Therese Johaug miała pozytywny wynik badania antydopingowego. W jej organizmie wykryto clostebol - syntetyczny steroid androgenny, który działa podobnie do testosteronu. Nielegalna substancja była jednym ze składników maści Trofodermin stosowanej przez Norweżkę.
28-latce grozi dwuletnia dyskwalifikacja, co oznacza, że prawdopodobnie nie wystartuje na igrzyskach olimpijskich w 2018 roku.
Zawodniczka jest załamana, rozkleiła się na konferencji prasowej, zarzekając się, że nie wiedziała o nielegalnej substancji zawartej w kremie. Obecny na konferencji lekarz kadry Fredrik Bendiksen wziął winę na siebie, co podłapały norweskie media.
Stacja telewizyjna NRK zorganizowała debatę, której tematem była dopingowa wpadka Johaug. Jej uczestnicy rozgrzeszali zawodniczkę, sugerując, że filigranowa Norweżka jest ofiarą, a nie przestępczynią. "Kozłem ofiarnym" został lekarz reprezentacji.
ZOBACZ WIDEO Kamil Grosicki: zwycięstwo z Armenią jest dla Arka Milika
- Wszyscy zawodnicy podpisują kontrakt, w którym jest zapis, nakazujący im stosowanie się do poleceń lekarza - powiedział komentator stacji Fredrik Aukland. Te informację potwierdził szef komisji norweskich biegów narciarskich Torbjorn Skogstad.
Norwegowie współczują swojej gwieździe, ale nie mają wątpliwości, że bez względu na to, czy brała doping świadomie, czy nie, jej kariera została przekreślona. - Therese musi sobie poradzić z ekstremalnie trudną sytuacją. Jednak jej reputacja na zawsze została zniszczona. To będzie w niej siedziało jeszcze długo - stwierdził Aukland.