G2 Esports, odkąd tylko poznało swoich rywali w fazie play-off tegorocznych Worldsów odgrażało się, że ponownie stanie się katem Korei. W 2019 roku, w drodze do finału, również dwukrotnie mierzyło się z przedstawicielami LCK. Wówczas "Samurajowie" odesłali do domu DAMWON Gaming oraz SKT T1.
W tym roku jednak mocy starczyło tylko na pierwszą przeszkodę. Bo o ile jeszcze w ćwierćfinale wyglądało to więcej niż dobrze - "Jankos" i spółka z łatwością zdeklasowali Gen.G - o tyle w półfinale nastąpiło zderzenie ze ścianą.
G2 jednak od dłuższego czasu zmagało się z wieloma problemami. Pod formą był "Perkz", zmagający się z utratą ojca, który przegrał walkę z nowotworem. Co zrozumiałe, Chorwat przez dłuższy czas miał głowę zaprzątniętą zupełnie czym innym, niż gra w League of Legends. I choć finalnie G2 zdołało wygrać po raz czwarty z rzędu LEC, to nie oznaczało, że wszystkie problemy zostały zażegnane. Europejska formacja miała kłopoty z zaadaptowaniem się do panującej mety, opierającej się głównie o farmiących junglerów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: dwulatek zachwyca. Może być w przyszłości nowym Messim
- Za każdym razem, gdy zaczynamy nasze bootcampy przed Worldsami, musimy bardzo dużo się napocić, by nadrobić nasze zaległości. W tym roku meta również była inna niż w Europie - przyznał Fabian "GrabbZ" Lohmann, trener zespołu.
To wszystko było doskonale widać w półfinałowym meczu z DAMWON. G2 zdołało w nim urwać tylko jedną mapę, jednak trudno mówić, by w pozostałych toczyło wyrównany bój. Czwarta partia, zakończona po zaledwie 19 minutach i 3 sekundach, była najkrótszą mapą w 10-letniej historii mistrzostw świata League of Legends.
- Myślę, że aktualna meta faworyzuje DAMWON dużo bardziej niż przed rokiem. Już latem azjatyckie drużyny grały wokół junglerów skupiających się na farmieniu, podczas gdy reszta drużyny mocniej skupia się na poszczególnych celach na mapie. Są do tego dużo mocniej przystosowane, niż drużyny z zachodu - mówił z kolei "Perkz".
Tak jak DAMWON w dolnej części drabinki, tak w górnej głównym faworytem do awansu do finału było chińskie Top Esports. Mistrzowie letniego splitu LPL jednak już w ćwierćfinale byli o krok od wypadnięcia z turnieju. Wówczas, w meczu z Fnatic, zdołali powrócić ze stanu 0:2 i zwyciężyć 3:2. Nikt nigdy wcześniej na Worldsach nie dał rady podnieść się po przegraniu dwóch pierwszych map.
W półfinale słabości Top Esports obnażyło natomiast Suning. Jeżeli można kogoś na tegorocznym turnieju określić mianem czarnego konia, to "Lwy" idealnie się wpisują w tę definicję. Suning bowiem rzutem na taśmę awansowało na mistrzostwa. Wiosną zajęło odległe, 11. miejsce w LPL. Latem byli trzeci, awans zapewniając sobie w regionalnych finałach. Z Top Esports wygrali w tym roku zaledwie 1 z 8 map. Gdy doszło do kluczowego starcia w play-offach letniego splitu LPL, polegli 0:3.
Mimo to, w kluczowym momencie, to właśnie "Bin" z kolegami pokazał lepszą grę. Suning wygrało 3:1, choć trudno było nie odnieść wrażenia, że w kluczowych momentach miewa problemy z postawieniem kropki nad "i".
Teraz formę absolutnych underdogów sprawdzą faworyci numer 1. DAMWON będzie walczyć o przywrócenie chwały Korei, która po pięciu latach dominacji, ostatnio nie potrafiła nawet zameldować się w finale światowego czempionatu. Suning natomiast będzie chciało potwierdzić dominację Chin i pokazać, że dziś to bezsprzecznie najsilniejszy region na świece. Dwa poprzednie turnieje wygrywali bowiem właśnie reprezentanci LPL - Invictus Gaming oraz FunPlus Phoenix.
Wyniki meczów półfinałowych Worlds 2020:
G2 Esports - DAMWON Gaming 1:3
Suning - Top Esports 3:1
Czytaj także:
- La Liga. Messi problemem "Barcy" i Koemana? Argentyńczyk skończył strzelać
- Eredivisie. Sześciu piłkarzy PSV Eindhoven zakażonych koronawirusem