Sprzęt esportowca: Podzespoły komputera

Polska Liga Esportowa / Finały PGE Dywizji Mistrzowskiej CSGO
Polska Liga Esportowa / Finały PGE Dywizji Mistrzowskiej CSGO

Jaki komputer potrzebny jest do esportu? Jakie powinien mieć parametry? Jaki procesor i kartę graficzną? Ile pamięci RAM i jaki dysk? Odpowiadamy na te pytania w kolejnej części naszego cyklu sprzętowego.

W tym artykule dowiesz się o:

W naszej serii artykułów sprzętowych pisaliśmy już o monitorach, słuchawkach, myszkach i klawiaturach, które sprawdzą się najlepiej do uprawiania esportu. Do tej pory jednak nie wspomnieliśmy o najważniejszym, czyli samym komputerze i jego podzespołach. Dziś zajmiemy się właśnie tym zagadnieniem.

Inwestycja w budę

Trudno ukryć, że pecet to najdroższe narzędzie do uprawiania esportu. Topowe gamingowe komputery mogą być kilkukrotnie droższe od zwykłego sprzętu używanego do pracy albo nauki. Czy zatem musimy liczyć się z naprawdę poważnym wydatkiem, składając peceta do Counter-Strike’a czy League of Legends? Niekoniecznie. W przeciwieństwie do dobrych esportowych myszek, klawiatur czy monitorów, które są stosunkowo drogie, komputer nie musi być z wysokiej półki. Zwłaszcza jeśli planujemy wykorzystywać go tylko do grania.

Najpierw jednak trzeba wyjaśnić jedno – potrzebna nam będzie „buda”, czyli klasyczny pecet, zwany również desktopem. Laptopy to wspaniałe komputery, wygodne i przenośne, a do tego często wystarczająco mocne, by komfortowo obsłużyć nawet wymagające gry. Do esportu jednak zupełnie się nie nadają. Esportowiec potrzebuje dużego, dobrego monitora. I osobnej klawiatury. I miejsca na biurku. Owszem, można podłączyć monitor do laptopa, podobnie jak klawiaturę. Nie jest to jednak rozwiązanie optymalne. Na dodatek laptop, choć przenośny, zajmuje dużo więcej miejsca na blacie niż klasyczny pecet, który najczęściej znajduje się pod biurkiem. Dlatego wybór jest tylko jeden – desktop.

Niezbyt wygórowane wymagania

Czy do esportu potrzebny nam jest komputer gamingowy? Wydawałoby się, że właśnie tak jest. Dyscypliny esportowe to gry, więc potrzebujemy do nich komputera do gier. To logiczny wniosek. Tyle że nieprawidłowy. Gamingowe bestie dysponują potężną mocą, niezbędną, by uruchomić najnowsze i najbardziej wymagające produkcje w maksymalnej rozdzielczości oraz najwyższych ustawieniach detali. Rzecz jednak w tym, że gry esportowe nigdy nie należą do tych najbardziej wymagających. Wręcz przeciwnie.

Próg sprzętowy, który trzeba przekroczyć, by móc grać w Counter-Strike: Global Offensive, League of Legends, DOTA 2, Fortnite, Valorant czy w zasadzie dowolny inny esport, jest niski. Podobnie jak darmowa dystrybucja, jest to celowy zabieg producentów, który ma umożliwić uczestnictwo w zabawie jak największej liczbie osób. Całe sztaby programistów i artystów pracują nad tym, by te gry nie miały wysokich wymagań, a jednocześnie wyglądały dobrze. Produkcje esportowe najczęściej nie wspierają najnowszych technologii, nie dążą do fotorealizmu i nie są naładowane niesamowitymi efektami specjalnymi. To boiska, a nie parki rozrywki. Nie muszą mieć dodatkowych atrakcji. A nawet jeśli mają, zawodowi gracze i tak wyłączają wszystkie dodatkowe efekty, żeby uzyskać więcej klatek na sekundę.

Wystarczy średnia półka?

Tak, do esportu komputer ze średniej półki w zupełności wystarczy. Nie będziemy potrzebować ani 16-rdzeniowego procesora najnowszej generacji, ani najszybszej pamięci RAM DDR5 w dużej ilości, ani debiutującej w tym roku najpotężniejszej karty graficznej. Zwłaszcza że o tę ostatnią będzie trudno z uwagi na niedobory wywołane masowym wykorzystaniem tych kart do kopania kryptowalut. Wystarczą podzespoły właśnie ze średniej półki, z poprzedniej, albo nawet jeszcze wcześniejszej generacji.

Przeciętny procesor i karta graficzna sprzed czterech lat i tak dysponują wystarczającą nadwyżką mocy, by wyświetlić więcej klatek na sekundę w CS:GO czy LoLu, niż jest w stanie obsłużyć nasz monitor. Jedynym ustępstwem w kwestii oszczędności będzie tutaj dysk SSD, którego szybkość będzie nam w esporcie potrzebna. Dyski SSD są już jednak standardem, a nie drogą nowinką, jak dawniej. Budując peceta do esportu, możemy więc rozważnie i rozsądnie gospodarować budżetem. To znaczy – jeśli ma być to komputer tylko i wyłącznie do grania.

Wideokodowanie

Jest pewna okoliczność, którą należy wziąć pod uwagę, a która może nieco zwiększyć koszt naszego esportowego peceta. Chodzi o transmitowanie rozgrywek. Wielu esportowców, w tym znakomita większość tych najlepszych, streamuje swoją grę. Nie turnieje czy rozgrywki ligowe, bo tym zajmują się organizatorzy. Zawodowcy transmitują swoje prywatne granie dla fanów, zarówno w celu utrzymania kontaktu z nimi, jak i dla dodatkowego zarobku. Dla niektórych jest to wręcz główne źródło przychodów.

Jeśli planujemy streamowanie, musimy zainwestować nieco więcej w komputer. Taki, który bezproblemowo poradzi sobie z samą grą, może już się „spocić”, jeśli będzie musiał jednocześnie prowadzić obliczenia potrzebne do uruchomienia i gry, i transmisji. Materiał wideo przed wysłaniem do internetu musi zostać zakodowany. Nie można go nadawać w surowej formie, bo to zbyt wielka ilość danych. Trzeba go skompresować, i to na żywo. Dawniej kodowanie odbywało się metodą programową, co bardzo obciążało główny procesor. Do tego stopnia, że pionierzy streamów wykorzystywali drugie komputery tylko do przechwytywania i kodowania strumienia wideo. Dziś na szczęście większość kart graficznych ma specjalne funkcje kodowania sprzętowego, o wiele bardziej wydajnego. Nawet ono wymaga jednak dodatkowej mocy.

Dlatego jeśli zamierzamy nie tylko uprawiać esport, ale też to uprawianie transmitować, musimy wydać nieco więcej. Nadal jednak nie będzie potrzebna karta graficzna za trzy tysiące czy najpotężniejszy procesor. Dalej wystarczą nam podzespoły ze średniej półki, tyle że najlepiej z aktualnej lub ewentualnie poprzedniej generacji sprzętowej.

Źródło artykułu: