To był najlepszy mecz reprezentacji Polski za kadencji Paulo Sousy. Nasi piłkarze, po porażce ze Słowacją 1:2, musieli urwać punkty faworyzowanym Hiszpanom, by przedłużyć nadzieje na awans z fazy grupowej Euro 2020.
Co warte podkreślenia, remis nie był efektem heroicznej obrony naszej kadry. Polacy próbowali atakować Hiszpanów. Żal może być przede wszystkim okazji Roberta Lewandowskiego, który w końcówce pierwszej połowy z bliskiej odległości strzelił wprost w bramkarza.
- Teraz po meczu moglibyśmy powiedzieć, że jakieś tam sytuacje na wygranie były, ale bądźmy obiektywni. Szczęście, którego nam brakowało w pierwszym meczu, akurat w tym meczu nam dopisało. To jest turniej, dzisiaj potrzebowaliśmy punktu i ten cel zrealizowaliśmy - komentuje w rozmowie z WP SportoweFakty 58-krotny reprezentant Polski, Ryszard Tarasiewicz.
ZOBACZ WIDEO: Czy Robert Lewandowski zasługuje na więcej krytyki? "Kibice bardzo go bronią"
Jedyną bramkę w meczu nasza kadra straciła po strzale Alvaro Moraty. Początkowo wydawało się, że Hiszpan był na spalonym, jednak powtórki telewizyjne pokazały, że Bartosz Bereszyński złamał linię spalonego. I choć przez resztę spotkania zawodnik Sampdorii grał przyzwoicie, to jednak stracona bramka obciąża głównie jego konto.
- Nadal nie jestem do końca przekonany, czy w trójce obrońców powinien grać nominalny boczny obrońca. Zespoły grające od dłuższego czasu tym systemem raczej grają na trójkę naturalnych stoperów - komentuje Tarasiewicz.
- Trzeba jednak przyznać, że nie dopuszczaliśmy do dużej liczby sytuacji. Na pewno nie do tylu, ile wyobrażaliśmy sobie przed meczem. Przed pierwszym gwizdkiem były głosy, że tych sytuacji będzie dwa lub trzy razy więcej. Niewątpliwie szefem obrony był dziś, podobnie jak w wielu poprzednich spotkaniach, Kamil Glik, przy akompaniamencie Szczęsnego - dodaje były trener takich drużyn jak Śląsk Wrocław czy Zawisza Bydgoszcz.
Podobać mogła się także postawa Kacpra Kozłowskiego. Piłkarz Pogoni Szczecin, wchodząc na murawę w 55. minucie stał się najmłodszym graczem jaki kiedykolwiek wystąpił w mistrzostwach Europy. Po 17-latku absolutnie nie było jednak widać braku doświadczenia.
- Nie wiem, co ma w głowie Kacper Kozłowski, ale wszedł na boisko i bez tremy świetnie się pokazał. Biorąc pod uwagę indywidualnie każdego przeciwnika, my naprawdę nie odstajemy piłkarsko. My sobie zadajemy za dużo pytań, czy damy radę, czy jesteśmy na ich poziomie. Zamiast myśleć o grze, myślimy często tylko o tym, by nie popełnić błędu. Jak już go nie popełnimy, to patrzymy na zegar, że jest fajnie, bo już minęło pół godziny - ocenia nasz rozmówca.
- Tutaj jest widoczna przewaga mentalności zachodnich zawodników. Oni wychodzą i grają w piłkę. Trzeba po prostu wyjść, grać, obserwować, co się dzieje na boisku i tyle. Dzisiaj, patrząc na inne reprezentacje, może i Kozłowski jest najmłodszym zawodnikiem, ale jest wielu piłkarzy, którzy wchodzą i wiedzą jakie mają swoje atuty i starają się je po prostu jak najlepiej sprzedać w trakcie meczu - dodaje Tarasiewicz.
Przed Polską teraz kolejny mecz z kategorii tych "o wszystko". W środę zagramy ze Szwedami, którzy po dwóch meczach są liderami naszej grupy, mają na koncie 4 punkty. Wygrana w tym spotkaniu gwarantuje nam awans.
- Mimo wszystko Szwedzi trochę lepiej od nas bronią. Z Hiszpanami był nieco problem, gdy po ataku pozycyjnym traciliśmy piłkę, szybko chcieliśmy ją odzyskać i nie wracaliśmy do naszego ustawienia. Wówczas były nieco łamane linie. W środku pola trzeba wiedzieć, kiedy zastosować pressing, tak by nie powstawały za duże wolne strefy. Przede wszystkim jednak nie możemy tracić piłki po odbiorze już w pierwszym podaniu w defensywie. A to zdarzało się zwłaszcza w drugiej połowie - ocenia Tarasiewicz.
- Myślę, że jeżeli gramy Moderem, Klichem i Zielińskim to powinniśmy troszeczkę więcej wymagać kontroli i spokojniejszej gry po odbiorze - podkreśla nasz rozmówca.
Czytaj także:
- Interwencja meczu Wojciecha Szczęsnego! Co za poświęcenie!
- Euro 2020. Co się musi stać, by Polska wyszła z grupy? Jest jeden szczęśliwy scenariusz