: Karol Zalewski, Natalia Kaczmarek, Justyna Święty-Ersetic oraz Kajetan Duszyński. Spisali się fenomenalnie i z czasem 3:09,87 poprawili rekord Europy i zdobyli dla Polski pierwszy złoty medal w Tokio 2020.

ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. Złoto sztafety "gamechangerem" dla Polski? "My też jesteśmy zdolni do wielkich rzeczy!" 

Kozakiewicz od razu przypomniał sobie emocje jakie towarzyszył mu w Moskwie w 1980 roku, gdy wywalczył złoto na igrzyskach. - Wtedy też długo czekaliśmy na złoto. Czułem ogromną motywację. Ze stresu nie spałem całą noc. Znaczy spałem, może z trzy godziny i rano nie wiedziałem, jak się nazywam - wspomina Kozakiewicz.

- Po wygraniu czułem pustkę. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Rosjanie na mnie gwizdali. Sowieci robili wszystko, by oszukać, podnieść mi poprzeczkę wyżej. A ja pobiłem rekord świata i pokazałem im wszystkim słynny gest. Dla sportowca nie ma nic lepszego, niż złoty medal. Do dziś mi czasem łzy lecą, gdy wspominam ten dzień - Kozakiewicz emocjonalnie wraca do imprezy sprzed ponad 40 lat.

Nasz rozmówca liczy na kolejne medale w Tokio. - Mamy dwa medale, mogło być lepiej, ale dużo było przypadków, pecha. Choćby falstart Piotra Myszki. Czasem takie rzeczy się dzieją. Pamiętam swój pierwszy skok w Montrealu. W 1976 roku debiutowałem na igrzyskach. Miałem oddać byle jaki skok, chodziło o to, żebym go nie spalił, a zdobyłbym medal. Noga wpadła mi jednak w dołek i zepsułem swoją próbę - porównuje.

- Myślę, że tych medali uda nam się jeszcze kilka zdobyć. Jesteśmy lekko rozczarowani, kilka szans nam uciekło. Pojawiło się lekkie zdegustowanoe po porażkach tenisistów. Szkoda tego, ale ja dalej wierzę w naszych sportowców, a złoto sztafety to czyste wariactwo. Dziękuję, że pan zadzwonił - kończy Kozakiewicz.

Tokio 2020. To pomogło polskim sprinterom zdobyć złoto. "To był game-changer"

Człowiek orkiestra, nowy aniołek, mistrzyni wychodzenia z opresji i śląska dusza. Poznajcie złotą polską czwórkę!

< Przejdź na wp.pl