Tai Woffinden - mistrz, któremu przed sezonem nie dawano szans

Łukasz Witczyk

W sobotę Tai Woffinden zapisał się złotymi zgłoskami w historii czarnego sportu. Brytyjczyk w Toruniu wywalczył pierwszy w karierze tytuł mistrza świata. Przedstawiamy sylwetkę nowego króla speedwaya.

Rok temu z mistrzowskiego tytułu cieszył się Chris Holder. Australijczyk miał wówczas 25 lat i pokazał, że młode pokolenie żużlowców coraz więcej będzie znaczyć na arenie międzynarodowej. W tym sezonie walka o tytuł najlepszego jeźdźca świata toczyła się pomiędzy Emilem Sajfutdinowem  i Taiem Woffindenem. Rosjanin z powodu kontuzji musiał przedwcześnie zakończyć sezon, przez co stracił szansę na mistrzostwo. Z kolei Brytyjczyk prezentował najrówniejszą formę przez cały rok i to właśnie on jest teraz największą gwiazdą światowego speedwaya. Jeszcze kilka miesięcy temu nikt nie spodziewał się, że to właśnie Woffinden zostanie nowym mistrzem globu, a gdy znalazł się ktoś, kto mówił o tak dobrym wyniku Brytyjczyka, to jego słowa wzbudzały wśród fanów czarnego sportu jedynie uśmiech politowania.

Przed sezonem nawet najwięksi optymiści nie spodziewali się tak dobrych rezultatów osiąganych przez Taia Woffindena. W notowaniach bukmacherów "Woffy" był jednym z tych zawodników, którzy mieli najmniejsze szanse na tytuł. Ten, kto postawił na takie rozstrzygnięcie, bardzo się wzbogacił. O tym, że Brytyjczyk poważnie podchodzi do rywalizacji w GP świadczyły przygotowania się do sezonu. Tai schudł blisko 10 kilogramów i zdecydowanie lepiej prezentował się na motocyklu.

"Tajski" z powodzeniem kontynuuje żużlowe tradycje. Na żużlu jeździł jego ojciec - nieodżałowany Rob Woffinden, który karierę żużlową musiał zakończyć w wyniku ciężkiej kontuzji. Po zakończeniu startów na żużlowym owalu Rob zdecydował się na emigrację do Australii. W Perth zajmował się szkoleniem najmłodszych australijskich żużlowców. Szybko dostrzegł, że jego syn ma smykałkę do czarnego sportu i może iść w jego ślady. Ojciec "Woffy’ego" postawił wszystko na jedną kartę. Po wielu latach pobytu na Antypodach, zdecydował się na powrót na Wyspy Brytyjskie.

Tegoroczny mistrz świata starty na Wyspach rozpoczął w ekipie Scunthorpe Scorpions. W tej samej drużynie przez wiele lat ścigał się jego ojciec. W barwach Skorpionów "Woffy" zadebiutował w 2006 roku, kiedy zespół ten rywalizował wówczas w najniższej lidze na Wyspach Brytyjskich - Conference League. Woffinden z meczu na mecz czynił postępy. Przed sezonem 2007 jego dobrą dyspozycję dostrzegli włodarze Rye House Rockets, gdzie Woffinden spędził kolejne dwa lata. W 2009 roku "Woffy" zasilił zespół Wolverhampton Wolves, któremu jest wierny do dziś.

Woffinden w chwili podpisania kontraktu z Wilkami miał niespełna 19 lat i był uznawany za największą nadzieję angielskiego żużla. - Bardzo chciałem tu przyjść. Lubię tutejszy tor, a w dodatku mam bardzo dobre relacje z Chrisem Van Straatenem. Chciałbym zostać tu na dłużej. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, chętnie zostałbym tu na dziesięć lat. Nie chcę być jednym z tych zawodników, którzy zmieniają kluby jak rękawiczki. Zawsze jakiś klub musi zająć na koniec sezonu to ostatnie miejsce. W zeszłym roku padło na Wolverhampton. Mam nadzieję, że teraz możemy iść tylko do przodu - mówił wówczas Woffinden.

Brytyjczyk liczył na to, że szybko stanie się pierwszoplanową postacią Wilków. Z miesiąca na miesiąc jego średnia była coraz wyższa i odgrywał coraz większą rolę w zespole z Monmore Green. - Zawsze wyznaczam sobie jakieś cele. Jeszcze startując w Premier League powiedziałem sobie, że pokonam każdego jednego zawodnika. Miałem w głowie listę i przez cały sezon odznaczałem sobie kogo udało mi się już pokonać w bezpośrednim pojedynku. Sprawiało mi to przyjemność i myślę, że nie inaczej będzie w Elite League. Chcę być prawdziwym liderem i zdobyć upragniony puchar - zdradzał Woffinden.

[nextpage]

W lipcu 2007 roku talent brytyjskiego żużlowca dostrzegli włodarze Włókniarza. Woffinden po 24 godzinach jazdy do Polski odbył trening na Arenie Częstochowa. Był on pod wrażeniem tamtejszego toru, a jego jazda przypadła do gustu Marianowi Maślance. O tym, że 17-letni wówczas Woffinden jest obserwowany przez sztab szkoleniowy Lwów wiedziało niewiele osób. "Woffy" podpisał czteroletni kontrakt z Włókniarzem. - Trzymaliśmy to w tajemnicy do końca. Nie chciałem by nas ktoś uprzedził - przyznał ówczesny prezes ekipy spod Jasnej Góry, Marian Maślanka.

Woffinden już rok później zadebiutował w barwach Włókniarza. Obdarzony został olbrzymim kredytem zaufania. Nawet w przypadku słabszego występu dostawał szansę w kolejnym meczu. W pierwszym sezonie startów w Ekstralidze "Tajski" zbierał doświadczenie. Wykręcił wówczas średnią biegopunktową 0,886, lecz pokazał, że drzemią w nim ogromne możliwości. Rok później dla Lwów Woffinden zdobył z bonusami aż 141 punktów, co na juniora jest bardzo dobrym rezultatem.

Największym wstrząsem w życiu Woffindena była śmierć jego ojca. 30 stycznia 2010 roku po ciężkiej chorobie Rob Woffinden odszedł z tego świata. Człowiek, który z chęcią udzielał innym pomocy, a także wspierał dobrą radą, przegrał walkę z rakiem. Widać było, że "Woffy’emu" brakuje tego wsparcia, a jego jazda nie była już taka sama. Marzeniem Roba Woffindena było zobaczenie syna w turnieju o mistrzostwo świata. Niestety, nie dożył tej chwili. 23-latek w sezonie 2010 zadebiutował w cyklu Grand Prix, lecz był jednym z outsiderów cyklu.

Marzenie Roba Woffindena zostało jednak spełnione. Jego syn robił wszystko, by spisywać się jak najlepiej w elicie. - Pragnę zrobić to dla ojca, ale to jest tylko żużel i tak naprawdę nic tu nie jest pewne. Trzeba więc poczekać i zobaczyć, jak będzie. Ojciec miał na mnie ogromny wpływ i poświęcał mi mnóstwo uwagi. Jego śmierć to gigantyczny cios dla mnie oraz wszystkich, którym był bliski, ale życie musi toczyć się dalej - mówił po śmierci ojca Tai Woffinden.

Wsparcie ojca dla Taia było niezwykle ważne. Na każdym kroku podkreśla on jak wiele mu zawdzięcza. "Woffy" w grudniu zeszłego roku wystartował w memoriale poświęconym jego pamięci i wygrał te zawody z kompletem punktów. O tym, jak blisko był z nim związany świadczyć może także tatuaż, jaki nowy mistrz świata ma na plecach. Oprócz podobizny ojca, 23-latek wytatuował sobie również ostatni list jaki od niego otrzymał.

[nextpage]

W debiutanckim sezonie w cyklu Grand Prix Tai Woffinden wywalczył 49 punktów. Dało mu to dopiero 14. pozycję. W kolejnych latach "Woffy" odbudowywał swoją formę. W 2011 roku został wypożyczony z Włókniarza Częstochowa do Startu Gniezno. W barwach drużyny z pierwszej stolicy Polski Woffinden był jednym z liderów i poprowadził ten zespół do baraży o Ekstraligę. Rywalem Orłów był… Włókniarz. W rewanżowym meczu barażowym Brytyjczyk nie wystąpił, a Lwy rzutem na taśmę uratowały ekstraligowy byt.

Przed sezonem 2012 Woffinden związał się z Betard Spartą Wrocław i to właśnie w barwach drużyny z Dolnego Śląska rozwinął skrzydła. Był liderem Spartan i walnie przyczynił się do tego, że jego drużyna w latach 2012-2013 dwukrotnie obroniła Ekstraligę. Przed obecnym sezonem Woffinden po raz drugi w karierze otrzymał od organizatorów cyklu Grand Prix stałą dziką kartę. "Tajski" pokazał, że był to strzał w dziesiątkę.

Obecny sezon jest dla niego przełomowy. Był zdecydowanym liderem Betard Sparty Wrocław i jednym z najlepszych zawodników Enea Ekstraligi. W dodatku w cyklu Grand Prix od początku rywalizacji toczył walkę o pierwsze miejsce. W Pradze po raz pierwszy wygrał zawody elitarnego cyklu. W Gorzowie, Terenzano, Daugavpils i Krsko stanął na podium. Przed zawodami w Sztokholmie "Woffy" miał 22 punkty przewagi nad najgroźniejszym rywalem - Jarosławem Hampelem. Mimo ogromnej przewagi, nie czuł się jeszcze mistrzem świata. - Niektórzy ludzie mówią, że tytuł już jest mój, ale wciąż mogę go stracić. Jeśli będę miał w Sztokholmie zły dzień, a Jarek Hampel i Nicki Pedersen dobry, wszystko może rozstrzygnąć się dopiero w Toruniu. Po prostu muszę robić w ten weekend to samo co zwykle i nic nie zmieniać. Jeśli na końcu będę mistrzem, to nim będę. Jeśli nie, to nie - powiedział Brytyjczyk.

Tylko kataklizm mógł odebrać Woffindenowi mistrzostwo. Jednak niewiele brakło, a czarny scenariusz mógł znaleźć odzwierciedlenie w rzeczywistości. W drugim wyścigu "Tajski" wjechał w tylne koło motocykla Tomasza Golloba. Obaj upadli na tor. Woffinden wstał z niego o własnych siłach i kontynuował udział w zawodach. Z kolei Gollob został odwieziony do szpitala. Brytyjczyk zmagał się z olbrzymim bólem, bowiem w wyniku upadku odnowiła mu się kontuzja. Mimo to zdobył 7 punktów i w Toruniu musiał zdobyć zaledwie 6 "oczek", by zostać mistrzem. Sztuki tej dokonał.

Woffinden w sobotę został nowym królem speedwaya i pierwszym od 13 lat Brytyjczykiem, który sięgnął po ten najcenniejszy laur w światowym żużlu (poprzednio dokonał tego Mark Loram). Woffinden od najmłodszych lat wyznaczał sobie ambitne cele. Jak każdy młody jeździec chciał zostać mistrzem świata. Marzenie nie tylko jego, ale i jego nieżyjącego już ojca spełniło się 5 października 2013 roku.

[nextpage]

Jaki prywatnie jest nowy mistrz świata? Otwarty, skromny, pogodny i pomocny. Jedną z największych pasji Woffindena to tatuaże. Na swoim ciele ma ich kilkanaście. Nie jest mu obcy los innych ludzi. W tym roku przed turniejem Grand Prix Wielkiej Brytanii do Cardiff pojechał... rowerem. Celem tej wyprawy było wsparcie dla fundacji walczącej z rakiem - chorobą, która z tego świata zabrała jego ojca. Udało mu się zebrać 16 tysięcy funtów. - Po tym jak straciłem ojca chcę zbierać pieniądze na walkę z rakiem. Zamierzam przejechać dystans z Wolverhampton do Cardiff na rowerze. Wyruszę 28 maja, a 30 chcę być na miejscu, bo muszę wziąć udział w Grand Prix Wielkiej Brytanii. Poszukuję sponsorów, którzy chcieliby mnie wesprzeć w tym wyczynie. Wspieram fundację "Cancer Research UK" i jestem bardzo wdzięczny za każde pieniądze przekazane na walkę z nowotworem - powiedział Tai przed wyjazdem do stolicy Walii. 

Woffinden dobrze dogaduje się z Chrisem Holderem i Darcy'm Wardem. Cała trójka kilka lat temu była zafascynowana Fiatem 126p. Brytyjczyk otrzymał go jako prezent na osiemnaste urodziny od włodarzy częstochowskiego Włókniarza. Rok temu to "Chrispy" stał na najwyższym stopniu podium mistrzostw świata. W tym sezonie po złoto sięgnął "Woffy". Czy przyszły sezon będzie należał do Warda?

"Tajski" jest jednym z najmłodszych żużlowców, którzy stanęli na najwyższym stopniu podium Indywidualnych Mistrzostw Świata. "Woffy" urodził się 10 sierpnia 1990 roku w Scunthorpe. Młodsi od Brytyjczyka w chwili zdobycia złotych medali byli jedynie Peter Craven, Ronnie Moore, Peter Collins i Michael Lee. Po 23 lata zdobywając mistrzostwo mieli Barry Briggs oraz  Ove Fundin. Nazwiska te budzą podziw wśród kibiców czarnego sportu na całym świecie.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!



KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

< Przejdź na wp.pl