WP SportoweFakty: Spośród wszystkich walk sobotniej gali Polsat Boxing Night największe emocje wzbudza pojedynek Ewy Piątkowskiej z Ewą Brodnicką. Zawodniczki bardzo się nie lubią i toczą ze sobą medialną wojnę, choć jeszcze kilka lat temu były przyjaciółkami. To pan wprowadzał je wtedy w świat boksu zawodowego. Jak zapamiętał pan te czasy?
Jarosław Soroko: Pierwsza na treningi przyszła do mnie Ewa Piątkowska. Po kilku zajęciach zaproponowałem jej, żeby spróbowała swoich sił w boksie zawodowym. Zgodziła się. Przygotowanie do walk zawodowych jest trochę inne niż amatorskich, więc rozpoczęliśmy nowy tryb przygotowań. Muszę przyznać, że Ewa radziła sobie bardzo dobrze. Podczas zajęć robiła, co do niej należało. To zdyscyplinowana dziewczyna. W tym samym czasie trenowała rugby, co pomogło jej fizycznie, szybkościowo i kondycyjnie.
Kiedy treningi u pana rozpoczęła Ewa Brodnicka?
- Przyszła 2-3 miesiące później niż Ewa Piątkowska. Szybko złapała bakcyla. Nie mieliśmy wtedy sponsorów, więc musieliśmy ich znaleźć. Sami musieliśmy też płacić za rywalki. Proponowałem różnym osobom, żeby przejęli obie Ewy. Nikt nie chciał się zgodzić. Tomasz Babiloński nie był zainteresowany. Andrzej Wasilewski to samo. Andrzej Gmitruk w ogóle nie chciał o tym myśleć. Byłem sam.
A jednak udało się organizować obu Ewom walki zawodowe.
- Dogadałem się z Mariuszem Grabowskim (szef grupy Tymex Boxing Promotion), który przystał na to, żeby dziewczyny wystąpiły u niego na gali. Ewy zaczęły boksować w Pionkach i Radomiu. W sumie pod moim okiem stoczyły trzy walki. Ewa Piątkowska trenowała u mnie ponad 1,5 roku. Brodnicka ponad rok.
Dziś, kiedy o obu Ewach zrobiło się głośno, niewiele mówi się o tym, kto wprowadzał je do boksu zawodowego.
- Rzeczywiście, zostałem zapomniany. Jestem tym trochę zaskoczony, bo to ja je namówiłem i to u mnie toczyły pierwsze walki. Do dziś mam filmiki z ich sparingami. Czasem tak jest, że wyciera się kogoś gumką. Ale do nikogo nie mam pretensji i nie czuję się pokrzywdzony. Daleko mi do tego.
Skoro Piątkowska zaczęła u pana trenować wcześniej, to pewnie była wtedy trochę lepsza?
- To były dwie różne zawodniczki, dwa różne charaktery i dwa różne sposoby walki. Piątkowska jest niezwykle dynamiczna. Ma w sobie więcej agresji i ikry. Jej atuty to szybkość, zdecydowanie i twardość. A jednocześnie na co dzień jest uśmiechnięta, wesoła i potrafi się śmiać z samej siebie. To bardzo fajna dziewczyna. Brodnicka trenowała kickboxing i ma trochę inny sposób boksowania. Jest spokojniejsza i bardziej opanowana. I zawsze była dużo bardziej tajemnicza.
Na kilka dni przed pojedynkiem jest pan w stanie wskazać faworytkę?
- Trudno mi to ocenić, bo nie widzę ich na co dzień. Od dwóch lat nie miałem z nimi zajęć. Ewa Piątkowska trenowała ostatnio z Andrzejem Gmitrukiem czyli szkoleniowcem, który potrafi dużo przekazać. Miał wystarczającą ilość czasu, żeby nauczyć ją czegoś nowego.
Tuż przed walką Ewa Brodnicka rozstała się z trenerem Krzysztofem Drzazgowskim, a jej nową trenerką została Karolina Koszewska-Łukasik, która w ostatnich tygodniach prowadziła zajęcia w Legia Fight Club - w tej samej sali, na której trenowała Ewa Piątkowska. Zdaniem tej ostatniej zaistniała sytuacja to skandal i brak zasad.
- Nie dziwię się reakcji Ewy Piątkowskiej. Tak się nie powinno robić. W podobnej sytuacji należałoby kogoś uprzedzić lub przychodzić na zajęcia w innych godzinach. Tu chodzi o etykę. Nie wiem też, dlaczego Ewa Brodnicka rozstała się z trenerem. Moim zdaniem to duży błąd. Przed samą walką nie ma sensu podejmować takich kroków. Każdy szkoleniowiec wnosi coś nowego, a jeśli zmiany dokonuje się tuż przed walką, to można z nimi nie zdążyć.
Konflikt Ewy Piątkowskiej i Ewy Brodnickiej nabrał dużego rozgłosu. Widać, że obie zawodniczki starają się wykorzystać swoje pięć minut i zyskują na tym medialnie. Czy wpłynie na promocję kobiecego boksu?
- Oczywiście. Już dziś mówi się dużo o tym, że walczą ze sobą dwie kobiety. Kiedyś byłem na rozmowach u pana Mariana Kmity i podsunąłem mu pomysł na galę z udziałem samych kobiet. Myślę, że warto realizować takie nowe pomysły. Niestety, nikt nie podjął tego tematu. Jeszcze, kiedy Ewa Brodnicka i Ewa Piątkowska u mnie trenowały, zachęcałem je, żeby stoczyły ze sobą walkę, bo może to pomóc w znalezieniu sponsorów. Obie miały mi to za złe. Skakały mi do oczu. Przyjaźniły się wtedy i mówiły, że nigdy w życiu nie dojdzie między nimi do walki. Dziś mogę im powiedzieć: nigdy nie mów nigdy.
Zakłada pan, że obie Ewy mogą się jeszcze pogodzić?
- Nie wiem. Trudno powiedzieć, na jakim poziomie znajduje się ich gniew. Sobotnia walka może albo pogłębić ich konflikt albo wręcz przeciwnie - sprawi, że się pogodzą.
[b]Rozmawiał Michał Bugno
[/b]