47-letni Tyson i o cztery lata starszy Holyfield są żywymi legendami boksu. "Żelazny" był najmłodszym posiadaczem mistrzowskiego tytułu, zaś "Real Deal" dzierżył to trofeum aż czterokrotnie. Starsi panowie w przeszłości dwukrotnie ze sobą rywalizowali. Czy możliwe jest dopełnienie trylogii?
Wiceprezes Rosyjskiej Federacji Boksu potrafi stawiać na swoim. Riabiński wsławił się wyłożeniem z własnej kieszeni 23 milionów dolarów na organizację pojedynku o mistrzostwo świata wagi ciężkiej pomiędzy Władimirem Kliczką i swoim ziomkiem Aleksandrem Powietkinem. Biznesmen znów jest zdeterminowany, ale stawia także warunki.
- Amerykanie sami wyszli do nas z propozycją zaplanowania tej walki na wielką skalę. Moglibyśmy to zrobić w Moskwie i byłbym wówczas bardzo szczęśliwy. Jest jedno "ale" - muszę mieć procentowy udział w zyskach. Czegoś takiego nie można zorganizować charytatywnie - zaznaczył.
Holyfield w maju 2011 roku stoczył ostatnią pięściarską konfrontację. Tyson dziś jest twarzą reklamową wielu marek i aktorem. Między linami nie oglądaliśmy go od 2005 roku. Metryka nie miałaby stanowić żadnego problemu w odpowiedniej promocji i sprzedaży tego wydarzenia.
- Bez względu na ich wiek, cały świat chciałby to zobaczyć. Negocjacje właśnie się rozpoczęły, Tyson i Holyfield chcą tego - dodał Riabiński.
Pierwsza potyczka amerykańskich gwiazd miała miejsce w 1996 roku, przez techniczny nokaut w 11 rundzie wygrał Holyfield. Siedem miesięcy doszło do wielkiego rewanżu zakończonego niebywałym skandalem. Rozwścieczony Tyson odgryzł oponentowi ucho, za co został zdyskwalifikowany.