Przed tym sezonem Macieja Rybusa traktowano ciągle jako nadzieję polskiej piłki. Okazało się jednak, że były już pomocnik Legii Warszawa z chłopca przeobraził się w mężczyznę, a także potrafi rozstrzygać losy meczów. Jego zimowy transfer do Tereka Grozny traktowano z przymrużeniem oka, lecz Rybus piłkarsko nie stracił, a można powiedzieć, że nawet zyskał. - Mogę powiedzieć, że przez kibiców jestem lubiany od pierwszego meczu. Kiedy zagrałem 30 minut, to już skandowali moje nazwisko. Później na każdym spotkaniu, kiedy graliśmy u siebie, właśnie tak było. Na pewno polubili mnie i mój sposób gry. Mam nadzieję, że jeszcze lepiej będę mógł się tam zaprezentować. Na pewno to nie jest ostatni przystanek w mojej karierze i chciałbym też grać w lepszym klubie - mówi pochodzący z Łowicza zawodnik.
Chociaż Terek występował w grupie spadkowej ligi rosyjskiej, to były już pomocnik Legii nie narzekał na poziom zmagań. - Wydaje mi się, ze w lidze rosyjskiej wszystkie zespoły nie skupiają się głównie na defensywie, bo jak grałem tutaj w Polsce, to wydawało mi się, że większość drużyn tak robi, by nie stracić bramki. Tam wszystkie zespoły od razu chcą strzelić gola. Przez to mecze są bardzo szybkie, ciekawe i jest wymiana cios za cios. Sądzę, że w lidze polskiej bardziej jest to wszystko poukładane taktycznie - wyjaśnia.
Po mistrzostwach Europy ciągle młody jeszcze pomocnik będzie miał ciężej. Drużyna Tereka rywalizować będzie bowiem z tuzami rosyjskiej piłki nożnej. - Będzie ciężej. Pytałem się chłopaków, jaki jest poziom tej pierwszej ósemki, to powiedzieli, że wyrównany. Wszystkie zespoły grają podobnie, może Zenit trochę wszystkich przewyższał. Wydaje mi się, że nie ma się jednak czego obawiać. Grałem ze Spartakiem i wiem, czego można się spodziewać - zaznacza skrzydłowy.
To właśnie ze Spartakiem Moskwa Rybus rozegrał jeden z najlepszych swoich meczów w tym sezonie. Wszyscy kibice Legii na długo zapamiętają jego pięknego gola strzelonego na Łużnikach.
Teraz Rybus on spore szanse na to, aby na Euro 2012 zagrać w podstawowym składzie reprezentacji Polski, co potwierdziły jego ostatnie dobre mecze. Jego forma jest wysoka, pomimo że na brak występów w tym sezonie nie mógł narzekać. - Miałem tydzień przerwy i w Austrii na zgrupowaniu byłem praktycznie przez siedem dni. Tych treningów za wiele nie miałem, ale te pierwsze trzy dni, kiedy mocnej popracowaliśmy, to odczuwałem w nogach obciążenia siłowe. Po dwóch dniach wolnego wydaje mi się, że nabraliśmy takiej świeżości i chęci do grania w piłkę - komentuje jeden z najbardziej perspektywicznych zawodników w polskiej piłce nożnej. O znajdującej się w Austrii miejscowości Lienz napisano już wiele. To tam biało-czerwoni pod wodzą Franciszka Smudy przygotowywali się do mistrzostw Europy. - Wydaje mi się, że to dobrze, że wyjechaliśmy do Austrii. Tam mogliśmy popracować w spokoju. Nikt nam nie przeszkadzał. Oczywiście było dużo dziennikarzy i też się dało odczuć, że zbliżają się mistrzostwa. Tutaj w Polsce bardziej się to jednak czuje - zauważa.
W ostatnim sprawdzianie przez Euro Polacy zmierzyli się z Andorą. W wyjściowej jedenastce znalazło się miejsce dla zawodnika występującego w lidze rosyjskiej. Popisał się nawet asystą przy golu Ludovica Obraniaka, a swój występ mógł zaliczyć do udanych. Boisko opuścił jednak po pierwszych 45 minutach. - Trener zapowiedział wcześniej, że będzie kilka zmian w przerwie. Nie jestem więc zły, że zszedłem - tym bardziej, że dostałem trochę po nogach od zawodników z Andory. Nie chciałem ryzykować. Chcieliśmy wygrać wysoko i udało się. 4:0, mogło być więcej, ale zmarnowaliśmy kilka akcji, kilka niedokładnych podań... - wzdycha łowiczanin.
W kadrze Rybus występuje na pozycji bocznego pomocnika, ale nie jest przywiązany konkretnie do jednej strony boiska. - Wraz z Obraniakiem i Błaszczykowskim wymieniamy się pozycjami. Już w meczu ze Słowacją robiliśmy takie wymiany. Staramy się te pozycje zmieniać często, by zamieszać trochę u przeciwników - wyjaśnia. - Nie jesteśmy perfekcyjną drużyną, ale opieramy swoją siłę właśnie na dobrej organizacji i grze zespołowej. Będziemy ćwiczyli zagrania taktyczne. Będziemy ją szlifować - dodaje.
Do inauguracyjnego meczu na mistrzowskim turnieju pozostało już mało czasu. Już w piątek biało-czerwoni zmierzą się z Grecją. - Nie da się tego nie zauważyć, że Euro coraz bliżej. My zawodnicy nie czytamy, nie oglądamy co się dzieje wokół naszego zespołu, tylko skupiamy się na meczu z Grecją, ale ciężko też tego nie dostrzec, bo kiedy się włączy telewizor, to wszędzie mówią o mistrzostwach. Czujemy już tą atmosferę. W Austrii może jeszcze tak nie było, bo wiadomo, że nie byliśmy w kraju. Teraz wszystko da się odczuć - podkreśla piłkarz.
- Pierwszy mecz w turnieju może wszystko ustawić. W poprzednich trzech turniejach te pierwsze spotkania przegrywaliśmy i później było nam ciężko. Spotkanie z Grecją będzie więc najważniejsze. Gramy przed własną publicznością, na swoim stadionie. Nie ma innej możliwości, jak żebyśmy nie myśleli o zwycięstwie - zaznacza.
Potem podopiecznych Smudy czekają jeszcze przynajmniej dwa spotkania. W fazie grupowej zmierzymy się bowiem także z Rosją i Czechami. Potyczka ze Sborną będzie dla byłego już Legionisty bardzo istotna. - Koledzy z Rosji mówili, że będą oglądać mecz i mi kibicują. Tylko żebym Rosjanom nie strzelał bramek - mówi Rybus z uśmiechem na ustach.
Smuda powołał piłkarzy, którzy tworzą dość młody zespół. Oczekiwania są spore, bo w końcu wspólnie z Ukrainą jesteśmy współgospodarzem turnieju. - Mam nadzieję, że poradzimy sobie z presją. Mamy młody zespół i dla nas wielu to jest nowe doświadczenie, bo większość z nas nie grała na takim wielkim turnieju. Wydaje mi się, że powinno być dobrze - optymistycznie twierdzi Rybus, który w momencie, gdy przyznawano nam organizację Euro, był jeszcze bardzo młodym człowiekiem. - Występ na mistrzostwach Europy to na razie moje spełnienie marzeń. Pamiętam, że kiedy dowiedziałem się, że mistrzostwa będą rozgrywane u nas, miałem wtedy chyba 16 lat i byłem w szkółce piłkarskiej w Szamotułach. Wtedy jeszcze nie myślało się o tym, że będzie się grało... - podsumowuje.