Po ostatnim gwizdku kamery telewizyjne najechały na sektory belgijskich kibiców. Większość stała nieco obojętnie, kilka osób płakało. Nie wiadomo, czy taka szansa się powtórzy. Belgijskie złote pokolenie miało być rewelacją turnieju, zamiast tego jest wielkim rozczarowaniem.
Tuż po meczu Thibaut Courtois podbiegł do trybun, do swojego ojca, trochę porozmawiali. Potem bramkarz udał się w stronę szatni. Dziennikarzom telewizyjnym, którzy go złapali nieco później, wypalił: - Powiedziałem trenerowi, jakie jest moje zdanie. On musi teraz podjąć decyzję. Graliśmy taką samą taktyką jak w meczu z Włochami...
To było bardzo mocne. Ale ten flegmatycznie wyglądający człowiek w rzeczywistości, wbrew pozorom, nie jest wycofany ani skromny. Ma swoje zdanie i nie boi się go wypowiedzieć. Trochę jak Marc Wilmots 14 lat temu, podczas mistrzostw świata w Korei i Japonii. Curtois ma dziś 24 lata i chce sukcesów.
Courtois nie może mieć do siebie pretensji. Jego interwencje przy strzałach Taylora czy Bale'a w pierwszej połowie były najwyższej klasy światowej. Ale nawet najlepszy bramkarz nie zapobiegnie błędom defensywy. Wśród Belgów zdania są podzielone. Część, jak Courtois, domaga się głowy trenera. Wiedzą, że to zbyt dobry zespół, żeby odpadać w ćwierćfinale turnieju. Przynajmniej z Walią.
ZOBACZ WIDEO: Łukasz Jurkowski po meczu Polska - Portugalia: Tylko skrajny idiota tak powie
Sam Wilmots woli tę drugą część, reprezentowaną przez Toby'ego Alderweirelda i Edena Hazarda.
- Nie można winić trenera, to nie w porządku. Młodzi obrońcy są chyba zbyt młodzi – powiedział ten pierwszy.
Hazard zapewnił, że drużyna jest za trenerem.
- Gdybym miał mu powiedzieć jedną rzecz, to powiedziałbym, że powinien z nami zostać. Ale to jego decyzja. Jeśli zostanie z nami, to dobrze, jeśli zdecyduje się odejść, życzę mu powodzenia – powiedział w strefie wywiadów najlepszy zawodnik Belgii.
Wilmots ma kontrakt ważny do końca eliminacji do mundialu w Rosji, w 2018 roku. Ale dziennikarze chcą, żeby rozpocząć dyskusję o jego przyszłości. Rozczarowanie jest ogromne.
Hazard, jako najwybitniejszy przedstawiciel pokolenia, zachowywał spokój. On wie, że to nie ostatnia szansa. Złote pokolenie nie jest dziełem przypadku, tak jak to ma miejsce obecnie w Polsce. To efekt współpracy trzech czynników: napływu imigrantów, systemu szkolenia wprowadzonego przez miejscowy związek oraz świetnej pracy zagranicznych klubów z belgijską młodzieżą, takich jak właśnie Lille czy Ajax Amsterdam, który pomógł wychować Belgom kilku zawodników, jak wspomniany Alderweireld, ale też Jan Vertonghen.
Obraz całości jest taki, że Belgowie od lat mają zespoły w Lidze Mistrzów. Kilkudziesięciu zawodników w najlepszych ligach świata. Na razie jeszcze tylko reprezentacja czeka na sukces. Pierwszym turniejem złotego pokolenia miały być mistrzostwa świata w Brazylii. Belgowie w ćwierćfinale odpadli z Argentyną. Ale gorsze było, w jakim stylu. Nie byli w stanie skonstruować żadnej solidnej akcji, strzały padały głównie dla pomeczowej statystyki.
- Teraz było lepiej niż z Argentyną. Wtedy nie próbowaliśmy, teraz spróbowaliśmy. Oni mieli więcej ducha walki niż my. To są Brytyjczycy, oni po prostu mają walkę we krwi. My mamy wciąż młody zespół. Czasem młodość jest dobra, a czasem sprawia problemy – skomentował Hazard.
Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że są rzeczy, na które nie ma wpływu. Przed turniejem z drużyny wypadli Vincent Kompany i Nicolas Lombaerts, w trakcie jego trwania Vertonghen i Vermaelen. Z podstawowych zawodników został tylko Alderweireld. Belgijska obrona była w opłakanym stanie, była jak tania podróbka. Na duet Jordan Lukaku – Jason Deneyer żal było patrzeć. Walijczycy brutalnie to wykorzystali.
Sam Wimots nie bardzo miał ochotę na podawanie się do dymisji. – Nie podejmę decyzji od razu po meczu. Zdecyduję po turnieju.
Trener miał trochę żalu do zawodników.
- Na początku graliśmy bardzo dobrze. Potem za bardzo się wycofaliśmy – powiedział. Dokładnie to samo powtórzył Hazard.
Belgowie wiedzą, że to jeszcze nie koniec. Napływ zawodników do kadry wygląda na razie na nieograniczony.
Marzeniem Belgów jest, by kadra nawiązała do sukcesów z lat 70. i 80. Wtedy były inne czasy, liga belgijska była jedną najlepszych na świecie. W 1972 roku Belgowie zajęli trzecie miejsce w turnieju rozgrywanym na własnych obiektach (wtedy jeszcze w formule, półfinały, mecz o 3. miejsce i finał). Największymi gwiazdami byli Paul Van Himst oraz Wilfried Van Moer. Ten drugi wypadł krótko przed turniejem, w decydującym o awansie do mistrzostw, dwumeczu z Włochami. Ale po latach poprowadził zespół do srebrnego medalu mistrzostw Europy, w 1980 roku. Belgowie przegrali z Niemcami. To była już nowa fala zawodników na czele z Janem Ceulemanem, długonogim snajperem, Erikiem Geretsem, Jean-Marie Pfaffem, Rene Vandereyckenem, Franckiem Frecauterenem i potem Enzo Scifo.
Ten zespół sięgnął po 4. miejsce na świecie. Obecne pokolenie ma zawodników, którzy teoretycznie powinni tamtym dorównać.
- Liczę że jeszcze zagram w finale, to mój cel. Kolejne turnieje za dwa i cztery lata. Nie wiem, kiedy skończę grać, ale jeszcze kilka turniejów zagram – uważa Hazard.
Marek Wawrzynowski z Lille