Na co porywa się Kowalczyk? Bieg Wazów to ból, chwała i... zupa z borówek

Zdjęcie okładkowe artykułu: Newspix / TOMASZ MARKOWSKI /
Newspix / TOMASZ MARKOWSKI /
zdjęcie autora artykułu

Niewyobrażalny dystans 90 kilometrów, ból, krew i cierpienie - to marzenie kilkunastu tysięcy śmiałków, którzy 8 marca wezmą udział w Biegu Wazów. Wśród nich nasza dwukrotna mistrzyni olimpijska.

Justyna Kowalczyk w biegach narciarskich osiągnęła już wszystko. Teraz przyszedł czas na spełnianie marzeń. Zawodniczka z Kasiny Wielkiej od dawna myślała o starcie w legendarnym, owianym największą sławą biegu masowym - Biegu Wazów.

- Sama nie wiem, czego się po nim spodziewać. Dowiem się w niedzielę - napisała w felietonie na sport.pl. Dla Kowalczyk faktycznie będzie to podróż w nieznane. Dotychczas w zawodach Pucharu Świata, na mistrzostwach świata czy igrzyskach olimpijskich pokonywała maksymalnie 30 km. [ad=rectangle] "Maratońskie ciągotki" zdradzała już w latach 2010-11. Wygrywała w Avacha Marathon w Pietropawłowsku Kamczackim, ale na dystansie 60 kilometrów. W niedzielę będzie musiała do tego dołożyć jeszcze połowę tego dystansu. W sumie 90 km stylem klasycznym.

Zwycięzcą jest każdy

Dla przeciętnego Kowalskiego ten dystans jest czymś niewyobrażalnym. Dlatego wszyscy, którzy zameldują się na mecie - nieważne, na którym miejscu - są traktowani jak bohaterowie.

Vasaloppet - tak nazywane są w języku szwedzkim te zawody - to ból, pot, krew, cierpienie. Lepiej od razu nastawić się na męczarnie. Organizatorzy zachęcają amatorów, by odpowiednio przygotowali się do takiego wysiłku. Na oficjalnej stronie biegu czytamy: "Powinieneś pokonać przynajmniej 500 km na nartach, a niektóre treningi poświęcić na bieg na dłuższym dystansie, by przekonać się, jak się czujesz i jak reagujesz, gdy jesteś ekstremalnie zmęczony".

Co roku tysiące śmiałków chcą zmierzyć się z tym mitycznym dystansem, pokonać go i mieć powód do chwały. Bieg Wazów jest dla narciarzy tym, czym maraton w Nowym Jorku dla fanów biegania.

W niedzielny poranek - o godzinie 8.00 - na starcie 91. edycji w Saelen (a dokładnie w wiosce Berga) stanie 15800 narciarzy. Będzie im przyświecać motto imprezy: "I Fäders Spår för Framtids Segrar", czyli "Śladami naszych przodków ku przyszłej chwale".

Zwycięzcą jest każdy

Bieg Wazów nawiązuje do wydarzeń, które rozegrały się w XVI wieku. Król Danii Chrystian II usiłował odzyskać szwedzki tron (by utrzymać Unię Kalmarską). W listopadzie 1520 r. dopiął swego, a głośnym echem odbiło się zwłaszcza wymordowanie prawie 100 przeciwników króla (tzw. krwawa łaźnia sztokholmska). Jednym z zabitych był ojciec Gustawa Wazy.

Gustaw Waza zaczął przygotowywać grunt pod powstanie przeciwko Duńczykom. Udał się do Mory (w regionie Dalarna), by namówić tamtejszych mieszkańców do udziału w walce. Ci jednak odmówili. Zrezygnowany Waza na nartach zmierzał w stronę Norwegii. W pobliżu miejscowości Saelen dogoniło go dwóch braci. Mieszkańcy Mory nagle bowiem zmienili zdanie, gdy usłyszeli o propozycji podwyższenia podatków przez Chrystiana II. Zgłosili gotowość do walki. Gustaw Waza wrócił z Saelen do Mory i stanął na czele buntu przeciwko Danii. Zwycięskiego buntu. Efektem było koronowanie Gustawa Wazy na króla Szwecji - 6 czerwca 1523 r. Tak zapoczątkowano dynastię Wazów. Dla upamiętnienia drogi przebytej przez Gustawa Wazę zorganizowano w 1922 roku pierwszy Bieg Wazów. Właśnie z Saelen do Mory. Dla Szwedów to jedno z najważniejszych sportowych wydarzeń w roku.

W pierwszych zawodach wzięło udział 129 biegaczy. Do mety dotarło 127, a wygrał 22-letni Ernst Alm. Do dziś jest on najmłodszym zwycięzcą imprezy. Od 1948 roku Vasaloppet organizowany jest zawsze w pierwszą niedzielę marca. W tym roku wprowadzono wyjątek - przesunięto bieg o tydzień, bo 1 marca kończyły się mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym w szwedzkim Falun.

Do 1954 r. w Biegu Wazów mogli startować tylko Szwedzi. Później nastąpiło otwarcie na świat. Pierwszym Polakiem, który wystartował w tych zawodach, był dziennikarz Andrzej Martynkin (1977 r.), który uzyskał czas 9:38:56. Wydał on następnie książkę "Brałem udział w Biegu Wazów".

Czekał na płatki owsiane

Najlepszy wynik z naszych reprezentantów uzyskał - w 1987 r. - Józef Łuszczek. W polskich mediach podawana jest 23. lokata, choć na oficjalnej stronie imprezy mistrz świata z Lahti jest o jedno "oczko" wyżej. Jako... reprezentant Szwecji. Do zwycięzcy - Andersa Larssona stracił 9 minut i 27 sekund.

Fot. vasaloppet.se
Fot. vasaloppet.se

A mógł ten bieg zakończyć się dla Łuszczka zupełnie inaczej. Polak zmierzał bowiem po zwycięstwo. - Prowadziłem przez długi czas. Zrobiłem ucieczkę z Saszą (Aleksandrem Zawiałowem z ZSRR - przyp. red.). Uciekliśmy daleko, ale cóż z tego, skoro nie dostawałem pożywienia. Helikopter krążył nad nami, trener Edward Budny jechał samochodem na kolejne punkty kontrolne, ale co przyjechał, to myśmy już byli z przodu. Czekałem na płatki owsiane, lecz się nie doczekałem. Na ostatnich 25 km już sił nie miałem - mówi Łuszczek w rozmowie ze SportoweFakty.pl.

Legenda polskiego narciarstwa nie wróciła jednak ze Szwecji z pustymi rękami. Łuszczek wygrał bowiem kilka premii. - Nagrody były różne - narty, kurtki, telefony, a najważniejsze było całoroczne darmowe jedzenie w McDonaldzie - śmieje się nasz rozmówca. - W Polsce takich restauracji wówczas nie było, najbliższa w Budapeszcie. Mówię więc Szwedom: "kupcie mi bilet na samolot Warszawa - Sztokholm, będę sobie codziennie przylatywał i wracał". Na to się nie zgodzili, wyszłoby to ich zbyt drogo. Później przeliczyli mi to jedzenie w McDonaldzie i mieli wypłacić pieniądze. Do dziś jednak ich nie zobaczyłem. Jeden Polak, który mieszkał w Szwecji, miał mi je przekazać... - przyznaje ze smutkiem.

Zmagania w Vasaloppet wspomina także z innego powodu. W 1987 r. było straszliwie zimno w Szwecji. - Temperatura dochodziła do minus 30 stopni. Szwedzi mieli prawo odwołać bieg, ale chyba by zbankrutowali, skoro tysiące zawodników opłaciło wpisowe w wysokości 400 koron. Puścili więc bieg, ale ze 2 tysiące ludzi się "poodmrażało", ambulans nie nadążał ich zbierać - relacjonuje Łuszczek.

Dla Łuszczka - podobnie jak dla Justyny Kowalczyk - start w Biegu Wazów był marzeniem. - We wcześniejszych latach nie było na to czasu, bo w tym terminie miałem zawody Pucharu Świata. Trzeba było odpuścić - mówi.

A jak ocenia szanse naszej zawodniczki w niedzielnych zawodach? - Moim zdaniem poradzi sobie. Tylko trzeba umiejętnie biec, bo to jednak ponad cztery godziny wysiłku - kończy rozmowę z naszym serwisem Józef Łuszczek.

Polka wymieniana jest w gronie faworytek - obok Japonki Masako Ishidy, Szwajcarki Serainy Boner, Austriaczki Kateriny Smutnej i triumfatorki z 2013 i 2014 r. Norweżki Laili Kveli. Wśród panów na start w Biegu Wazów zdecydowali się m.in. Rosjanie Maksim Wylegżanin i Aleksander Legkow oraz Szwedzi Johan Olsson i Daniel Richardsson.

Z perspektywy "szaraczków"

Media najwięcej miejsca poświęcają zawodowcom, ale w Biegu Wazów startuje cała rzesza amatorów. Jednym z nich jest Leszek Naziemiec, choć w jego przypadku słowa "amator" nie można traktować dosłownie. Siemianowiczanin ma na koncie triathlon "Iron man", ponad 100 maratonów, wiele pływackich wyzwań na otwartym akwenie (m.in. próba przepłynięcia Kanału La Manche). Poza tym, już raz, w 2008 roku, brał udział w Biegu Wazów.

Jak wyglądają te zawody z perspektywy zawodnika, który nie walczy o zwycięstwo, lecz o dotarcie do mety w przyzwoitym czasie? Najtrudniejszy jest początek. Naziemiec podkreśla, że to mało komfortowy moment. - Start dla amatorów jest mocno utrudniony. Trzeba się ustawić w ostatnim rzędzie, razem z kilkoma tysiącami narciarzy-szaraczków, którzy biegną pierwszy raz. Do samej linii startu dotarłem chyba... godzinę po rozpoczęciu biegu. Ta polana jest wprawdzie ogromna, ale zaraz potem jest też "wąskie gardło" - podkreśla Naziemiec w rozmowie z naszym serwisem.

Zanim rozpoczęła się rywalizacja, wielu biegaczy wpadło w popłoch. Jeśli ktoś chciał tuż przed startem skorzystać z toalety, okazało się to niemożliwe. - Strefy były zamknięte, nikt nie mógł się ruszyć. Do tego wszędzie kamery - mówi sportowiec ze Śląska. Wybór był następujący: wytrzymać dwie godziny (a nawet więcej) i udać się "za potrzebą" na punkcie kontrolnym albo... pozbyć się wstydu i "załatwić sprawę" w miejscu, które się zajmowało.

Tłok i ścisk. A do tego podbieg. Ten pierwszy krótko po starcie. Ma około cztery kilometry. - Jest podbieg, ale... tam w ogóle nie da się przemieszczać. Przy takim tłumie praktycznie stoi się ciągle w miejscu. Z tego powodu trudno mi było zmieścić się na pierwszych bramkach z limitami czasowymi - dodaje Leszek Naziemiec.

To może być stresujące, bo na każdy z siedmiu punktów kontrolnych zawodnicy muszą stawić się w określonym czasie. Jak widzimy na poniższej grafice, kto nie dotrze na pierwszy punkt - w miejscowości Smågan (11 km) - do godziny 10.30, zostanie zdjęty z trasy. Żadne tłumaczenia nie pomogą. Szwedzi są w tej kwestii bezwzględni.

Fot. vasaloppet.se
Fot. vasaloppet.se

Nasz rozmówca pierwsze limity wypełnił, później zaś - gdy stawka nieco się przerzedziła - zaczął czerpać przyjemność z biegu. - Gdy uda się w końcu przebić do przodu, to z każdym kilometrem jest coraz lepiej. A po 40. kilometrze już całkiem przyjemnie. Sam bieg to rewelacja. Trasa w porównaniu choćby z Biegiem Piastów jest prosta - dodaje Leszek Naziemiec.

Choć na słabiej jeżdżących na nartach czyhają pułapki. Możecie się o tym przekonać, oglądając film z 2012 roku.

Fioletowy śnieg

Po czwartym punkcie kontrolnym - Evertsberg (na 48. kilometrze) - są już praktycznie tylko zjazdy i płaskie odcinki. Tyle że sił w tym momencie zaczyna już brakować. By sportowcy nie padli z wycieńczenia, w punktach kontrolnych usytuowane są stoły z jedzeniem i napojami.

Napoje izotoniczne, słodycze, owoce, kawa. W pobliżu wspomnianych stołów śnieg ma dość dziwny kolor. Fioletowy. Debiutanci mogą być zdziwieni. Stali bywalcy już wiedzą, co to jest.

Zupa z borówek. Jest ona bardzo gęsta, podawana narciarzom w kubkach. Ta potrawa spożywana jest w Vasaloppet w masowych ilościach - w ubiegłym roku zużyto 44 tysiące litrów. - To podstawa. Tradycja Biegu Wazów. Człowiek jest wychłodzony, więc taka ciepła, "kisielowa" zupa jest idealna - mówi nasz rozmówca.

Naziemiec kończył Vasaloppet w 2008 r. z wynikiem brutto 10:50:48. Ostatnie kilometry pokonywał już po zmroku. Miało to swój niezaprzeczalny urok. - W końcówce, przez ostatnie 8-10 km, tory na trasie "wyznaczane" były świeczkami. Niesamowite przeżycie. Czuje się atmosferę święta - mówi zawodnik z Siemianowic, który na mecie otrzymał pamiątkowy dyplom. - Ogromny, formatu A3, ze złoceniami. Człowiek czuł się dopieszczony - śmieje się.

Jest chwała, jest i ból. W następnych dniach osłabiony dużym wysiłkiem organizm daje się we znaki. - To jest trasa bardziej na pchanie, więc ręce bolą. Są zakwasy - kończy Leszek Naziemiec. Justyna Kowalczyk też już wie, że będzie cierpieć: - Nie zdziwiłabym się, gdyby w poniedziałek, po biegu, moje tricepsy były napuchnięte do rozmiarów mięśnia czworogłowego uda - napisała w felietonie.

Ciekawostki o Biegu Wazów

- Bieg Wazów jest zwieńczeniem całego tygodnia zmagań (Vasaloppet Week). Biegacze mogą wziąć udział w kilku innych konkurencjach. W poprzednią niedzielę odbył się bieg Öppet Spår - także na dystansie 90 km, ale dla tych, którzy nie lubią rywalizacji. Czas jest mierzony, nie ma jednak klasyfikacji generalnej. Zawodnicy ruszają na trasę między godziną 7.00 a 8.00, dzięki czemu można uniknąć tłoku (w biegu głównym wszyscy startują o 8.00). Inne propozycje to m.in. HalvVasan (45 km) czy sztafeta (StafettVasan) na dystansie 90 km, podzielona na pięć odcinków.

- W poprzednich 90 edycjach Bieg Wazów ukończyło 522014 zawodników.

- Trzykrotnie - w 1977, 1987 i 1997 roku - do mety dotarł panujący król Szwecji Karol XVI Gustaw.

- W tegorocznej Biegu Wazów zaprezentują się zawodnicy z 40 krajów, w tym z Polski (najliczniej reprezentowane kraje to Norwegia, Dania, Finlandia, Czechy, Niemcy i Szwajcaria)

- Na trasie zobaczymy m.in. duńskiego księcia Fryderyka (czwarty raz z rzędu, na zdjęciu poniżej), zwycięzcę konkursu Eurowizji Richarda Herreya (wygrał z grupą Herreys w 1984 r.), znanego szwedzkiego kucharza Melkera Anderssona, byłego kierowcę Formuły 1 Paolo Barillę, a także trzykrotną mistrzynię świata w biathlonie Helenę Ekholm.

- Rekord trasy należy do Szweda Joergena Brinka (3:38:41), a wśród kobiet do Norweżki Vibeke Skofterud (4:08:24). Oba wyniki zostały ustanowione w 2012 r. Za pobicie rekordu organizatorzy fundują nowy model Volkswagena. Za zwycięstwo bez rekordu płacą 91 tysięcy koron (ok. 40 tys. złotych).

- Gdy Józef Łuszczek rywalizował w Biegu Wazów w 1987 r.. opłata startowa wynosiła 400 koron. Teraz zaś - 1600 koron (ok. 700 złotych). Mimo to chętnych co roku nie brakuje, lista startowa zapełnia się błyskawicznie. Zapisy internetowe na rok 2015 trwały... 1,5 minuty.

- Jeśli ktoś chce wziąć udział w Biegu Wazów 2016, powinien zakreślić w kalendarzu datę 22 marca 2015. Tego dnia o godz. 9.00 ruszy rejestracja internetowa.

- Średnia wieku uczestników tegorocznego biegu to 41,3. Najmłodszy uczestnik ma 19 lat, najstarszy... 89.

Źródło artykułu:
Komentarze (2)
avatar
yes
7.03.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jeżeli nie będzie biegła na "lepsze" miejsce to dobiegnie do mety.  
avatar
wislok
7.03.2015
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
ciekawy artykuł.