Czytaj w "PN": Afera biletowa

PAP/EPA / SHAWN THEW
PAP/EPA / SHAWN THEW

Przed turniejem UEFA zapowiadała bezwzględną walkę ze sprzedażą wejściówek na czarnym rynku. Jak sprawa wygląda w rzeczywistości? Postanowiliśmy to sprawdzić przy okazji kilku meczów w stolicy Francji.

W tym artykule dowiesz się o:

Bilet na tegoroczne mistrzostwa Europy próbowało kupić jedenaście milionów osób. Podobnie jak podczas wcześniejszych imprez, system sprzedaży wejściówek był całkowicie kontrolowany przez europejską federację piłkarską. Na portalu biletowym UEFA zorganizowała sprzedaż w kilku etapach, choć pewną pulę przeznaczyła także krajowym federacjom. W tym roku na rynek trafiło dwa i pół miliona wejściówek, więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Tak duża liczba biletów nie przełożyła się jednak na zwiększenie ich dostępności dla kibiców - wszystko to za sprawą wysokich cen. Przed mistrzostwami na bilet najniższej kategorii trzeba było wydać 25 euro, jednak pula najtańszych wejściówek była stosunkowo niewielka, dlatego można stwierdzić, że drabinka cen zaczynała się w rzeczywistości od 55 euro.

W drodze na mecze łatwo spotkać koników, którzy pod nosem UEFA prowadzą sprzedaż wejściówek. W Paryżu, kilka godzin przed rozpoczęciem spotkania, już od samego wyjścia z metra mijamy kilku handlarzy. Choć UEFA zapowiadała bezwzględną walkę, sprzedawcy czują się bezkarni i prowadzą interesy tuż obok mundurowych. Trzeba przyznać, że ci drudzy mają w trakcie mistrzostw ręce pełne roboty i ich priorytetem jest przede wszystkim zabezpieczenie imprezy przed zagrożeniem terrorystycznym. Biletowy czarny rynek zszedł więc na dalszy plan.

W tym roku, obok rutyniarzy, nielegalną sprzedażą zajęli się też zwykli kibice, którzy czują się poszkodowani polityką cenową UEFA.

ZOBACZ WIDEO Euro 2016. Portugalscy dziennikarze: Macie świetny zespół (źródło: TVP)

{"id":"","title":""}

- Znajomi nie mogli ostatecznie przyjechać do Francji, a na oficjalnym portalu odsprzedaży biletów nikt nie chciał kupić wejściówek. UEFA postawiła zaporowe taryfy, liczę że jak zmniejszę cenę, to tutaj na miejscu ktoś się skusi - mówi jeden z koników pod Stade de France. Te słowa wydaje się potwierdzać portal biletowy UEFA, na którym przed meczami fazy grupowej można było jeszcze kupić wejściówki. Ceny? Przed meczem otwarcia bilety pierwszej kategorii były dostępne w cenie między 300 a 600 euro. Tymczasem, kilka godzin przed meczem, pod stadionem wejściówki krążyły w cenach o połowę niższych.

W Saint-Denis najłatwiej kupić bilet na stacji Saint-Denis - Porte de Paris, gdzie przed meczem ustawia się nawet kilku sprzedawców. Takich osób jest więcej - chcą po prostu odzyskać część pieniędzy, aby wszystkiego nie stracić. Ich obecność z pewnością psuje interesy tradycyjnych koników, bowiem sprzedawcy często już na starcie rozpoczynają negocjacje od zaniżonej ceny w stosunku do oficjalnej taryfy. Oczywiście kupno wejściówki od osoby trzeciej wiąże się z dużym ryzykiem. Wszystkie bilety na tegoroczne Euro 2016 są imienne i zwykła kontrola tożsamości na bramkach stadionu może zniweczyć szanse wejścia na obiekt. Choć UEFA całkowicie zakazuje sprzedaży wejściówek za pośrednictwem innych kanałów dystrybucji niż jej własny portal, we Francji sprzedaż biletów na rynku wtórnym jest zakazana wyłącznie przy zawyżonej cenie. Widok handlarzy przed meczami szybko nie zniknie więc z pejzażu Euro 2016.

Jordan Berndt z Paryża

Komentarze (0)