Julia Szeremeta zapewniła sobie miejsce w finale mistrzostw świata w Liverpoolu. W półfinale pokonała Valerię Arboledę Mendozę z Kolumbii. Polka rozpoczęła turniej od zwycięstwa nad Chinką Yan Cai, a następnie wyeliminowała Kazaszkę Karinę Ibragimową.
Walka z Mendozą była zacięta. Pierwsza runda rozpoczęła się asekuracyjnie, ale Szeremeta szybko przejęła inicjatywę, wygrywając 4:1. Trzecia runda przyniosła więcej emocji. Mendoza, postawiona pod ścianą, próbowała przejąć kontrolę, ale Szeremeta skutecznie kontratakowała. Mimo że sędziowie przyznali rundę Kolumbijce, to Polka wygrała całą walkę 3:2.
ZOBACZ WIDEO: Przyjęła pod dach Ukrainkę. Teraz co miesiąc dostaje od niej taki SMS
- Czułam się dobrze. Wiedziałam, że mam boksować zabawą i tak to robiłam. Po dwóch rundach wiedziałam, że wygram, więc w trzeciej starałam się uciekać, nie nadwyrężać się na finał. Niepotrzebnie się trochę wdawałam w bójkę, bo miałam się bawić - konterka, zejście. Tak wyszło, że zaczęłam się bić niepotrzebnie. Trenerzy mi zaraz kazali nie bić się, tylko boksować i się bawić. Starałam się kończyć serią ciosów. Różnie to wychodziło, ale ostatecznie moja ręka powędrowała do góry - podsumowała przed kamerą Polsatu Sport.
Dla Szeremety, która ma już co najmniej srebrny medal, jest to debiut na mistrzostwach świata, co czyni jej osiągnięcie jeszcze bardziej imponującym. W finale zmierzy się z Jaismine Lamborią.
- Jak powiedziałam, przyjechałam tutaj po złoto. Zostało już niewiele. Mam nadzieję, że to się uda, a nie tak, jak na igrzyskach olimpijskich i w Pucharze Świata - drugie miejsce. Mam nadzieję, że tutaj będzie powtórka z Warszawy i złoto - dodała.
Polska pięściarka ma szansę na złoty medal. Finałowa walka odbędzie się w sobotę o godz. 21:30.