Brytyjczyk twierdzi, że pojedynek z Władimirem Kliczką będzie jego najłatwiejszą walką w karierze. Tych słów akurat nie można brać na serio, bo to typowa gadka-szmatka pod publiczkę, w którą on sam pewnie nie wierzy. Choć to jest tak szalony i nieobliczalny (a raczej głupi) gość, że może i wierzy w te pierdoły.
Tyson Fury sprawia wrażenie pewnego siebie pięściarza. Piszę, że sprawia wrażenie, bo przecież nie wiemy, co siedzi w jego głowie. Na pozór może być twardzielem i facetem z jajami, a tak naprawdę, co godzinę może zmieniać pampersa. Tego nie wiemy. Wygląda jednak na to, że stawka pojedynku go nie sparaliżuje i do ringu wyjdzie na luzie i bez żadnego strachu. Pewnie też bez respektu dla rywala (i to może być jego największy błąd). Niedawno rozmawiałem z Albertem Sosnowskim, który stwierdził, że Fury ma mentalność mistrza i nie wymięknie na robocie. Ciekawa opinia, ale jakoś nie jestem do niej przekonany.
Brytyjczyk we wciskaniu kitu i robieniu szumu wokół swojej osoby, nie ma sobie równych. Spokojnie mógłby prowadzić szkolenia ze „śmieciowego gadania”. Szkoda czasu i miejsca, żeby cytować jego wszystkie wypowiedzi, ale trzeba przyznać, że we właściwy sposób wypromował sobotni pojedynek. Powinien za to otrzymać osobny czek. Tacy ludzie jak Fury są potrzebni w boksie, ale przecież gadaniem nie wygrywa się pojedynków. Często można usłyszeć opinię, że olbrzym z Wilmslow może być jednym z najtrudniejszych rywali Kliczki w ostatnich latach. Jeśli weźmiemy pod uwagę jego atuty, czyli warunki fizyczne, zasięg ramion, łatwość zmiany pozycji z normalnej na mańkuta oraz luz w wyprowadzaniu ciosów, to na papierze mamy obraz groźnego rywala dla Kliczki.
Ukrainiec w ostatnich dziesięciu walkach nie był ani razu w poważnych tarapatach. Wchodził do ringu, robił swoją robotę i było po zabawie. Krótko mówiąc, twardą ręką sprawuje rządy w wadze ciężkiej. W ostatnim pojedynku wygrał zdecydowanie na punkty z Bryantem Jenningsem, ale nie zdołał znokautować Amerykanina. - To był pierwszy rywal Ukraińca, który przyszedł po pojedynku na konferencję i wyglądał jak po wizycie u kosmetyczki a nie po 12 rundach z królem wagi ciężkiej. W walce z Kliczką był zakryty, szczelny, ogólnie pokazał świetną defensywę - tak o ostatniej walce Kliczki mówił Mateusz Borek w swoim "Alfabecie" na Po Gongu.
Gdyby Fury miał tak szczelną obronę jak Jennings, to moglibyśmy na poważnie zastanawiać się nad sensacją w Duesseldorfie, ale obrona Brytyjczyka pozostawia wiele do życzenia. Fury ma też podejrzaną szczękę, bo leżał na deskach po ciosach Steve’a Cunninghama (sic!) i Nevena Pajkicia. Co będzie, gdy trafi go Kliczko? Na pewno będzie duży huk. Pytanie tylko, kiedy go usłyszymy? Stawiam, że w drugiej części walki. I wtedy będziemy mogli się pośmiać z samozwańczego mistrza wagi ciężkiej.
Krzysztof Smajek