Euro 2016: Ebi Smolarek: 10 lat temu Portugalczycy myśleli, że zleją Polaczków. Sprowadziliśmy ich na ziemię

- Pamiętam, że ojciec płakał, kiedy oglądał moje dwie bramki z Portugalią. To był mecz historyczny. Oni nas zlekceważyli. Myśleli, że na luzie wygrają z Polaczkami. Brutalnie ich zmiażdżyliśmy - wspomina w rozmowie z WP SportoweFakty, Ebi Smolarek.

Mateusz Święcicki
Mateusz Święcicki
Euzebiusz Smolarek Getty Images / Clive Rose / Na zdjęciu: Euzebiusz Smolarek

WP SportoweFakty: Często ogląda pan powtórki tamtego spotkania?

Euzebiusz Smolarek: W ogóle.

Naprawdę?

- Tak, nie wracam pamięcią do przeszłości. Nigdy nie byłem sentymentalny. Bardziej obchodzi mnie to, co wydarzy się dziś i jutro.

To był kosmiczny mecz reprezentacji Polski, uznany za jeden z najlepszych w najnowszej historii. Nie sposób odciąć się od niego, zwłaszcza kiedy strzela się dwa gole.

- Ale ja nie uważam, że był to najwybitniejszy występ w mojej karierze. Był niezły, a mógł być lepszy, bo miałem szansę na trzeciego gola. Oczywiście kibice kojarzą mnie głównie z dwiema bramkami z Portugalią. Nawet dziś, kiedy jestem rozpoznawany na ulicy, to większość ludzi wspomina Chorzów i ogranie czwartej drużyny świata. Był to wielki mecz całej drużyny, Smolarek postawił tylko kropkę nad i.

ZOBACZ WIDEO Euro 2016. Portugalscy dziennikarze: Macie świetny zespół (źródło: TVP)

Nikt pana nie mitologizuje, tylko stwierdza fakt. Historia zatoczyła koło. Włodzimierz Smolarek 20 lat wcześniej pokonał portugalskiego bramkarza na mundialu w Meksyku. Dariusz Szpakowski, komentujący mecz w 2006 roku, krzyczał: "Ebi Smolarek, jak 20 lat temu jego ojciec!"

- Tata bardzo to przeżył. Powiedział mi, że się popłakał jak dziecko. Po meczu, żartowaliśmy, że powinno być na świecie więcej Smolarków. Wtedy wygrywalibyśmy z Portugalią każdy mecz. Ale ja nie popadałem w euforię, nie wzruszałem się. Myślę, że gdyby mój syn za kilkanaście lat strzelił dwa gole Portugalczykom, to pewnie też bym się popłakał. Natura ojca, inne emocje, inne spojrzenie.

Dlaczego tak łatwo zdominowaliście Portugalię? Wynik zakłamuje obraz gry. Było 2:1, a mogliście wygrać co najmniej 5:1.

- Powodów było kilka. Po pierwsze, oni nas strasznie zlekceważyli. Pamiętam, że czytałem w gazecie przed meczem, że Ronaldo przyleciał na zgrupowanie spóźniony, prywatnym odrzutowcem. Ktoś w ogóle nie został powołany ze względu na mały rozmiar przeciwnika, jeszcze ktoś inny publicznie nas bagatelizował. Leo Beenhakker umiał to wykorzystać w mowie motywacyjnej. Potrzebowaliśmy tego, ale sami też się nakręciliśmy. Mało kto pamięta, że był to paskudny czas. Przegrany mundial, później słaby początek eliminacji. Odbijać się zaczęliśmy dopiero w Kazachstanie, gdzie strzeliłem jedynego gola. To był najgorszy wyjazd w mojej karierze. Dramatyczny hotel, śniadanie, boisko do gry. To cud, że nikt tam nie złamał sobie nogi. Ale już wtedy coś zaczęło się zmieniać. Z Portugalią taktyka była prosta. Zaatakować ich od pierwszej minuty, biegać blisko siebie, walczyć i nie odpuszczać. Wszystko układało się jak w bajce, oni byli w szoku i nie wiedzieli co robić.

Dopisała publiczność. Na Stadionie Śląskim w Chorzowie nie było ani jednego wolnego miejsca. Portugalczycy mówili później, że wszystko sprzyjało Polakom, ale najlepsi byli kibice.

- Oni też mieli nas dosyć po mundialu. W meczu z Serbią w Warszawie pojawiło się ich niewielu. Pamiętam, że wtedy protestowali, nie chcieli oglądać kadry. Wcześniej, na początek eliminacji skompromitowaliśmy się z Finlandią w Bydgoszczy. Było bardzo źle, ale Portugalia zmieniła wszystko. To był mecz przełomu.

Jak ligowi, średni piłkarze jak Grzegorz Bronowicki czy Paweł Golański mogli rozegrać tak wspaniałe spotkanie? Bronowicki założył siatkę Simao Sabrosie. Golański powstrzymał Ronaldo.

- Efekt Leo Beenhakkera. To był 2006 rok. Dziś już w Polsce na nikim nie robi wrażenia zagraniczny trener. Bardzo zbliżyliśmy się w 10 lat do zachodu. Wtedy było inaczej. Wielu zawodników z reprezentacji Polski grało w Ekstraklasie, nie mieliśmy piłkarzy w Bayernie Monachium, Sevilli czy nawet w Ajaksie Amsterdam. Ja grałem w Racingu Santander, Wojciech Kowalewski w Spartaku Moskwa, Grzegorz Rasiak w angielskiej Championship. Podaję przykłady, by wyjaśnić okoliczności tamtego meczu. Beenhakker umiał dotrzeć go głów wszystkich, którzy nigdy nie rywalizowali na tak wysokim poziomie. On wmówił im, że są tak dobrzy jak Ronaldo i oni w to uwierzyli. Co więcej, oni zagrali nawet lepiej od niego.

Wpadliście w euforię po meczu?

- Wszyscy zwariowali, pamiętam, że ktoś powiedział "to się nie dzieje, to sen". Szaleliśmy z radości. Portugalia była wtedy bardzo mocna, wróciła z mundialu na czwartym miejscu, ale przecież w półfinale przegrała z Francją tylko 0:1. Zmiażdżyliśmy ich, to był nokaut w pierwszej rundzie.

Cristiano Ronaldo w swoim aroganckim stylu powiedział, że ten mecz nie ma żadnego znaczenia, bo i tak Portugalia wygra grupę.

- I wygrała?

Nie, nie potrafiła was też pokonać w Lizbonie.

- No właśnie. Farta to my mieliśmy w rewanżowym meczu. Jacek Krzynówek strzelił gola w samej końcówce, a piłka odbiła się najpierw od słupka, a później od pleców bramkarza. Tamte eliminacje były szalone. Cuda działy się w Warszawie, kiedy zgasło światło z Kazachstanem i kiedy strzeliłem trzy gole. Na koniec dobiliśmy Belgów, wygrywając 2:0. To był mój najlepszy występ w kadrze, cenię go bardziej niż ten z Portugalią, bo bez pokonania Belgii nie byłoby ostatecznego sukcesu.

Jose Mourinho, kiedy chciał zmotywować piłkarzy FC porto używał brzydkich sztuczek. Mówił im przed meczem z Realem Madryt: "Błagacie ich o koszulki a oni śmieją się z was. Nie zapomnijcie wziąć autografów w tunelu". Leo też stosował takie zagrywki?

- Nie przypominam sobie. Może w indywidualnych rozmowach z innymi zawodnikami tak robił, ale ze mną na pewno nie. Zresztą ja wychowałem się w Rotterdamie, później grałem w Borussii Dortmund czy Racingu Santander. Nie robiłem w spodenki na widok Ronaldo. Nie twierdzę, że koledzy z Ekstraklasy robili, ale być może Beenhakker ich tak motywował. Musisz ich zapytać.

Czym różni się tamta reprezentacja od obecnej?

- Teraz mamy grupę znakomitych piłkarzy grających w wielkich klubach. To bardziej utalentowane pokolenie, przyzwyczajone do gry na najwyższym poziomie co tydzień. Zauważ, że to grupa wchodząca w najlepszy wiek piłkarsko. To ludzie dojrzali. Mentalnie i fizycznie. Są od nas lepsi.

A trener? Adam Nawałka był asystentem Leo Beenhakkera. Pamięta go pan?

Jasne. Był w cieniu i słuchał. Zawsze uważałem go za mądrego człowieka. Wiedział, że ma jeszcze czas na samodzielną pracę i sukcesy, więc wykorzystał tamten okres maksymalnie. Jest bardzo dobrym trenerem, bo stawia drużynę na pierwszym miejscu. Najważniejsze jest dla niego dobro piłkarzy i widać to na każdym kroku. od treningu po konferencje.

Ale Nawałka jest przeraźliwie nudny na konferencjach. Ciągle mówi to samo, nie da się tego słuchać. "Przygotowanie mentalne, koncentracja, praca zarówno w defensywie jak i ofensywie". To zestaw tych samych, nic nieznaczących zdań.

- A co ty byś chciał?

Interesującego sposobu mówienia o piłce.

- Jeden z poprzedników Nawałki bardzo ciekawie się wypowiadał. Robił show na konferencjach, wygadywał głupoty, na które czekali dziennikarze. I co osiągnął?

Nic. Nie wyszedł z najłatwiejszej grupy w historii Mistrzostw Europy. Jak pan myśli, ogramy Portugalię?

- Będzie bardzo ciężko. Oglądam wszystkie mecze reprezentacji Polski we Francji. Jestem zapraszany do holenderskich telewizji jako ekspert i tam ludzie są pod wielkim wrażeniem gry Polaków. Poklepują mnie po plecach i trochę żartują, że zdobędziemy mistrzostwo Europy. Wydaje mi się, że najbliższy mecz będzie bardzo zamknięty. Nie padnie w nim wiele goli. Przeczuwam dogrywkę i kolejną serię rzutów karnych.

Był pan bardzo introwertycznym piłkarzem, niektórzy twierdzili nawet, że egoistycznym, zamkniętym w sobie. Dlaczego odciął się pan całkowicie od futbolu? Nie chciał pan przyjechać na mecz Polska - Holandia do Gdańska, choć miał pan zaproszenie.

- To nie tak. Jestem na bieżąco. Śledzę mecze, ale nie pojawiam się za często w mediach. Nie wiem kiedy przeprowadzany był ostatni długi wywiad ze mną przez polskiego dziennikarza. Po zakończeniu kariery wreszcie znalazłem czas dla siebie i rodziny. Prowadzę swoje interesy. Na meczu z Gdańsku nie mogłem być, bo miałem inne obowiązki.

Słyszałem, że jest pan właścicielem firmy utylizującej śmieci. Podobno przejechał pan pół Europy na motorze?

- Nie chcę wchodzić w szczegóły, co robię. Chyba wiem kto ci opowiedział o motorach. Dorwę go.

Nie chce pan związać się z futbolem? W żadnej roli?

- Trenerem na pewno nie zostanę, ale widziałbym siebie w roli menedżera. Takiego człowieka, który znajduje młodych utalentowanych chłopaków w Polsce i pomaga im w wyjeździe za granicę. Dzięki swoim kontaktom mógłbym ich wprowadzać do akademii piłkarskich w Holandii czy Niemczech, opiekować się ich karierami i wprowadzać do dorosłej piłki. Ta rola mi odpowiada i niedługo wystartuję ze swoim pomysłem.

Rozmawiał
Mateusz Święcicki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×