Arkadiusz Onyszko występował w Danii prawie 12 lat. Grał dla trzech klubów: Viborg FF, Odense oraz FC Midtjylland. W tamtejszej lidze rozegrał 149 spotkań. W Polsce był zawodnikiem między innymi Polonii Warszawa, Lecha Poznań, Widzewa Łódź czy Odry Wodzisław. Dwa razy zagrał dla seniorskiej reprezentacji Polski. Obecnie Onyszko jest trenerem bramkarzy w Motorze Lublin.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Dania czy Czechy?
Arkadiusz Onyszko: Duńczycy od samego początku mówili jasno: to pierwsza taka sytuacja od 1992 roku, w której ich kadra ma szansę zdobyć mistrzostwo Europy.
Odważna teza.
ZOBACZ WIDEO: Nowe spojrzenie na zwolnienie Jerzego Brzęczka? "Zaczął zrywać się Bońkowi ze smyczy"
Nikt tego nie krył już przed startem turnieju. Pierre-Emile Højbjerg już dawno wspominał, że to najlepsza generacja od trzydziestu lat. Kasper Hjulmand, ich selekcjoner, podkreśla nawet, że takiej drużyny Dania może długo nie mieć. Oni czują, że otworzyło się okienko na sukces. Porównują obecną kadrę do tej reprezentacji, która w 92 r. wywalczyła mistrzostwo Europy.
A Duńczycy zaczęli ten turniej od dwóch porażek.
Co ciekawe, 30 lat temu mieli na Euro nawet nie pojechać, a je wygrali (Dania nie zakwalifikowała się na turniej, ale zajęła miejsce Jugosławii - red.).
Paradoksalnie absencja Christiana Eriksena spowodowała, że odpowiedzialność za drużynę rozeszła się na innych zawodników. Simon Kjaer przechodzi drugą młodość. Jannik Vestergaard jest świetny w obronie. Joakim Maehle imponuje, 20-letni Mikkel Damsgaard bierze na siebie grę. Wcześniej wszystko "przechodziło" przez Erikssena. Grało się piłkę do niego i główny mózg drużyny ciągnął ten wózek. Teraz piłkarze stali się jeszcze bardziej kreatywni, trudniejsi do rozszyfrowania. Myślę, że wszyscy duńscy piłkarze grają dla Christiana. To fatalne zdarzenie skonsolidowało zespół i zmobilizowało drużynę, by zrobić wynik sportowy dla kolegi.
Grał pan w Danii prawie 12 lat. Co mogli czuć Duńczycy w tamtej sytuacji?
Byli potwornie zszokowani. To naród bardzo wrażliwy, dlatego drużynie potrzebna była sesja z psychologiem. Piłkarze mieli grupowe spotkania, niektórzy prosili o sesje indywidualnie. Po to, by się wygadać, opowiedzieć o tych emocjach. Wcale mnie to nie dziwi. Obrazki, gdy twój kolega walczy o życie, a lekarze używają defibrylatora, by go uratować, zostają w pamięci na całe życie. Zaimponował mi Duński Związek Piłki Nożnej.
Dlaczego?
Przygotował specjalny biuletyn na swojej stronie internetowej tłumaczący, jak rodzice powinni wyjaśnić to zdarzenie swoim dzieciom. Przed mistrzostwami wszystkie tamtejsze media apelowały do narodu o wsparcie drużyny. Prosiły, by ludzie oglądali turniej i dopingowali kadrę. Tuż przed turniejem zrobił się w kraju niesamowity szał. Cała Dania oglądała pierwsze spotkanie Euro, a wiele młodych osób przyszło na stadion.
Dlatego duńska federacja przygotowała dla rodziców poradnik, jak krok po kroku wytłumaczyć dziecku to zdarzenie. Podeszli do tego kompleksowo i profesjonalnie. Przyznam szczerze, że ja również miałem po tym zdarzeniu swoje przemyślenia.
Jakie?
Uświadomiłem sobie rzeczy, których nie rozumiałem, mieszkając w Danii. Reakcja Duńczyków pokazała mi, że moje wcześniejsze wypowiedzi były zdecydowanie nie na miejscu.
Co pan ma konkretnie na myśli?
Mówiłem o homoseksualistach, że ich nienawidzę. Porównywałem ludzi, dzieliłem ich na dobrych i złych. Eh... dziś zrobiło mi się głupio. To było bardzo, bardzo nie na miejscu. Wtedy coś odwaliło mi w głowie i gadałem bzdury. Nie dziwie się, że Duńczycy byli zszokowani po moich słowach. Po latach uświadomiłem sobie, że żyłem w fajnym kraju i naprawdę jestem dumny z tych ludzi. Biję się w pierś, dopiero teraz zrozumiałem pewne kwestie.
Duńczycy doszli do ćwierćfinału i co teraz myślą? Że mają autostradę do finału?
Myślą: "gaz do dechy". Trochę wyhamowali po przykrej sytuacji z Christianem, zawodników kosztowało to dwa mecze, ale z Rosją i Walią to już było szaleństwo. Oni nabrali ogromnej pewności siebie, ale jedno mnie uderzyło.
Co takiego?
Przychodzi na konferencję prasową Kasper Dolberg czy Mikkel Damsgaard i są skrępowani, aż zawstydzeni! To też pokazuje mentalność Duńczyków. To normalni ludzie z ogromnym potencjałem, ale bardzo skromni.
Pewność siebie, skromność - spora mieszanka osobowościowa.
A do tego nikt się tam niczego nie krępuje. Pamiętam czasy kariery. Mieliśmy spotkanie z kibicami i podszedł do mnie chłopiec. Zawołał mnie po imieniu. "Cześć, co słychać?" - zaczął. A za chwilę zapytał: "Ile zarabiasz?".
Odpowiedział pan?
Jakoś wybrnąłem, ale zaskoczył mnie. Z jednej strony to naród skromny, z drugiej bezpośredni, ale przede wszystkim wychowany w taki sposób, że w robocie musi się "palić". Doświadczyłem tego wiele razy, a ostatnio wspominał mi o tym nawet Marek Saganowski. Pracujemy razem w Motorze Lublin, a Marek grał w Danii pół roku, w Aalborgu. Opowiadał jak pojechali na mecz wyjazdowy z Manchesterem United w Lidze Mistrzów. U niego w drużynie wszyscy byli zachwyceni. Robili zdjęcia stadionu, murawy, nawet fotografowali się z zawodnikami Manchesteru. Marek na to patrzył i myślał: "Nie no, z takim nastawieniem to nas tu rozjadą". Ale gdy zaczął się mecz, to wszyscy szli jak do pożaru. Bez żadnych kompleksów, na noże. Skończyło się 2:2.
To kwestia wychowania?
Zdecydowanie. Moje dzieci chodziły w Danii do przedszkola i hartowano je od małego. Chodziły na spacery w styczniu, na mrozie, po parę kilometrów. Same lepiły chleb i przypiekały go na ognisku. Gdy raz zobaczyłem, jak wysoko syn wszedł po drabinkach na placu zabaw, to mało zawału nie dostałem. A tam się nikt tym nie przejął. Efekt był taki, że dzieci miałem zdrowe i bardzo sprawne. Co warto podkreślić: Duńczycy uczą rywalizacji od młodego. Oni ciągle muszą rywalizować! Nawet na integracji w klubie!
Chce mi pan powiedzieć, że rywalizowaliście, kto ile wypije?
Nie było czegoś takiego, że idziemy na dyskotekę i chlejemy. Na mojej pierwszej integracji w Viborg FF zrobili nam triathlon. Podzielili nas na kilka grup, po 4-5 osób. Trzeba było przepłynąć staw, wbiec po ogromnych schodach i dalej jechać rowerem. Na drugi dzień było bieganie, chodzenie w nocy po lesie i zbieranie różnych rzeczy, a na koniec pływanie. Początkowo podszedłem do tego na luzie, ale inni? Na maksa! Jak mnie do stawu w butach wrzucili to myślałem, że się utopię.
Ale dopłynął pan.
Ledwo. Tam jak przegrasz mecz, to jest inna reakcja niż zrzucanie całej winy na trenera. Przychodzi psycholog, buduje morale, żeby się cała grupa zjednoczyła. Nas odwiedził na przykład żołnierz z Afganistanu. Miał przemówienie, a w nocy pływaliśmy łódką po fiordzie. Później spałem na sianie i musiałem sobie sam jedzenie przygotować w lesie.
W czym pomagają takie praktyki?
Klub wysyła jasny sygnał: "jesteśmy w tym wszyscy". Wystawia graczy na walkę z samym sobą. Nie szuka kozła ofiarnego. Wszyscy robimy wynik, piłkarze też są odpowiedzialni.
Podoba mi się też, jak federacja dba o kibiców. Każdy duński kibic jeżdżący za reprezentacją otrzymuje punkty. Duńska związek piłkarski wybrał ostatnio pięćdziesięciu kibiców z najwyższą liczbą punktów i ufundował im darmową wyprawę na mecz. Przelot, hotel, bilet na na stadion - wszystko. Do tych ludzi z dobrą nowiną dzwonili zawodnicy, na przykład Martin Braithwaite czy Joakim Maehle.
To grupa kolejnych pięćdziesięciu fanów czeka już pewnie na awans i mecz półfinałowy. Jakiego spodziewa się pan spotkania w sobotę?
Duńczycy nawet z Rosją (4:1) i Walią (4:0) nie mieli dobrego początku. I pewnie Czesi będą chcieli zaatakować i wyprowadzić jeden, dwa ciosy od razu. Myślę, że zaczną wysokim pressingiem, przycisną. Duńczycy atakują wieloma zawodnikami, a gdy tracą piłkę, to robią się dziury w obronie. Podejrzewam, że czeski trener też to zauważył, ale ja jestem sercem za Duńczykami i wierzę, że dynamit znowu odpali.
Mecz Czechy - Dania w sobotę 3 lipca o godzinie 18.00.
40,32 razy 16,5? Łatwe! Niezwykły talent Manuela Akanjiego
Oficjalnie: gwiazdor kończy reprezentacyjną karierę