33-letni "Spartan" od styczniowej klęski nie występował. W pojedynku z Vincentem Feigenbutzem przegrał przez nokaut w piątej rundzie, ale pozostawił po sobie dobre wrażenie. Mało kto uważał, że w jakikolwiek sposób postawi się Niemcowi. Nie zachwycił, ale trochę czasu w ringu z nim wytrzymał.
Przemysław Opalach do ringu powrócił podczas teoretycznie silnie obsadzonej gali w Niemczech. Teoretycznie, bo w karcie walk znalazły się między innymi nazwiska Terweła Pulewa, Kaia Kurzawy czy Shefata Isufiego. Nie jest jednak tajemnicą, że za zachodnią granicą takie wydarzenia służą do podbijania rekordów faworyzowanych zawodników.
Nie inaczej było w przypadku reprezentanta Polski. W ringu zmierzył się z bardzo słabym Benjaminem Skenderem (5-19, 3 KO). Bośniak służy jako dostarczyciel zwycięstw lepszych pięściarzy i tak też się stało.
ZOBACZ WIDEO: Organizacja ACA przygotowała film z udziałem Polaków!
Od początku pojedynku olsztynianin rozbijał rywala. Trudno zliczyć, ile razy posłał Bośniaka na deski. Głośny doping pozwalał jednak złapać Skenderowi drugie życie i utrzymać się na nogach. Do czasu, bo w trzeciej rundzie Polak wykończył rywala, a sędzia zakończył konfrontację.
Póki co, nie są znane dalsze plany Opalacha. Możliwe, że ponownie będzie mierzył się z konkurentami niskiej klasy, aby dostać dużą walkę i jeszcze większą wypłatę.
Zobacz także:
-> MMA. KSW 51. Za nami wczesne ważenie. Sprawdź wyniki
-> MMA. Vince Murdock walczy o życie. Cierpi na chorobę mózgu
-> Fame MMA. Marcin Najman pochwalił "Bonusa BGC". "Walczył lepiej od Przemysława Salety"