Ole Einar Bjoerndalen: To był dziwny bieg, ale złoty medal zawsze cieszy

Nietypowy przebieg miała sztafeta mieszana na mistrzostwach świata w biathlonie w Ruhpolding. Jako pierwszy linię mety minął Słoweniec Jakov Fak, jednak złoto otrzymali Norwegowie. Od ich czasu odliczono bowiem sekundy stracone wcześniej przez Ole Einara Bjoerndalena, który pokonywał karną rundę. Jak się okazało, niepotrzebnie.

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński

Biegnący na trzeciej zmianie Ole Einar Bjoerndalen, mimo dobierania dodatkowych pocisków, nie zdołał pięciokrotnie trafić w tarczę i w tej sytuacji pokonał karne 150 metrów. Okazało się jednak, że Norweg wcale się nie mylił - zawiodła aparatura, która nie zaliczyła Bjoerndalenowi celnego strzału. Sam narciarz biegnąc dodatkowy dystans poniósł jednak sporą stratę i Norwegowie przegrywali w tym momencie z liderującymi Niemcami już o minutę. Błąd szybko został jednak wykryty. - Gdy skończyłem swoją zmianę wiele osób podchodziło do mnie i mówiło mi, że w rzeczywistości mój strzał był celny. Wtedy zrozumiałem, że wróciła możliwość wygrania biegu - mówił Bjoerndalen po zawodach.

Norwegowie złożyli natychmiast protest, który został rozpatrzony przez jury. Zawodnicy startujący na ostatniej zmianie wiedzieli więc, że od czasu Norwegów odjętych zostanie około trzydzieści sekund. Linię mety jako pierwszy przekroczył Słoweniec Jakov Fak, jednak tuż za nim finiszował Emil Hegle Svendsen. Norwegowie zostali więc uznani za zwycięzców.

- To trochę dziwne uczucie wygrać, choć na mecie nie było się na pierwszym miejscu. Ale złoto to złoto. Słoweńcy pobiegli bardzo dobrze, rozmawiałem z nimi po biegu. Nie wygrali, ale i tak cieszyli się ze srebra. To moje siedemnaste złoto na MŚ i jak każde zawsze cieszy. Dzień zaczął się źle, ale skończył bardzo dobrze - komentował Bjoerndalen. - Nie było tutaj żadnych wątpliwości. Musieliśmy mieć odjęte sekundy od czasu - dodał szwedzki trener reprezentacji Norwegii Mikael Löfgren.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×