Mateusz Zborowski: Mariusz Twoja kariera nabrała zawrotnego tempa. Chyba wyjazd do USA i treningi w Global Boxing były trafionym pomysłem?
Mariusz Wach:
Ponad rok temu byłem na takim etapie życia, że musiałem podjąć decyzję: rozstać się z boksem na dobre, albo wprowadzić poważne zmiany i kontynuować karierę na zupełnie innych zasadach. Szczęśliwie zdarzyło się, że otrzymałem wtedy propozycję współpracy od Mariusza Kołodzieja. Postanowiłem zaryzykować i podpisać kontrakt z Global Boxing Promotions. Teraz wiem, że to była dobra decyzja. Żałuję co prawda, że nie dostałem takiej szansy kilka lat wcześniej, ale lepiej późno niż wcale. Dzięki temu, że od roku mam możliwość pracy z profesjonalnym zespołem trenerskim. W tak krótkim czasie udało mi się odnieść wiele znaczących sukcesów. Jestem bardzo zadowolony i mam nadzieję, że to dopiero początek moich osiągnięć.
Wystarczyło efektowne zwycięstwo nad McBridem i od razu pojawiły się głosy, że niebawem skrzyżujesz rękawice z którymś z braci Kliczko. Jak przyjmowałeś takie komentarze? Jak dużo czasu jeszcze potrzebujesz, aby faktycznie spojrzeć w lustro i powiedzieć: jestem gotowy na Kliczków?
- Komentarze swoją drogą, ale prawdziwym dylematem była faktyczna propozycja walki, która padła od obozu Kliczków. Na początku się wahałem i nie wiedziałem co robić. Taka oferta jest oczywiście kusząca i niejeden zawodnik pewnie by z niej skorzystał. Razem z promotorem stwierdziliśmy jednak, że nie jestem na to gotowy i nie warto zaprzepaścić całej pracy, którą włożyliśmy w rozwój mojej kariery przez ostatni rok. Nie sztuką jest wziąć szybkie pieniądze, wyjść na ring i przegrać. Jak dużo czasu potrzebuje? Zobaczymy. Przede mną jeszcze na pewno kilka walk i wiele miesięcy ciężkich treningów.
Miałeś okazję sparować z Samuelem Peterem, kiedy ten przygotowywał się do walki właśnie z jednym z braci Kliczko. Jak wspominasz współpracę?
- Bardzo pozytywnie. Zgrupowanie odbywało się w Los Angeles, więc przy okazji zwiedziłem kawałek świata. Bardzo dobrze wspominam współpracę z teamem Petera. Atmosfera była świetna. Same sparingi na pewno były dla mnie cennym doświadczeniem. Po obozie dostałem od Samuela zaproszenie na jego walkę z Kliczko w Niemczech.
Nad czym głównie pracujesz przed kolejną walką. Tye Fields to wymagający rywal?
- Nie należy lekceważyć żadnego przeciwnika. Od marca 2011 współpracuję z nowymi trenerami: Juanem DeLeon'em oraz jego bratem Carlosem "Sugar" DeLeon'em, byłym dwukrotnym mistrzem świata w wadze cruiser. Przygotowania do walki z Fieldsem rozpocząłem jednak od pracy z trzecim szkoleniowcem Marcinem Machułą. Skupiamy się teraz na budowaniu masy mięśniowej i poprawie kondycji.
Kiedyś powiedziałeś, że chcesz być lepszy od Gołoty tymczasem właśnie on twierdzi, że jest w wybornej formie i myśli poważnie nad powrotem na ring. Gdyby pojawiła się propozycja walki to?
- Taka propozycja pewnie się nigdy nie pojawi. Szczerze mówiąc, nie wiem czy taka walka miałaby sens. Jeden z Polaków, Tomasz Adamek wyszedł już raz do ringu z Gołotą. Myślę, że było to niepotrzebne. Andrzej jest świetnym zawodnikiem, bardzo go szanuję i życzę mu jak najlepiej. Zawsze był moim idolem. To co zrobił dla polskiego boksu otworzyło tutaj w USA drogę dla zawodników takich jak ja, czy Adamek. Nie chciałbym, żeby doszło do pojedynku pomiędzy mną a nim.
Nie tęsknisz za Polską?
- Tęsknię. Może nie tyle za Polską, co za rodziną, bliskimi i przyjaciółmi. Na szczęście mam możliwość wracać do kraju kilka razy w roku.
Przed Twoją walką kibicom w ringu zaprezentuje się Artur Szpilka. Miałeś okazję już go poznać?
- Tak. Z Arturem znamy się od dawna, obaj pochodzimy z Krakowa. Spotkaliśmy się nawet podczas mojego ostatniego pobytu w Polsce w grudniu.
Jak wspominasz swój debiut na zawodowym ringu, który miał miejsce w Świebodzicach?
-
Było sporo emocji i chciałem jak najszybciej zakończyć tą walkę...(śmiech)
Kiedy zatem polscy kibice doczekają się swojego mistrza świata w królewskiej kategorii wagowej?
- Mam nadzieję, że ciężka praca i odpowiednie treningi pozwolą mi zawalczyć o mistrzostwo świata już w przyszłym roku.