Daniel Ludwiński: najważniejszy spokój. Justyna Kowalczyk zdąży do Lahti (komentarz)

PAP / Grzegorz Momot
PAP / Grzegorz Momot

Nie ma podium, a tym bardziej nie ma wygranej. Po niedzielnym starcie Justyny Kowalczyk kibice mogą mieć lekki niedosyt, ale Polka jest na dobrej drodze do Lahti.

Wyniki sprzed dwóch tygodni uzyskane w Muonio rozbudzały oczekiwania - Kowalczyk nie dała tam szans całej fińskiej czołówce. W sobotę w Kuusamo świetnie wypadła w kwalifikacjach, gdzie wygrała nie tylko z Marit Bjoergen, ale i z wszystkimi pozostałymi Norweżkami. W niedzielę czekaliśmy więc na bardzo dobry wynik, a skończyło się na dziewiątej pozycji.

Źle? Dobrze? Coś pośrodku, ale ze wskazaniem na to drugie, bo powody do optymizmu przeważają nad powodami do smutku. Może i chciałoby się więcej, zwłaszcza gdy ma się w pamięci wygrane Kowalczyk właśnie w Kuusamo, ale dziś Polka jest już inną osobą niż jeszcze kilka lat temu. Zmieniło się priorytety, zmieniło się też... zdrowie. Kowalczyk jak mantrę powtarza, że z Pucharu Świata już niedługo zniknie na wiele tygodni, że czeka na mistrzostwa świata w Lahti, bo tylko ten start będzie naprawdę ważny.

Po niedzielnym występie w Kuusamo Polka stwierdziła, że w odpowiednim tempie pokonała pierwsze cztery kilometry. Rzeczywiście, wówczas biegła na równym poziomie z całą czołówką i walczyła o podium. Później tempa już nie wytrzymała, ale właśnie dlatego w najbliższych tygodniach będzie konsekwentnie szukała okazji do startów w innych biegach na dziesięć kilometrów stylem klasycznym. W Pucharze Świata będzie ich mało, więc wystąpi także w imprezach niskiej rangi, gdzie regularnie będzie się sprawdzać na swym królewskim dystansie, przeplatając takie testy kolejnymi zgrupowaniami.

Wszystko po to, żeby w Lahti wytrzymać już nie cztery, a dziesięć kilometrów. Gdyby w próbie generalnej przed mistrzostwami, którą będzie pucharowy start w lutym w Otepaeae, wypadła tak jak teraz w Kuusamo, obawy mogłyby być słuszne. Czasu jest jednak sporo i Kowalczyk ma tego świadomość. Rację ma jej pierwszy trener, Stanisław Mrowca, który mówi, że ostatnie czego trzeba, to krytykowanie polskiej gwiazdy narciarstwa. Kowalczyk już wiele razy trafiała z formą na najważniejszy moment sezonu, bo wie jak się do niego przygotować, tak jak wie to też jej szkoleniowiec Aleksander Wierietielny. Zachowajmy spokój i zaufajmy im raz jeszcze.

Daniel Ludwiński

ZOBACZ WIDEO Justyna Kowalczyk: Wystartowałam dobrze, później zaczęło boleć (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: