PAP / Łukasz Gągulski / Na zdjęciu: Zamek Królewski na Wawelu w Krakowie

Żużel. Żeby go namówić na transfer, mieli mu załatwić ślub na Wawelu

Łukasz Witczyk

W czasach, gdy o transferze decydują głównie pieniądze, trudno sobie wyobrazić sytuację sprzed 64 lat. Maciej Korus postawił warunek, że przejdzie ze Skry Warszawa do Wandy Nowa Huta jeśli działacze zorganizują mu ślub na Wawelu.

Pionierskie czasy polskiego żużla różniły się od obecnych niemalże wszystkim. Rywalizowano w kilku kategoriach, na torach, które nie miały wielu zabezpieczeń. Wystarczyła lekkoatletyczna żużlowa bieżnia, by móc ścigać się na maszynach przystosowanych. Czym one były? To po prostu szosowe motocykle, które przerabiano tak, by nadawały się do ścigania. Obecny żużel z tym sprzed lat łączy jedno: czterech zawodników na torze i cztery okrążenia do pokonania.

Zupełnie inaczej wyglądały też transfery. W czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej trzeba było mieć zgodę klubowych działaczy na odejście. Z reguły zawodnicy jej nie dostawali i byli zawieszani. Zdarzały się jednak przypadki takie, jak ten urodzonego 13 stycznia 1934 roku Macieja Korusa.

Swoją karierę rozpoczynał on w Kielcach. Prezentował się na tyle dobrze, że przeniósł się do Skry Warszawa. Tam był czołowym zawodnikiem w rozgrywkach ówczesnej II ligi. Chcieli go u siebie działacze Wandy Nowa Huta, która miała duże aspiracje. I Korus miał pomóc w realizacji marzeń.

ZOBACZ Wielka impreza i pakiet sponsorski dla klubu z PGE Ekstraligi? "Rozmowy trwają"
 

Żużlowiec nie do końca był chętny na przenosiny ze stolicy do Małopolski. Ostatecznie przed sezonem 1959 zmienił pracodawcę. Postawił jednak kilka warunków, a jednym z nich był... ślub na Wawelu. Działacze ostatecznie nie spełnili żądania 25-letniego wówczas zawodnika. Sytuacja pokazana została w filmie "Motodrama". W scenie zagrał Jerzy Dobrowolski, który grał prezesa klubu motorowego.

Korus był barwną postacią, o czym Edward Kozioł mówił po latach Danielowi Ludwińskiemu, dziennikarzowi "Nowości" i autorowi książki o historii toruńskiego żużla.

- Maciej Korus nie miał specjalnych wyników, ale patrzono na niego z podziwem. Jego osobowość była przedziwna. On otumaniał swoją posturą. Miał prezencję wielkiego pana. Zamarzył sobie, że weźmie ślub na Wawelu. Zrobiono jednak wszystko inaczej i ślubu na Wawelu nie było. Korus w końcu zszedł z żużla bez wielkich osiągnięć, ale w Wandzie był w czołówce - wspominał Kozioł.

Korus w Krakowie nie zawiódł. Był jednym z liderów II-ligowego zespołu, a w 1961 roku wywalczył awans do najwyższej klasy rozgrywek. Był to tylko jednoroczny epizod i Wanda szybko wróciła na zaplecze elity. Po sezonie 1964 idol nowohuckiej publiczności zakończył swą karierę. Fani uwielbiali zresztą jego jazdę. Był jednym z czołowych zawodników, a rozkochane w żużlu dzieciaki chciały być tacy jak on.

Dziś trudno sobie wyobrazić, by żużlowcy stawiali takie warunki przy przeprowadzeniu transferów. Chodzi przede wszystkim o pieniądze za podpis, na przygotowanie do sezonu i zapewnienie prywatnych sponsorów. 60 lat temu ścigano się głównie dla zabawy.

Czytaj także:
Kulesza uchylił rąbka tajemnicy ws. selekcjonera. Takich słów jeszcze nie było
Klich związał się z nowym klubem! Rooney rozpływa się nad Polakiem
KUP BILET na 2025 PZM FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw. KLIKNIJ i przejdź na stronę sprzedażową!

< Przejdź na wp.pl