W 2013 roku Powietkin (28-1, 20 KO) przegrał po dwunastu rundach z Władimirem Kliczką i wielu stawiało pod znakiem zapytania dalszą karierę Rosjanina. Jednak on zdecydował się na powrót i siedem miesięcy później znokautował Manuela Charra. Następnie była wojna z Carlosem Takamem i kolejnym wielkim sprawdzianem miał być Mike Perez. Kubańczyk, niegdyś godny amator, na zawodowstwie przegrał tylko z Bryantem Jenningsem.
[ad=rectangle]
"Rebel" Perez w ringu z Powietkinem nie miał czego szukać. Zaczął od głębokiej defensywy i już pierwszy prawy "Rycerza" poważnie nim wstrząsnął. Idol moskiewskich kibiców poczuł krew i natychmiast zdecydował się na ponowienie ataku. Rywal, który miał być wyjątkowo niewygodny między linami, był wyjątkowo... niezdarny. Padł na deski po piekielnym prawym sierpowym i już wtedy było po wszystkim, ale sędzia pozwolił na efektowną dobitkę Powietkinowi. Ta nastąpiła chwilę później, a mistrz olimpijski z Aten zanotował kolejny nokaut. Robota zajęła mu zaledwie 99 sekund.
Adamek skrzyżuje rękawice z Saletą? Michalczewski: to odgrzewany kotlet
Juz w walce z Kliczka powinien wygrać gdyby sędzia pozwolił walczyć a nie zezwolił na klincze Kliczce ;-)