- Najbardziej utkwił mi w pamięci pierwszy sezon po objęciu prezesury w klubie. Po wspaniałym meczu z Unią Tarnów, który oglądało siedemnaście tysięcy ludzi, awansowaliśmy do Ekstraligi. Później było gorzej. Spadliśmy do pierwszej ligi głównie przez to, że nie udało się uzbierać odpowiedniego budżetu jak na tą klasę rozgrywkową. Było jednak wiele momentów, które zarówno mnie, jak i rybnickim kibicom z pewnością na stałe zapadną w pamięci. W okresie mojej prezesury, zawodnicy RKM zdobywali liczne medale rangi Mistrzostw Świata i Mistrzostw Polski. Jestem z wykształcenia nauczycielem i zawsze kładłem nacisk na szkolenie młodzieży. Zależało mi nie tylko na podnoszeniu umiejętności sportowych, ale także na tworzeniu ich więzi z klubem. Nie chciałem, aby ich obecność w klubie miała związek z niedzielnym meczem, po którym każdy jechał w swoją stronę. Jako klub wyszkoliliśmy wspaniałych juniorów. Każdego roku do licencji żużlowej stawali zawodnicy wyznaczeni przez nasz klub. To są największe sukcesy mojej działalności w klubie. Również w ostatnich trzech miesiącach od wyboru nowych władz, nie mam sobie nic do zarzucenia - ocenił okres swojej działalności w klubie Aleksander Szołtysek.
Słowa byłego prezesa RKM są zaprzeczeniem wypowiedzi nowego prezesa klubu - Michała Pawlaszczyka, który na wtorkowej konferencji prasowej powiedział: - W zeszłym tygodniu na ręce zarządu została złożona rezygnacja Aleksandra Szołtyska z członkostwa w gronie zarządu. To nie jest tak dosłownie, że poprzedni prezes miał być gwarantem spłaty długu. Ja wyraźnie mówiłem o "swoistym" gwarancie spłaty długu. Aleksander Szołtysek zapowiadał, że użyje on swoich kontaktów, a także będzie prowadził rozmowy z poprzednimi sponsorami, aby uzbierać pulę pieniędzy, która pokryła by cały dług. Jego odejście ma plusy i minusy. Plusy są takie, że wielu przedsiębiorców zapowiedziało wsparcie, jeżeli poprzedniego prezesa nie będzie w klubie w ogóle. Jeżeli chodzi o minusy… to ich nie widzę. Gdyż z dotychczasowych działań byłego prezesa mogę szczerze powiedzieć, że nie wynikło nic.
Szołtysek jest zdziwiony wypowiedzią Michała Pawlaszczka. - Dziwię się, że osoba prezentująca pewien poziom, pozwala sobie na publiczne krytykowanie działalności swojego poprzednika. Ja również przejmowałem klub w momencie, gdy był on zadłużony i trzeba było wywiązać się z zobowiązań zaciągniętych jeszcze przez poprzedników. Nigdy jednak nie pozwoliłem sobie na publiczne krytykowanie działalności pana Dominika Kolorza. Wypowiedzi pana Pawlaszczyka nie zamierzam komentować. Widocznie w różny sposób zrozumieliśmy się co do mojej obecności w zarządzie. Nigdy nie powiedziałem, że zagwarantuję pojawienie się pieniędzy na pokrycie długu. Postawiłem sobie za zadanie, aby doprowadzić do ugód i rozłożyć płatności na raty. Do tego udało się doprowadzić i jestem z tego zadowolony. Powstaje bowiem pytanie, które mógłbym panu Pawlaszczykowi zadać. Skoro miałbym możliwość zapewnienia płynności finansowej klubowi, to po co potrzebne były zmiany w tym klubie? To przykre, że próbuje się w ten sposób przedstawiać moją osobę. Pragnę przypomnieć, że swego czasu byłem również członkiem Głównej Komisji Sportu żużlowego i wspólnie w ówczesnymi działaczami udało się zrobić wiele dobrego dla polskiego żużla, a młodzieży w szczególności. Nie pozwolę sobie tego odebrać - wyjaśnił Szołtysek.
Były prezes RKM zauważa jednak porażki związane z jego prezesurą. - Nie ma w Polsce prezesa, który mógłby mówić tylko o sukcesach swojego klubu. Na pewno nie pozwolę zrobić z siebie kozła ofiarnego za to, w jakim stanie jest w tej chwili rybnicki klub. Kiedy obejmowałem prezesurę, to starsi koledzy uprzedzali mnie, że na tym stanowisku trzeba się uodpornić na krytykę, często niezasłużoną. Dlatego udaje mi się z dystansem podchodzić do doniesień medialnych. Nie oznacza to jednak, że ich nie przeżywa. Włożyłem w ten klub własne pieniądze. Jest to udokumentowane w księgowości klubu. Nie były to pieniądze z tak zwanym drugim dnem. Były one pożyczone klubowi na konkretny cel i w ten sposób zostały rozdysponowane. Jeżeli miałbym wymienić największe porażki, to na pewno był to spadek klubu do I ligi oraz brak płynności finansowej, który w ostatnim czasie się pojawił. Tak to jednak jest, kiedy pewne firmy deklarują swoją pomoc i się z niej nie wywiązują, ale to jest temat na inną rozmowę. Nie jest to jednak żadna nowość w polskich warunkach. Wystarczy poczytać co się dzieje w związku z kryzysem gospodarczym. Prawdziwe problemy polskie kluby mogą mieć dopiero w tym roku. Trzeba jednak potrafić przyznać się do błędów. Jestem odpowiedzialnym człowiekiem i tak samo jak identyfikuję się z wszystkimi sukcesami naszego klubu, tak samo ponoszę odpowiedzialność za jego porażki - zakończył Aleksander Szołtysek.