9 czerwca Tyson Fury (25-0, 18 KO) powróci do zawodowego ringu po ponad 2,5-letniej przerwie spowodowanej niesportowym trybem życia i depresją. W kolejną sobotę w Manchesterze Brytyjczyk zmierzy się z Seferem Seferim (23-1, 21 KO).
Starcie z Albańczykiem nie będzie dla Fury'ego poważnym sprawdzianem, a raczej "rozprostowaniem kości" po około 30 miesiącach bez walki. Prawdziwym testem byłego mistrza świata ma być pojedynek z Anthonym Joshuą lub Deontayem Wilderem.
Fury już od dłuższego czasu zapowiada, że chce skrzyżować rękawice z renomowanymi rywalami. - Bez względu na to, jak dobrze będą się spisywać i co osiągną, prędzej czy później będą musieli się ze mną zmierzyć. A wtedy ja ich skompromituję. Nie będę chciał pokazać, że oni są bezużyteczni i nie potrafią walczyć. Moim celem będzie udowodnienie, że w ringu są ode mnie mniejszymi ludźmi. Bez względu na to, czy zmierzę się z Wilderem czy Joshuą, to ich wielkiej mocy, której będą szukali przez całą noc, nie będą w stanie na mnie wyładować - komentuje Fury dla BBC.
O walce Fury'ego z Joshuą czy Wilderem mówiłby z pewnością cały świat. Na ten moment trudno jednak spekulować, kiedy może dojść do hitowego pojedynku z udziałem byłego czempiona.
- Aby narysować kontury mojej kariery i bym został dobrym mistrzem i prawdziwą legendą swoich czasów, muszę pokonać obu tych zawodników, a nie tylko jednego z nich. Może nawet muszę wygrać dwa lub trzy razy. Będę mógł z nimi walczyć tak długo, jak długo oni będą chcieli być przeze mnie pokonani - mówi pewny siebie Fury.
ZOBACZ WIDEO "Klatka po klatce" (highlights): niesamowite nokauty w Londynie