W ostatnim czasie na polskiej scenie sportów walki pojawia się coraz więcej organizacji, w których zawodnicy rywalizują na gołe pięści. Każda z tych organizacji ma własną wizję i pomysł na prowadzenie igrzysk, a różni je przede wszystkim format, w którym odbywają się gale. Zdecydowanie najciekawsze okazały się zmagania podczas gali GROMDA, czyli nowy projekt Mateusza Borka i Mariusza Grabowskiego.
Prawdziwy powrót do korzeni
Szefowie dwóch grup bokserskich, MB Promotions i Tymex Boxing Promotions postanowili dostarczyć kibicom nowych, nieznanych dotąd szerzej w Polsce wrażeń, mianowicie walk na gołe pięści na pierwotnych zasadach boksu. GROMDA, bo taką nazwę dla swojej organizacji wymyślili promotorzy, to turniej, w którym zawodnicy rywalizują o główną nagrodę stu tysięcy złotych.
Organizatorzy od samego początku wiedzieli, jak ich produkt ma wyglądać. Wprowadzili zasady, które miały na celu ciągłą walkę, taką, której kibic nie zobaczy podczas normalnych gal bokserskich. Bardzo dobrym ruchem było stworzenie ringu o wymiarach 4x4 metry, który uniemożliwiał uciekanie i "tańczenie", a zmuszał do ciągłej konfrontacji. Idealny wydaje się również format czasowy, czyli cztery rundy po dwie minuty lub piąta do czasu, gdy któryś z zawodników nie będzie w stanie kontynuować rywalizacji.
ZOBACZ WIDEO: Michał Materla o walce z Askhamem. "Zostawiłem tam tyle, co mogłem"
W porównaniu do walk na galach Wotore, w których możliwa jest rywalizacja w parterze, pojedynki na GROMDZIE obfitowały w wysoką intensywność, prawdziwy grad ciosów, a przede wszystkim w nokauty i krew, które hucznie zapowiadano. Przerażająco wręcz wyglądał nokaut "Tysona" - triumfatora turnieju - na "Brodaczu", który opuścił ring na noszach. Wydaje się, że decyzja o rywalizacji w stójce to największy plus organizacji, który wyróżniać ją będzie względem głównego rywala, który po sobotniej gali ma z całą pewnością niemały ból głowy.
Gołe pięści na Brooklynie
Pierwsza gala GROMDY odbyła się w bardzo ciekawej scenerii, bowiem motywem przewodnim był amerykański Brooklyn. Wokół ringu można było dostrzec stare modele samochodów, oraz kobiety, które towarzyszyły zawodnikom. Bez wątpienia na gali czuć było klimat walki na gołe pięści i pierwotnych zmagań mężczyzn, którzy wychodzili walczyć na śmierć i życie.
Określenie na śmierć i życie nie jest tu użyte przypadkowo. Wszyscy zawodnicy, którzy brali udział w GROMDZIE dali z siebie naprawdę wszystko, a obrazki, które można było ujrzeć w trakcie i po walkach, mroziły krew w żyłach. Rozcięcia, połamane ręce, ogromne guzy i krew to tylko część widowiska, którego świadkami byli ci, którzy zdecydowali się na wykupienie transmisji pay-per-view.
Rozmawiając z wieloma osobami zajmującymi się sportami walki przed galą, główną obawą był poziom sportowy i atrakcyjność pojedynków. Sam byłem jedną z tych osób, która obawiała się o przygotowanie kondycyjne zawodników i tempo walk. Pierwsze pojedynki na GROMDZIE pozwoliły mi jednak szybko zapomnieć o wcześniejszych obawach, ponieważ w ringu po prostu się działo.
Zawodnicy do każdej walki wychodzili maksymalnie skupieni i zaangażowani. Żaden z nich nawet przez sekundę nie pomyślał o kapitulacji, wymieniając kolejne serie ciosów. Pojedynki stały na naprawdę dobrym poziomie, a ewentualne braki w wyszkoleniu nadrabiane były sercem do walki.
Turniej? Zdecydowanie tak
Na samym początku miałem wątpliwości co do tego, czy turniej jest najlepszą formą, na którą można było się zdecydować. Chodziło mi po głowie stworzenie organizacji, pasa, rankingów i bazy zawodników, którzy rywalizowali by na galach o tytuły. Forma turnieju sprawdziła się jednak świetnie. Każda kolejna potyczka zwiększała ciekawość, jak będzie wyglądał bezpośredni pojedynek zawodników w półfinale czy finale, a na to nie trzeba było długo czekać.
Z całą pewnością dużym plusem było również zakontraktowanie zawodników o bardzo dużych gabarytach. Jedynie "Vasyl" ważył trochę mniej, ale to nie przeszkodziło mu w pokonaniu w około 20 sekund ważącego blisko 40 kilogramów więcej "Bizera". Rywalizacja wielkich mężczyzn to coś, co zawsze przyciągało kibica i tej formuły należy się trzymać.
Starcia na gołe pięści wzbudziły zainteresowanie również u czynnych pięściarzy. Na pojedynek pokazowy zdecydował się Tomasz "Zadyma" Gromadzki, który po zwycięstwie, okupując je kontuzją dłoni i rozcięciami na twarzy, przyznał, że z wielką chęcią wystąpi na kolejnych galach.
W oczekiwaniu na GROMDĘ 2
Nie mam żadnych wątpliwości, że projekt GROMDA na dłużej zagości w Polsce. Zainteresowanie tą galą było duże, a bez wątpienia przekroczyła ona oczekiwania wielu widzów. Kto wie, czy przy odpowiednim rozwoju, na walki nie zdecydują się rozpoznawalni przez niedzielnego kibica zawodnicy. GROMDA to organizacja, która naprawdę może namieszać na polskim rynku sportów walki.
Sam jestem jedną z tych osób, która jest bardzo pozytywnie zaskoczona sobotnią galą i organizatorom należą się duże gratulacje. Na GROMDZIE znalazłem wszystko - emocje, nokauty, krew i adrenalinę. Jestem pełen podziwu dla zawodników, ponieważ stracili oni dużo zdrowia, ale potwierdzili swój charakter.
Z niecierpliwością czekam na drugą galę z cyklu GROMDA, która wyłoni kolejnego finalistę. Podczas trzeciej odsłony dojdzie do wielkiego finału, w którym czeka już "Tyson". Walki na gołe pięści w formule bokserskiej? Jestem zdecydowanie na tak.
Mateusz Hencel
Obserwuj autora na Twitterze: [url=https://twitter.com/MatHencel]Obserwuj @MatHencel
[/url]Zobacz także: GROMDA. Turniej wygrał faworyt i kolega Artura Szpilki. "Charakterny chłopak"
Zobacz także: GROMDA. Krystian "Tyson" Kuźma - Łukasz "Brodacz" Załuska. Przerażający nokaut. Zawodnik nieprzytomny padł na deski