Snajperzy już czekali na rozkaz. Spadochroniarz miał szczęście, że dostrzegli jeden szczegół

Aktywista Greenpeace'u, który wylądował ze spadochronem na stadionie w Monachium, swoją akcję mógł przepłacić życiem. Snajperzy byli gotowi zestrzelić go i czekali tylko na rozkaz. Mężczyznę uratowało widoczne logo organizacji ekologicznej.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
O krok od tragedii na stadionie w Monachium Twitter / O krok od tragedii na stadionie w Monachium
Ta akcja mogła zakończyć się tragedią. Nad Allianz Areną w Monachium, gdzie odbywał się mecz Euro 2020 Francja - Niemcy, obowiązywał całkowity zakaz lotów. Zatem w sytuacji, gdy pojawił się nad obiektem spadochroniarz, początkowo brano pod uwagę wszystkie scenariusze z atakiem terrorystycznym włącznie.

Dziennik "Bild" zdradza kulisy całej akcji. Jeden z ministrów przyznał, że protestujący miał szczęście, że nie został zestrzelony przez antyterrorystycznych snajperów, którzy nadzorowali zamkniętą strefę nad stadionem. Przed śmiercią aktywistę uratował jeden szczegół.

- Ze względu na logo Greenpeace'u snajperzy nie interweniowali. Ale gdyby policja doszła do innego wniosku, że to może być atak terrorystyczny, lotnik mógł zapłacić życiem - powiedział Joachim Herrmann, minister spraw wewnętrznych Bawarii. Z jego słów wynika, że wystarczył jeden rozkaz.

ZOBACZ WIDEO: Kibice wściekli na piłkarzy po meczu ze Słowacją. "Nie przyszli nam podziękować za doping. Uciekli do szatni"

Logo Greenpeace'u widoczne było na spadochronie. Cała akcja miała zresztą wyglądać inaczej. Nad stadionem miał zawisnąć balon z logiem Volkswagena - jednego ze sponsorów turnieju - i w ten sposób zwrócić uwagę na zaprzestanie produkcji przez koncern silników wysokoprężnych.

Organizacja ekologiczna przeprosiła za wywołane obrażenia u dwóch osób. "Mamy nadzieję, że nikt nie został poważnie ranny. Działania Greenpeace'u są zawsze pokojowe. Niestety tym razem nie wszystko poszło zgodnie z planem. Pilot musiał wykonać awaryjne lądowanie, gdyż ręczna kontrola gazy w spadochronie nie powiodła się" - czytamy w oświadczeniu.

Markus Soeder, premier Bawarii, zapowiedział, że incydent zostanie odpowiednio zbadany, a mężczyźnie grożą poważne konsekwencje. - To było wyraźne naruszenie - mówił.

Incydent potępiają nawet osoby związane z partią Zielonych. - To zagrażało życiu ludzi i tylko szczęściu zawdzięczamy to, że nic więcej się nie wydarzyło. Siedziałam w pobliżu trybuny prasowej. Paralotniarz przemknął obok mnie około 30 metrów - powiedziała zastępca burmistrza Monachium i członkini Zielonych, Katrin Habenschaden.

Czytaj także:
Jerzy Dudek: Paulo Sousa popełnił kardynalny błąd
Zbigniew Boniek: Gdybyśmy mieli więcej Sousów, nasza piłka by wyglądała lepiej

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×