Krzysztof Cegielski: W rozbitym Tarnowie zabrakło determinacji
Zdaniem Krzysztofa Cegielskiego, pomimo zajęcia czwartego miejsca w rundzie zasadniczej Fogo Unia Leszno zasłużyła na finał Ekstraligi. - Mecz w Tarnowie nie wyglądał jak półfinał - stwierdził.
Środowe spotkana wyłoniły obu finalistów tegorocznego sezonu. O złoty medal nie powalczy w tym roku Grupa Azoty Unia Tarnów, która była bez wątpienia najlepszą drużyną pierwszej części rozgrywek. Rywalem Fogo Unii będzie Stal Gorzów, która rozprawiła się ze SPAR Falubazem, wygrywając rewanż 62:28. - Jeżeli spojrzymy na wyniki rundy zasadniczej, to brak awansu tarnowskiej Unii jest z pewnością zaskoczeniem. Biorąc jednak pod uwagę ostatnie wydarzenia, to już niekoniecznie. Można stwierdzić, że w finale spotkają się dwie najmocniejsze drużyny, które na ten awans zasłużyły - ocenił Krzysztof Cegielski.
Zdaniem eksperta naszego portalu, rozłożonym przez kontuzje tarnowianom zabrakło w ostatecznym rozrachunku determinacji, jaką wykazywali się leszczynianie. - Patrząc na to od środka odniosłem wrażenie, że Unia Tarnów była przed tym spotkaniem skupiona bardziej na tym, kto wystartuje, a kto niestety nie będzie w stanie znaleźć się w składzie. Były szanse na to, by w rewanżu pojawił się Greg Hancock, ale ostatecznie okazało się to niemożliwe. Obawy dotyczyły tez stanu zdrowia Janusza Kołodzieja. Pomimo naprawdę dużych trudności uznaliśmy, że pojedzie i spróbuje pomóc swojej drużynie w osiągnięciu jak najlepszego wyniku. Problemy obu zawodników w pewien sposób przeniosły się jednak na resztę drużyny. W poczynaniach pozostałych żużlowców nie było widać determinacji do tego, żeby zwyciężyć. Rewanżowy mecz w Tarnowie nie wyglądał jak półfinał play-offów. Wszystkie okoliczności spowodowały, że dwumecz, na tle tak mocnych i zdeterminowanych leszczynian musiał się w taki, a nie inny sposób zakończyć - wyjaśnił.
Tarnowianie byli nie do zatrzymania w rundzie zasadniczej tego sezonu. Cegielski zauważa jednak, że pech prędzej czy później dopada każdego. - Myślę, że Unia Tarnów z chęcią oddałaby parę zwycięstw z pierwszej części sezonu, by walczyć w pełnym składzie z leszczynianami. Nie ma w lidze drużyny, którą ominąłby pech i kontuzje. Ten kryzys był kwestią czasu. Jaskółki mają jednak wielkiego pecha, że dopadł ich on w półfinale, czyli w najmniej odpowiednim momencie. Inna sprawa, że najważniejsze jest to, by zbudować wysoką formę w odpowiednim czasie. Jak widać, stało się tak w Lesznie. Początkowo były tam kłótnie i różnego rodzaju problemy, ale jak się okazuje - i w życiu najczęściej tak bywa - złe rzeczy wymuszają zmiany na lepsze. Zawodnicy zaczęli jeździć coraz lepiej i wielu z nich znacząco poprawiła swoje osiągnięcia w stosunku do pierwszej części sezonu. Przełożyło się to ostatecznie na wynik całej drużyny. Widać było w półfinale, że leszczynianie są ogromnie zmotywowani. Nie zapominajmy też o tym, że oni również mieli swojego pecha w postaci kontuzji. Wypadł Kenneth Bjerre, a niezdolny do jazdy był oprócz tego Mikkel Michelsen, który w kilku meczach spisywał się naprawdę solidnie. Pozostali zawodnicy byli skuteczni i to wystarczyło na pokonanie rozbitych Jaskółek - stwierdził Cegielski.
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>