WP SportoweFakty: W miniony weekend ma gali w Tczewie pokonał pan Kamila Kulczyka. Jak smakuje zwycięstwo na zawodowym ringu po długiej, ponad sześcioletniej przerwie?
Artur Łazrian: To była walka o wszystko. Moja pierwsza walka po powrocie. Wychodząc do ringu postawiłem wszystko na jedną kartę, bo kilka dni przed walką zerwałem biceps. Zaczęły padać poważne pytania, czy aby nie odwołać tej walki.
[b]
A już wcześniej raz była odwoływana. Początkowo miał pan wrócić na ring w listopadzie. [/b]
Miałem sporo pecha. W listopadzie naderwałem ten mięsień, walka została przełożona na luty, ale ze względu na duże obciążenia treningowe ręka nie wytrzymała i zerwałem biceps w lewej ręce całkowicie.
Mimo to, zdecydował się pan wyjść do ringu.
Tak, zaryzykowałem, że walka może wyjść bardzo źle. Podczas ostatnich treningów nie byłem w stanie uderzać lewą ręką. Podczas walki pojawiła się jednak adrenalina, która pozwoliła zadawać ciosy, choć ręka była słaba. Postawiłem wszystko na jedną kartę i z perspektywy czasu mogę być zadowolony. Wróciłem na ring po bardzo długiej przerwie. Odniosłem zwycięstwo, a to było dla mnie najważniejsze. Zobaczymy, jak będzie wyglądał następny pojedynek.
Kiedy rozmawialiśmy jesienią mówił pan, że celem jest powrót sam w sobie. Jakie są teraz pana dalsze plany?
Teraz czeka mnie rehabilitacja albo i dość poważna operacja ręki.
Rozmawiał pan już z promotorem Mariuszem Grabowskim o perspektywach na następne walki?
Jesteśmy umówieni na spotkanie. Ale jeśli jednak wszystko z moją ręką będzie w porządku, to spodziewam się, że w maju znów wyjdę do ringu. Na pewno nie potrwa to tak długo jak ostatnio.
Rozmawiał Michał Bugno
ZOBACZ WIDEO: Stanowcze słowa Jędrzejczyk o prowokacjach rywalki: to były chore zagrywki