24 października 2007 roku drogi Krzysztofa Zimnocha i Deontaya Wildera skrzyżowały się podczas mistrzostw świata w boksie olimpijskim. Amerykanin miał za sobą wsparcie publiczności, bowiem turniej odbywał się w Chicago. Polak z kolei mógł liczyć na wsparcie Andrzeja Gołoty, który oprowadzał biało-czerwoną ekipę po Wietrznym Mieście.
Zimnoch, kilkukrotny mistrz Polski, w rywalizacji z Wilderem wykazał się wielką ambicją i wolą walki. Po dwóch rundach przegrywał bowiem na punkty (5:9), ale zdołał husarską szarżą odrobić straty i ostatecznie zwyciężyć 23:20, wyrzucając "Bronze Bombera" z turnieju. Należy jednak pamiętać, że pięściarz z Alabamy, były futbolista i niespełniony koszykarz, miał na koncie zaledwie 16. oficjalnych pojedynków. Ponadto, porażkę tłumaczył... przeziębieniem.
W 1/16 turnieju Zimnoch musiał uznać wyższość Niemca Aleksandra Powiernowa. Niestety białostocczaninowi nie powiodło się również w walce o igrzyska olimpijskie i nie zameldował się w Pekinie w 2008 roku. Wilder w Chinach był i przywiózł dla swojego kraju brązowy medal, ulegając w półfinale Włochowi Clemente Russo.
Niespełna dekadę od pamiętnego zwycięstwa Zimnocha nad Wilderem obaj panowie są w zupełnie innym miejscu karier. 33-letni Polak walczy w Szczecinie o sportowy byt i musi za wszelką cenę wyrównać porachunki z Mike'em Mollo, rewanżując się "Bezlitosnemu" za przegraną w 128 sekund. Z kolei 31-letni Wilder będzie główną gwiazdą znaczącej imprezy z cyklu Premier Boxing Champions, na której po raz piąty będzie bronił tytułu mistrza świata wszechwag World Boxing Council.
ZOBACZ WIDEO: Mike Mollo oburzony: Oni znowu to robią!