Faworytem potyczki był Giennadij Gołowkin (38-0-1, 34 KO). Początkowo Kazach miał zmierzyć się z Saulem Alvarezem (49-1-2, 34 KO), ale po tym, gdy pięściarz ten został złapany na dopingu, postanowiono odwołać walkę. Dlatego Gołowkin zmierzył się właśnie z Vanesem Martirosyanem (36-4-1, 21 KO), który tylko w pierwszej rundzie potrafił przeciwstawić się swojemu rywalowi.
W drugiej rundzie Gołowkin był już bezlitosny. Najpierw trafił prawym sierpowym, a następnie poprawił podbródkowym. Martirosyan nie miał nic do stracenia i poszedł na wymianę ciosów z Kazachem, ale ten szybko zakończył walkę. Po serii ciosów zamroczony Ormianin padł na deski i nie zdołał się już podnieść.
Była to pierwsza w karierze porażka Martirosyana przez nokaut. Choć przed walką odgrażał się, że jest gotowy na to, by pokonać Gołowkina, to jednak nie miał żadnych szans na to, by wygrać mistrzowską walkę. - To najtrudniejsza walka w mojej karierze. To było jak zderzenie z pociągiem - powiedział Ormianin.
- Duży szacunek dla Gołowkina. On jest piekielnym puncherem i to zaszczyt walczyć z nim. Chciałbym mieć za sobą pełny obóz i walczyć z całkowitym potencjałem. Nie ma jednak wymówek, nie żałuję tej decyzji i chcę podziękować mojemu teamowi i fanom za wsparcie - dodał Martirosyan.
Z kolei Gołowkin jest pewny kolejnych zwycięstw. - Jestem mistrzem, mogę walczyć z każdym. Przyjdźcie i zabierzcie mi moje pasy. Dla mnie nie ma znaczenia, z kim będę się pojedynkował - stwierdził kazachski bokser.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 80. Andrzej Gmitruk: Walka Mariusza Wacha i Erica Moliny będzie miała podtekst emocjonalny i społeczny