Beenhakker: Ręce mi opadły

Leo Beenhakker nie przejmuje się krytyką, która spadła na niego po nieudanych mistrzostwach Europy w Austrii i Szwajcarii. - To normalne, że po takim występie przez pierwsze dni rządzą emocje. Ludzie nie myślą racjonalnie, tylko plują na trenera. Zniknąłem z Polski po to, żeby dać im czas na ponowne używanie głowy - powiedział Holender w rozmowie z Rzeczpospolitą.

W tym artykule dowiesz się o:

- Może napiją się herbaty i będą potrafili odpowiedzieć, dlaczego kolejny występ zakończył się niepowodzeniem. Może wymyślą, że nie za wszystko odpowiada zły Leo, że zwolnienie go i rezygnacja z dwóch czy trzech piłkarzy nie uzdrowi polskiej piłki? A może system szkolenia jest zły albo Polacy nie umieją grać z najlepszymi? Przeanalizujmy, co takiego stało się w Rosji czy Turcji, że są tak daleko przed nami - powiedział Leo Beenhakker dodając, że po mistrzostwach dostał dwie nowe oferty. - Odmówiłem, podziękowałem, jeszcze nie skończyłem swojej pracy - zapowiedział.

Holendra najbardziej zabolały jednak podejrzenia, że powołując zawodników kierował się własnym interesem. - Przez 43 lata nie zarobiłem nawet złotówki na tym, że któryś zawodnik grał w mojej drużynie. Zarabiam godne, wcześniej ustalone pieniądze i nie potrzebuję szargać swojego nazwiska takim brudem. Na Euro powołałem najlepszych, nie kontaktując się i nie słuchając rad żadnego menedżera. O tym, że kupiłem mecze, jeszcze nie słyszałem, ale ci, którzy tak mówią, są zwyczajnie chorzy, mają coś nie tak z głową. Takie głosy nie pomagają mi wrócić do pracy, pozbierać się po porażce. Ręce mi opadły - przyznał trener biało-czerwonych na łamach Rzeczpospolitej.

Komentarze (0)