Dla Roberta Parzęczewskiego (18-1, 11 KO) występ na gali w Częstochowie miał szczególny ciężar gatunkowy. "Arab" pochodzi bowiem z tego miasta i robił wszystko, by móc zaprezentować się na "Nocy Wojowników", gdzie główną walką wieczoru był oczywiście występ Tomasza Adamka.
Parzęczewski we wrześniu zaliczył występ, podczas którego doznał głębokiego rozcięcia na czole. Na szczęście kontuzja zdążyła się zagoić i w sobotę spotkał na swojej drodze Saida Mbelwę (43-25-5, 28 KO).
Tanzańczyk był bezradny na tle szybszego, młodszego i bardziej ostrego oponenta. Polak od pierwszego gongu zepchnął boksera z Afryki do głębokiej defensywy i przygotowywał różne rozwiązania w ofensywie. Był lewy prosty, ciosy na tułów i sprytne zejścia.
W trzeciej rundzie "Arab" trafił Mbelwę idealnie w tempo prawym sierpowym i przeciwnik padł wyraźnie na deski. To był początek końca tej walki. Parzęczewski ruszył po nokaut, kontynuował demolkę i spowodował drugi nokdaun. Chwilę później sędzia ringowy Grzegorz Molenda zastopował tę potyczkę.
- Przede wszystkim było spokojnie, tak jak obiecałem. Miałem wcześniej ciężką kontuzję, na szczęście jestem cały. Mogłem przećwiczyć parę akcji, jestem zadowolony z tego występu - skomentował na gorąco Parzęczewski, który drugi pojedynek z rzędu rozstrzygnął przed upływem pełnego czasu.
ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz: Skoki narciarskie na stadionach? Myślę, że pójdziemy w tym kierunku