Kiedy Hummels podczas finału Pucharu Niemiec opuszczał boisko z kontuzją, za naszą zachodnią granicą zapanowała konsternacja. Tuż przed Euro 2016 urazu doznała druga najważniejsza postać bloku obronnego. Zaczęło się wielkie odliczanie.
Obawy potęgowała również świadomość słabszej dyspozycji numeru jeden wśród obrońców - Jerome Boatenga. On do turnieju zdołał się wyleczyć. Ciągle jednak brakowało mu ogrania.
Przed meczem z Polską, Niemcy mocno liczyli na powrót Hummelsa. Miał on rozwiązać problemy defensywne. Być jak zbawienie dzięki pewności w poczynaniach i walorach ofensywnych. Wszak o zawodniku, który latem zamieni Borussię Dortmund na Bayern, mówi się, że to najlepiej wyprowadzający piłkę stoper świata.
ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Kamil Kosowski o spotkaniu z Niemcami. "Powinniśmy ten mecz wygrać"
Modlący się o powrót Hummelsa często zapominali, że reprezentant Niemiec od niemal miesiąca nie rozegrał ani jednego spotkania. Zazwyczaj powroty po kontuzjach wyglądały u niego słabo. Miewał problemy z koordynacją, popełniał wiele prostych błędów i przegrywał pojedynki. Ten stan odzwierciedlały też jego noty, był wtedy najgorszym zawodnikiem BVB.
Właśnie taki obraz Hummelsa obserwowaliśmy podczas meczu przeciwko Polsce. Z ostoi, stał się newralgicznym punktem. To on nie trafił czysto w piłkę, która omal nie trafiła po nogi Roberta Lewandowskiego.
Często przeszkadzał też Boatengowi albo notował głupie straty. Gubił krycie, zapędzał się do boku czy przodu. Gdyby w drugiej połowie Lewandowski nie został zablokowany przez Boatenga, jego pomyłka mogłaby skończyć się tragicznie.
Postawę Hummelsa najlepiej opisuje słowo "elektryczny". Z drugiej strony: każdy mecz działa na jego korzyść. Czwartkowa gra była dla niego i Niemców cenna w kontekście dalszej części turnieju.
Mateusz Karoń