Ostatnio często wypowiada się pan o stosowaniu dopingu wśród pięściarzy. Jedną z osób, która stoi na czele pana czarnej listy jest Dawid Kostecki. To koniec jego kariery?
- Poziom Kosteckiego zszedł do poziomu szamba. Nikt nie weźmie odpowiedzialności za tego zawodnika, on już nigdy nie znajdzie normalnego promotora czy menadżera, ponieważ nikt z szambem nie chce się utożsamiać. Został złapany na zażywaniu niedozwolonych środków, spotkał się z krytyką i nie potrafił sobie z nią poradzić. Nie można obrażać ludzi, traktować ich w ten sposób. Tak, on zdecydowanie jest już w sporcie skończony.
Mimo wszystko Kostecki nadal nie przyznał się do walki na dopingu i zrównuje z ziemią każdego, kto uważa inaczej.
- On cały czas głośno krzyczy. Zapiera się rękami i nogami, że na dopingu nie był. Pytanie jest proste - dlaczego więc nie wykonał "próbki B"? Idzie w zaparte, co jeszcze mocniej obrazuje kim on jest. Niektórzy zawodnicy, którzy wyszli z kryminału, powinni wziąć los w swoje ręce, zapomnieć o swojej przeszłości i wziąć się za prawdziwy sport. W jego przypadku to jest obnoszenie się i duma, że siedział w więzieniu. Przez takich zawodników ludzie mają złe zdanie o sportowcach.
Mało tego, Kostecki zawsze zapewnia, że jest "git chłopak", że nigdy nikogo nie sprzedał. Teraz natomiast w filmikach na swoim Facebooku szantażuje swoich kolegów, że wyśpiewa wszystko, co o nich wie. Jest zwykłym kapusiem.
Ale to pana określił mianem "konfidenta".
- To zwykły rewanż. Ja zawsze, podkreślam zawsze, byłem w porządku wobec swoich kolegów, nigdy nikogo nie sprzedałem. A on? Jak sutener prowadzący agencję towarzyską może być w porządku? On prowadził burdel w Rzeszowie, a teraz poucza wszystkich o honorze. To jak mnie nazywa to również rewanż za to, że kiedy prosił sąd o dobrowolne poddanie się karze musiał sprzedać swoich kolegów. Sąd się na to nie zgodził, a on do dzisiaj jest nazywany konfidentem. Przez takie osoby jak on, na spotkaniach biznesowych nikt nie pyta o sport, a o to, czy każdy bokser siedział w więzieniu. Przez takich jak Kostecki cierpi całe środowisko.
Artur Szpilka też miał podobną przeszłość zanim zaczął zajmować się boksem.
- Szpilka, to zupełnie inny przykład. Zaczął dorastać, wziął się za siebie, przeobraził się i poszedł w prawdziwy sport. Kostecki też się przeobraził, ale w degenerata. Nie można powiedzieć, bo miał szansę. Aż ciężko na to patrzeć, ponieważ jego promotor okazał mu tyle zaufania, dbał o niego i jego rodzinę nawet wtedy, kiedy siedział za kratkami. Nawet wtedy miał płaconą pensję.
Jak rozpoczął się ten konflikt?
- Pierwszy konflikt wziął się z naszej pierwszej walki. Zostałem tam skrzywdzony przez swojego sekundanta. W czwartej rundzie toczyłem naprawdę otwartą wymianę, postawiłem wszystko na jedną kartę – albo ja albo on. Nagle sekundant, na minutę przed zakończeniem walki, rzucił mi ręcznik. Do dziś nie mogę tego przeżyć, ponieważ Kostecki powinien być wtedy usadzony, o czym doskonale wie i nie może sobie pewnie z tym poradzić.
[b]Z Marcinem Najmanem rozmawiała Nikola Zbyszewska
Mama Lewandowskiego: wyczułam w głosie syna wzruszenie
[/b]