IBU, czyli Międzynarodowa Federacja Biathlonowa, zareagowała tuż po agresji Rosji na Ukrainę. Zdecydowano, że rosyjscy i białoruscy sportowcy mogą startować w zawodach.
Musieli jednak występować, jako zawodnicy neutralni, nie było mowy o hymnie i fladze. Co gorsza, punkty przez nich zdobywane nie mogły się liczyć do klasyfikacji Pucharu Narodów.
Taka sytuacja irytuje sportowców oraz rosyjskie federacje, tym bardziej, że IBU miało też wydalić rosyjską i białoruską federację biathlonową.
Do Jurija Kamińskiego, trenera męskiej ekipy biathlonowej, miał zadzwonić korespondent serwisu Match TV z prośbą o komentarz. Szkoleniowiec w gorzkich słowach wypowiedział się o IBU. Wiceprezydent organizacji Jiri Gamza został nazwany przez niego "Godzillą", a sama IBU organizacją polityczną.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zimowa wyprawa żony skoczka. I to nie byle jaka!
- Zupełnie inaczej się wyraziłem. Korespondent włożył mi do ust słowa, których nie wypowiedziałem. Zwykle dziennikarze wysyłają mi teksty do autoryzacji, ten tego nie zrobił. Jestem rozczarowany - powiedział Kamiński w rozmowie z metaratings.ru.
Trener zapewnił, że nie chciał obrazić pracowników IBU, choć jak dodał "być może członkowie komitetu wykonawczego IBU są politycznie stronniczy, a teraz podlegają rusofobii". Kamiński zapewnił, że więcej nie będzie rozmawiać z tym dziennikarzem. - Młodzi korespondenci uważają, że nie muszą autoryzować wypowiedzi. Wymyślają treści i wyrabiają sobie sławę na aferach - zakończył.
Czytaj też:
Pierwsza zmiana w polskich skokach! Koniec lukratywnego kontraktu
Znany polski skoczek wykluczony z zawodów