Jego historia zdumiewa i pokazuje, że w sporcie nie ma rzeczy niemożliwych. Jeszcze niedawno jego największą ambicją było samodzielne chodzenie, a dziś wygrywa pojedynki na rękę z dużo starszymi, pełnosprawnymi rywalami.
18-latek w dwa lata zdołał sięgnąć po medale mistrzostw Polski, Europy i świata w armwrestlingu. Obecnie jest najsilniejszym Polakiem w swojej kategorii wiekowej i szykuje się do kolejnych mistrzostw świata w Kuala Lumpur w Malezji. Tam po raz pierwszy zmierzy się z najlepszymi zawodnikami świata, nie tylko wśród swoich rówieśników, ale także w klasyfikacji Open. I wcale nie jest bez szans.
Polak pokonał długą drogę, by w ogóle myśleć o samodzielnym życiu. Lekarze zdiagnozowali u niego porażenie mózgowe, gdy miał 10 miesięcy. Początkowo w ogóle nie było wiadomo, czy będzie w stanie chodzić.
- Gdy miał 10 miesięcy tylko pełzał. To wtedy usłyszeliśmy, że być może intensywna rehabilitacja da jakąś nadzieję. Szanse były jednak małe. Gdy jego rówieśnicy bawili się w piaskownicy, my z bólem serca musieliśmy zmuszać naszego malutkiego syna do intensywnych ćwiczeń. Płakał, krzyczał, a nam krajało się serce. Do dziś pamiętam jego pytanie: "Tato, dlaczego robisz mi krzywdę?!". Wiedzieliśmy jednak, że musimy to przetrwać - wspomina życiowe dylematy ojciec zawodnika Jacek Malicki.
Rodzice szybko musieli pogodzić się z sytuacją i podejmować kolejne decyzje. Przykurcze mięśni, charakterystyczne dla osób z porażeniem mózgowym, sprawiły, że to oni musieli decydować, czy chcą u swojego syna kolejnych operacji podcinania ścięgien, czy może decydują się na mniej inwazyjne ostrzykiwanie botoksem. Każda taka decyzja miała nieść nieodwracalne skutki na dalsze życie młodego człowieka.
Poszedł na studia, by pomóc synowi
- Każdy lekarz mówił co innego. Miałem tego dość i zdecydowałem się pójść na studia z fizjoterapii. Poza teoretyczną wiedzą, nauczyłem się także rehabilitacji i mogłem realnie pomóc synowi - opowiada ojciec, który na co dzień pracuje jako nauczyciel w zespole szkół w Kłodawie (woj. wielkopolskie).
Ostatecznie Pawła poddano sześciu operacjom, a po każdej z nich przez kilka miesięcy musiał funkcjonować z gipsowym opatrunkiem na nogach. Najgorsze były operacje podcinania ścięgien podkolanowych, bo gipsowe opatrunki na obu nogach sięgały aż do pachwin. Pacjent miał więc problem, by usiąść na toalecie. O chodzeniu nie wspominając.
Rodzina Malickich mogła sobie pozwolić na wykupienie maksymalnie jednego lub dwóch dwutygodniowych turnusów rehabilitacji w roku. Praca nad sprawnością syna trwała jednak codziennie. Około godz. 18, cokolwiek by się działo, ojciec brał syna i pilnował, by ten wykonał wszystkie niezbędne ćwiczenia.
Dzięki temu można mówić o przełomie. Dziś Paweł jest w pełni samodzielny, a ograniczenia ruchowe dotyczą tylko nóg.
- Dzisiaj Paweł może chodzić wiele kilometrów bez przerwy. Nie potrafi co prawda wyprostować nóg, ale ma tak mocne mięśnie, że chodzenie na ugiętych kolanach nie stanowi dla niego problemu. Codzienne ćwiczenia to dla nas świętość. Od kilku lat Paweł wykonuje je samodzielnie, a ja tylko przyglądam się, a w razie potrzeby robię mu masaże i przytrzymuje nogi przy najtrudniejszych ćwiczeniach - dodaje pan Jacek.
Marzenia o karierze armwrestlera po raz pierwszy pojawiły się u Pawła, gdy miał 10 lat. Tuż po wizycie przedstawicieli tego sportu w jego szkole. Wtedy jednak wszyscy traktowali to jako kolejne dziecięce marzenie. Rodzice na prośbę syna sondowali wtedy możliwość zapisania go na treningi, ale skończyło się na planach. Na zajęcia armwrestlingu można uczęszczać dopiero po skończeniu 13. roku życia.
Plany zostały odłożone na bok, ale Paweł o nich nie zapomniał i wrócił do pomysłu sprzed lat już jako 16-latek. W trakcie zabaw na szkolnych przerwach wciąż pokonywał dużo starszych rywali.
Cztery medale po czterech miesiącach
- Regularne treningi sprawiły, że Paweł praktycznie wszystkie sprawdziany na wuefach kończył szóstkami. Deskę (plank - przyp. red.) potrafi robić przez sześć minut, gdy rzadko komu udaje się wytrzymać dłużej niż dwie minuty. Świetnie rzuca do kosza i jest znakomitym bramkarzem. Biegać też potrafi, więc często wychodził z kolegami na piłkę - relacjonuje tata.
Na wysokości zadania stanęła też szkoła, która po jego operacjach organizowała zajęcia jego klasy na parterze. Wszystko po to, by uczeń nie musiał wchodzić po schodach w gipsowych opatrunkach.
Niepełnosprawność nie była dla niego przeszkodą w relacjach z równieśnikami. Ci szybko go zaakceptowali, a on nigdy nie prosił o taryfę ulgową.
Jego motto do dziś brzmi: "Jeśli ktoś inny jest w stanie to zrobić, to ja też".
Najlepiej widać to po sukcesach w armwrestlingu, którymi zaskoczył największych optymistów. Po zaledwie czterech miesiącach treningów wystąpił w mistrzostwach Polski i zakończył je z czterema medalami, dwoma złotymi i dwoma srebrnymi. Już wtedy rywalizował w dwóch kategoriach U-18 z pełnosprawnymi i niepełnosprawnymi rywalami do 70 kilogramów. Konkurencja była spora, bo w walce o medal Malicki musiał pokonać przynajmniej sześciu, siedmiu rywali. Pierwszy rok startów zakończył trzema złotymi medalami na mistrzostwach świata.
- Rywale robią tylko wielkie oczy, gdy dowiadują się, że Paweł trenuje dopiero od kilku miesięcy. Obecnie jest tak silny, że coraz częściej startuje w rywalizacji dorosłych, a nawet bez ograniczeń wagowych. W takich turniejach zdobył już kilka medali - relacjonuje ojciec zawodnika.
Pawłowi nie jest jednak łatwo, bo treningi łączy z nauką w liceum ogólnokształcącym w Poznaniu. Każde zajęcia są dużym wyzwaniem logistycznym, bo zawodnik musi dojechać z Poznania w okolice Koła, gdzie znajduje się jego rodzinny dom i klub.
Ale już niedługo rozpocznie lekcje jazdy samochodem. Był już na testach. Wypadły obiecująco, a co ważne, nie ma przeciwskazań, by przy jego niepełnosprawności mógł prowadzić samochód.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: można im pozazdrościć. Tak spędzili miesiąc miodowy
Czytaj więcej:
Prof. Filipiak: Probierz to wariat
Rosjanin w barwach Polski? To możliwe