Łukasz Kuczera z Barcelony
Sewilla i Barcelona - dwa hiszpańskie miasta oddalone o 1000 kilometrów. Samochodem to ok. 9 godzin drogi. Łączy ich miłość do piłki nożnej. Gdy w tym pierwszym Polacy szykują się do meczu o wszystko z Hiszpanią w ramach Euro 2020, w stolicy Katalonii trudno znaleźć jakiekolwiek informacje, że rozgrywane są mistrzostwa Europy.
Przeciętnego Polaka może to dziwić. W naszym kraju, mimo niezbyt wysokiego poziomu kadry - nie jesteśmy przecież faworytami Euro 2020, puby i restauracje masowo informują o transmisjach meczów, na ulicach można spotkać osoby ubrane w biało-czerwone koszulki.
COVID-19 widoczny bardziej niż Euro 2020
Euro 2020 rozgrywane jest w wielu europejskich miastach. To decyzja, jaką podjął jeszcze Michel Platini. Kilka lat temu nikt nie mógł przewidzieć pojawienia się COVID-19 i jego wpływu na europejski czempionat. Ograniczenia w podróżowaniu sprawiają, że trudno w pełni rozkoszować się imprezą. Barcelona nie aspirowała wprawdzie do organizowania meczów, ale efekty pandemii są widoczne na niemal każdym kroku.
- Zwykle w tym okresie mieliśmy po 150 klientów na dzień. Teraz jest może ze 100. Sytuacja powoli się poprawia, ale jest daleka od idealnej - mówi mi Pablo z wypożyczalni samochodów, odwożąc mnie z lotniska na parking. Jego słowa znajdują potwierdzenie na mieście.
La Rambla - najbardziej reprezentatywna ulica Barcelony. Spora część lokali jest zamknięta, więc próżno tam szukać informacji o meczach. Spaceruje nią garstka ludzi względem tego, co można było zaobserwować w czasach sprzed koronawirusa. Ciekawe jest to, że co jakiś czas na mieście można spotkać mężczyzn ubranych w koszulki reprezentacji Francji czy Niemiec. Ludzi w trykotach Hiszpanii brak, co nie powinno jednak dziwić, biorąc pod uwagę tendencje separatystyczne Katalonii i walkę tego regionu o uzyskanie niepodległości.
W oczy rzuca się to, że Hiszpanie na każdym kroku noszą maseczki ochronne. W Katalonii nadal trzeba je mieć na twarzy, mimo upałów i temperatur ponad 30 st. C. Nikt jednak nie narzeka. Jeśli ktoś maszeruje z odsłoniętymi ustami i nosem, to karnacja zdradza, że to turysta. Lokalni mieszkańcy zostali na tyle doświadczeni przez COVID-19 i mają w pamięci przepełnione szpitale, że ani myślą zbyt luźno pochodzić do restrykcji.
Francuzi bardziej żywiołowi niż Hiszpanie
Można jednak przeżyć szok, że miasto żyjące piłką nożną, kochające FC Barcelonę i Lionela Messiego, przechodzi niemal obok tak dużej imprezy. Z okien czy balkonów nie atakują flagi Hiszpanii, nie znajdziemy w witrynach koszulek Jordiego Alby czy Sergio Busquetsa - a to przecież podpory reprezentacji, od lat związane z Barceloną.
Gdy o godz. 15 Węgrzy rozgrywają swój mecz z Francuzami, znajduję pub, gdzie akurat zgromadziło się kilkadziesiąt sympatyków "Les Bleus". Obowiązkowo ubrani w koszulki reprezentacji - prowadzą doping przez niemal 90 minut, skandują nazwiska Kyliana Mbappe czy Antoine'a Griezmanna. Gdy rywale zdobywają gola na 1:0, Francuzi puentują to długim buczeniem. Wyrównujący gol Griezmanna wywołuje euforię, którą da się usłyszeć na drugim końcu ulicy.
Gdy kilka godzin później wychodzę na miasto, by zobaczyć jak Barcelona przeżywa mecz Polski z Hiszpanią, doznaję szoku. To bowiem dwa światy. Zaskakujące jest to, że w wielu restauracjach czy pubach telewizory nie emitują spotkania. W jednym z lokali znajduję włączoną stację informacyjną, w innym - muzykę. Podczas gdy w oddalonej o kilka tysięcy kilometrów Polsce miliony przeżywają nietrafiony strzał Roberta Lewandowskiego i wściekają się po golu Alvaro Moraty, w Barcelonie wiele osób plotkuje sobie w knajpach i nawet nie myśli o Euro 2020. Tak jakby go nie było.
- Ciężko o klimat Euro 2020 i wielkie święto piłki. Koronawirus, mistrzostwa w wielu miastach. Hiszpania też nie należy do faworytów w związku z nieco gorszą kadrą niż w ostatnich latach - mówi napotkany w jednym lokalu Juan.
- To jest inna Hiszpania niż przed laty. Wyniki za kadencji Luisa Enrique nie zachwycają. W zespole nie ma już takich gwiazd i postaci jak podczas Euro 2012 czy mistrzostw świata 2010. Nie ma się z kim identyfikować - dodaje towarzyszący mu Sergio.
Gol? Niestrzelony karny? Zero reakcji
Hiszpanie prowadzą po pierwszej połowie 1:0. Kwadrans przerwy wystarcza, by zmienić lokalizację i obrać inną część Barcelony na dalsze obserwowanie spotkania. W pobliżu placu Catalunya znajduję lokal, gdzie na dużym telewizorze włączony jest mecz Polski z Hiszpanią. Tyle że znów - leci sobie jakby w tle, większość ludzi nawet nie patrzy w ekran.
Moment, gdy Lewandowski zdobywa bramkę na 1:1? Gdyby ktoś akurat odwrócił wzrok, nawet nie zauważyłby, że zmienił się wynik spotkania. Zero reakcji. Mija parę chwil i sędzia odgwizduje rzut karny dla Hiszpanów. I znów, zero emocji. Gerard Moreno trafia z karnego w słupek, a zgromadzeni w knajpie praktycznie nie zareagowali. Gdyby to wszystko działo się w Polsce, mielibyśmy jeden wielki krzyk, ewentualnie parę słów na "k" rzucanych w eter.
Hiszpania za drugiej kadencji Luisa Enrique rozegrała 14 meczów. Tylko 5 wygrała, 8 zremisowała i 1 przegrała. To najgorsze liczby od 30 lat. Dlatego trudno dziwić się fanom piłki na Półwyspie Iberyjskim, że przechodzą obok Euro 2020.
Czytaj także:
Paweł Kapusta: Więcej niż punkt
Szwedzkie media oceniają mecz Polski z Hiszpanią
ZOBACZ WIDEO: Polscy kibice opanowali Sewillę. Wielka radość po meczu z Hiszpanią na Euro 2020