To był drugi pobyt w więzieniu Krzysztofa Włodarczyka. Najpierw spędził w areszcie 100 dni, a następnie trafił za kratki na pięć miesięcy. Kara spowodowana była łamaniem sądowego zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych i jazdą bez prawa jazdy.
W więzieniu Włodarczyk pracował jako świetlicowy w pomieszczeniu, gdzie była mała biblioteczka, stół do ping ponga i telewizor. Następnie - jak dodał - "przez tydzień rozwoził gary z kuchni". Z kolei przez miesiąc sprzątał pociągi i usuwał śmieci w Warsie Intercity.
Podczas pięciomiesięcznego pobytu w areszcie dużo myślał o rodzinie. Tuż przed otrzymaniem decyzji o ponownym zamknięciu przeżył tragedię.
- Mam zobowiązania finansowe, alimenty, kredyt, inne rzeczy. To mnie dobijało. Myślałem jak sobie radzi moja narzeczona, przyszła żona, jak sobie radzi dziecko. Jesteśmy po rodzinnej tragedii, bo w tamtym roku, w listopadzie, Karolina poroniła. To też nas dobiło. Gdy przyszedł tak zwany "bilet", była już tylko faza zniżkowa - dodał Włodarczyk.
Były mistrz świata planuje kolejne walki bokserskie. Wciąż ma wysokie aspiracje, ale musi teraz poświęcić sporo czasu, by wrócić do formy.
Czytaj także:
Błachowicz zmierzy się z gwiazdą UFC? "Ja poluje na potwory"
Ariane Lipski poznała kolejną rywalkę w UFC