WP SportoweFakty: Rzuty karne to kwestia szczęścia?
Łukasz Fabiański: Tak i dopisało, bo nie mogłem zgadnąć prawidłowej strony, ale zawodnicy stanęli na wysokości zadania.
Miał pan rozpisane, jak Szwajcarzy strzelają?
- Wiadomo, to naturalne, analizuje się opcje. Muszę nad tym popracować, mieć więcej cierpliwości, żeby wyczekać dłużej i mieć większą szansę na skuteczną interwencję. Trener Tkocz pokazywał mi, jak strzelają, ale jakoś mi nie poszło.
ZOBACZ WIDEO: Polscy kibice oszaleli ze szczęścia. "O mało zawału nie dostałem!"
Karne dla bramkarza to stres?
- Nie, właśnie ja uważam, że to bezstresowa sytuacja. Jak to się mówi po angielsku "win-win situation". Nikt cię nie obwini a możesz zostać bohaterem. Większa presja ciąży na zawodnikach.
Zaczął pan turniej na ławce rezerwowych i teraz wykorzystał swoją szansę.
- Tak, co mam powiedzieć. To życie bramkarza. Nie możesz wszystkich zadowolić. Jeden będzie szczęśliwy a drugi... może nie rozczarowany, ale trochę sfrustrowany. Gramy regularnie w naszych klubach i potem selekcjoner decyduje. Wojciech zaczął, a ja musiałem pracować ciężko i być przygotowanym. Przytrafiła się kontuzja Wojtka i po prostu musiałem zrobić, co do mnie należy.
Wygląda na to, że jest pan gotowy.
- Po to trenujemy. Musisz być zawsze gotowy do meczu. Kiedy przyjdzie szansa, musisz zrobić co do ciebie należy.
Jak pan w ogóle obronił tego wolnego Rodrigueza?
- W takich sytuacjach trzeba zachować spokój, przeanalizować sytuację. Miałem świadomość tego, że on ma bardzo dobrze ułożoną lewą nogę i potrafi uderzyć z rzutu wolnego, więc starałem się być przygotowanym.
A sytuacja Erena Derdiyoka? To była instynktowna obrona?
- Nie, to szybka analiza sytuacji, ustawiasz się, żeby być w jak najlepszej sytuacji i tyle.
Pan tu tak spokojnie odpowiada, nie było jakiś nerwowych sytuacji podczas meczu?
- Nie, bo ja nie jestem z natury osobą, która chce wprowadzać nerwowość. Nawet jak Szwajcarzy dochodzili do dobrych sytuacji, to to jest piłka nożna. Jako bramkarz nie mogę mieć pretensji, że napastnik oddaje strzał.
Polska może powtórzyć wyczyn Grecji z 2004 roku?
- Oj nie wiem, nie myślę w ten sposób. Po prostu staramy się zrobić, co w naszej mocy, żeby Polska była z nas dumna. W ostatnich latach nie dawaliśmy rady w dużych turniejach i myślę, że ten może być wielki dla nas.
To pan zapoczątkował akcję na 1:0.
- Po prostu była taka sytuacja i cieszę się, że Kamil umiejętnie się uwolnił. Też podczas analizy wiedzieliśmy, że taka szansa się może zdarzyć. Miałem świadomość, że to nasza szansa, żeby ich skontrować.
Czy to jeden z najlepszych pańskich występów w reprezentacji?
- Nie, bez przesady. Nigdy nie patrzę w ten sposób na mecze, patrzę na dobro drużyny. Fajnie, że dziś trochę historii.
Straciliście bramkę, ale jeden gol w czterech meczach to wciąż imponujący wynik.
- Tak, myślę, że stabilizacja w defensywie pozwoliła nam tak daleko zajść. Nie stracić bramki i mieć szansę w ataku. Jak na razie to dobry plan. Jeśli zachowasz czyste konto, to znaczy że jesteś w grze. I to jest dobre.
Lewandowski znowu nie strzelił.
- Zrobił swoją robotę, nawet jeśli nie strzela, robi bardzo dużo dla drużyny. Wywiera ogromną presję. To była nawet widać w pierwszej połowie, kiedy dzięki tej jego presji stworzyliśmy sytuację. To dla nas dużo znaczy.
Ale to atak miał być naszym atutem a obrona problemem.
- A tymczasem coś tam strzelamy, mało tracimy i nie ma co szukać problemu.
Marzenia się spełniają?
- Mamy następny mecz, więc o nim myślimy. Zobaczymy potem.
Plan minimum jest osiągnięty?
- My nic takiego nie zakładaliśmy. Chcemy grać, jak najlepiej i zajść jak najwyżej.
Szwajcarscy kibice pana obrażali?
- Nie zwracałem na to uwagi.
Co się stało w drugiej połowie, że Szwajcarzy tak nas cisnęli?
- Myślę, że szybciej zaczęli operować piłką, z większą agresją zaczęli atakować. Ale nie że się broniliśmy, bo mieli może dwie, trzy niezłe sytuacje. A co do tej bramki, to była naprawdę fajna. Nie że nas rozklepali, tylko to była taka chwila geniuszu. Może za bardzo się cofnęliśmy, ale też nie było tak, że zaczęli nas "klepać". Poza tym jak strzelili wróciła kontrola nad meczem.
Marek Wawrzynowski z Saint Etienne