Jeszcze nieco ponad tydzień temu forma idolki gospodarzy była zagadką. Charlotte Kalla po grudniowych zawodach w Davos przestała startować w Pucharze Świata, do którego wróciła po dwóch miesiącach przerwy. W międzyczasie jej oficjalne starty były rzadkością, a wygrane na mistrzostwach kraju nie były zbyt miarodajne, gdyż Szwedka w krajowym czempionacie dominuje co roku. Ale w zeszły weekend w Oestersund Kalla powróciła, w dodatku piekielnie mocna. Na 10 kilometrów stylem dowolnym nie dała nikomu najmniejszych szans i nawet Norweżki poniosły wobec niej duże straty.
[ad=rectangle]
Od tygodnia cała Szwecja czeka więc na 24 lutego, gdy na mistrzostwach świata w Falun rozegrana zostanie identyczna konkurencja jak ta, która była w programie zawodów w Oestersund. Po trzech mistrzowskich biegach kobiet, w których szwedzcy kibice oglądali triumfy Norweżek, teraz ma przyjść czas rewanżu i oklaskiwanie swojej zawodniczki. Kalla po ostatnim zwycięstwie rzeczywiście zdaje się być faworytką, jednak sama unika jakichkolwiek deklaracji.
- Czekam na ten bieg od tak dawna. To dla mnie wielka szansa, w dodatku pobiegnę przed własna publicznością. W tej konkurencji jestem pewna swych możliwości i mogę zagwarantować, że dam z siebie wszystko. Medal byłby czymś wspaniałym - powiedziała Szwedka cytowana na ski-nordique-net. Zdaniem wielu jej rodaków Kalla z pewnością tak naprawdę myśli jednak nie tyle o srebrze czy brązie, ale konkretnie o złocie.
Ostatni indywidualny bieg przegrany przez Norweżki na mistrzostwach świata to 30 kilometrów w Libercu w ... 2009 roku, gdy wygrała Justyna Kowalczyk. Od tamtej pory wszystkie indywidualne starty na MŚ w Oslo, Val di Fiemme i obecnie w Falun kończyły się sukcesami Marit Bjoergen i Therese Johaug. Czy teraz triumfuje Kalla?
Ten bieg jest na czas, każdy startuje oddzielnie - więc nawet duza grupa Norweżek nic "w kupie" nie zrobi, każdy musi liczyć tylko na swoją dyspozycję dnia. A Kalla 9 dni temu pokazała, że Czytaj całość