[b]
Przeterminowana rewolucja[/b]
Przed rozpoczęciem imprezy nie było w Hiszpanii specjalnie wielkiej wiary w obronę tytułu mistrzów Europy, ale kiedy drużyna w końcu odpadła, wszystkim zrobiło się bardzo smutno. Bo w dwóch pierwszych meczach La Roja zagrała dobrze, zwyciężyła. Ale tak to bywa: pacjent na chwilę wybudza się ze śpiączki, daje symptomy poprawy, by potem raptownie dokonać żywota.
Odradzającego się, ale wątłego ducha zabił w zespole Vicente del Bosque celny strzał Ivana Perisicia w końcówce ostatniego meczu grupowego z Chorwacją, skazujący La Roję na bój z Włochami w 1/8 finału. Włochy zaś przerażały, a były tylko początkiem krzyżowej drogi do finału.
- Gdy zobaczyliśmy część turniejowej drabinki, w której się znaleźliśmy, najeżoną wysokimi szczytami, straciliśmy zapał - wyznał Gerard Pique już po odpadnięciu z turnieju. I ten duch na powrót się nie pojawił. Potem Pedro odezwał się w imieniu tych, którzy liczyli na miejsce w jedenastce na spotkanie z Chorwacją, a go nie dostali, że ma to wszystko gdzieś i dbaniem o dobrą atmosferę zajmował się nie będzie (już po turnieju wyszło na jaw, że najmocniej skłócony z Del Bosque był Iker Casillas). Wtedy wywiało resztki wiary w sukces z serc jeszcze ją posiadających.
Słowa Pedro ujawniły też poziom frustracji rezerwowych, wynikający najpewniej z tego, że u Del Bosque nie było rywalizacji o miejsce w składzie. Drużyna podzielona na dwa obozy: grających i niegrających złożyła broń przed spotkaniem z Włochami, co było aż nadto wyraźnie widać w pierwszej połowie. "W ekipie włoskiej zagrało jedenaście diabłów, w naszej - jedenastu etatowych pracowników federacji piłkarskiej" - tak to skomentował Roberto Palomar z "Marki". A na okładce pierwszego wydania tej gazety po 0:2 z Italią znalazły się mało odkrywcze i aktualne od co najmniej dwóch, a może i trzech lat (Puchar Konfederacji 2013) słowa: "Już nie jesteśmy najlepsi".
ZOBACZ WIDEO Droga do Paryża: Portugalia to nie tylko Cristiano Ronaldo (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Nauka pójdzie w las
Generalnie jednak reprezentację i selekcjonera mocniej atakują media pozamadryckie. "La Floja" czyli "Słaba", taki tytuł, nawiązujący oczywiście do przydomka reprezentacji Hiszpanii - La Roja, dało po meczu barcelońskie "El Mundo Deportivo" i był to tytuł bezlitosny. Ukazujący się w Walencji dziennik "Superdeporte" z kolei cokolwiek obcesowo zawołał do Vicente del Bosque: "A teraz odejdź, markizie".
Natomiast gazety stołeczne krytykują z umiarkowaniem, raczej przypominając przy każdej okazji o tym, czego odchodzący selekcjoner dokonał podczas kadencji. Miguel Angel Lara napisał z Paryża w "Marce": "Era Del Bosque trwała 2868 dni, które na zawsze przejdą do historii hiszpańskiego futbolu. Jej epilog okazał się smutny, ale tłumaczenie porażki czymkolwiek innym, niż znakomitą grą Włochów, byłoby nadużyciem". Alfredo Relano, naczelny "Asa", lekko trącił Del Bosque, stwierdzając, że źle opracował plan na mecz z Włochami, ale tytuł felietonowi dał następujący: "Koniec cyklu, ale wieczna wdzięczność".
W jednej kwestii panuje zgoda: szkoda, że Sfinks nie pożegnał się z kadrą dwa lata temu, od razu po mundialu w Brazylii. I do tej opinii należy się przychylić. Lepiej by było, gdyby wtedy nowy selekcjoner dokonał drastycznej zmiany pokoleniowej, zamiast przez dwa lata obracać zużytą cytrynę i próbować wycisnąć z niej resztki soku.
(…)
Leszek Orłowski
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM NUMERZE TYGODNIKA "PIŁKA NOŻNA".