Można by pomyśleć, że w momencie, gdy Rosja prowadzi wojnę w Ukrainie, a Formuła 1 odcięła się od kraju rządzonego przez Władimira Putina, rosyjskim miliarderom nie powinno nawet przychodzić do głowy inwestowanie w królową motorsportu. Coś na ten temat wie Dmitrij Mazepin, którego firma Uralkali w marcu została pożegnana przez amerykańskiego Haasa, a jego syn Nikita stracił miejsce w zespole.
Tymczasem Andriej Czeglakow, który w przeszłości był głównym inwestorem zespołu Marussia, w rozmowie z rosyjskim "Championat" nie wykluczył powrotu do F1 w roli właściciela ekipy.
- Przypuszczam, że po połączeniu kilku czynników znów mógłbym coś zdziałać w tym świecie. Jest takie przysłowie, że opera się nie kończy, dopóki gruba dama śpiewa. Dopóki nasze życie trwa, to zawsze możemy zrobić wiele dobrych rzeczy - powiedział rosyjski oligarcha.
ZOBACZ WIDEO: Scena jak z filmu nad polskim morzem. Tak matka uratowała swoje dziecko
Tragiczne losy zespołu Czeglakowa
Andriej Czeglakow przez kilka lat finansował Marussię, która zaczęła mieć problemy finansowe w sezonie 2014. W tamtym sezonie Jules Bianchi wywalczył dla rosyjskiej ekipy jedyne punkty w jej historii, ale kilka miesięcy później Francuz uczestniczył w fatalnym wypadku podczas GP Japonii, wskutek którego stracił życie. Brak pieniędzy doprowadził do tego, że Marussia nie pojawiła się na starcie ostatnich wyścigów w sezonie 2014.
- Mogliśmy wejść do F1 nieco inaczej, wydając mniej pieniędzy. Gdybym to miał zrobić teraz, postępowałbym w sposób mniej gorliwy. Jednak gdy pojawiasz się w F1, to jest jakaś logika kroków. Jeden ruch wywołuje kolejne - ocenił swoje decyzje po latach Czeglakow.
Rosyjski oligarcha przyznał, że gdy inwestował w Marussię, to "popełnił wiele błędów". - Pytanie brzmi, jak sobie z tym poradzić. Uważam, że te wszystkie pomyłki to mój bagaż doświadczeń życiowych. Teraz postąpiłbym w wielu aspektach inaczej, ale nadal pewnie popełniłbym różne błędy. Ważne, by iść naprzód. Jeśli długo nad czymś myślisz, jak wykonać właściwy krok, to może ci minąć tak całe życie i ostatecznie nic nie zrobisz - dodał.
Obecnie w F1 rywalizuje dziesięć zespołów, a bazę po upadłej Marussii nabył Haas, dlatego trudno wierzyć w rozszerzenie stawki. Zwłaszcza że obecne ekipy nie chcą wpuścić do elitarnego grona Michaela Andrettiego, choć Amerykanin zgromadził wpisowe w wysokości 200 mln dolarów i jest cenioną postacią w padoku. Jego ojciec Mario to były mistrz świata F1.
Skoro obecne zespoły nie chcą zrobić miejsca dla nowej ekipy Andrettiego, tym bardziej nie zrobią wyjątku dla oligarchy powiązanego z Władimirem Putinem. Zwłaszcza że nie tak dawno Czeglakow zamieszany był w aferę szpiegowską w Wielkiej Brytanii.
Czeglakow finansował szpiegów na Wyspach
Pod koniec 2016 roku "The Times" odkrył, że Andriej Czeglakow finansował grupę, która infiltrowała dawnych pracowników służb MI6. W Cambridge dochodziło do spotkań byłych brytyjskich agentów, którzy organizowali różnego rodzaju seminaria i szkolenia. Odbywały się one pod skrzydłami organizacji zwanej "The Intelligence Seminar". W części z nich udział brali rosyjscy szpiedzy, którzy mieli być opłacani przez Czeglakowa.
- Nie można mieć kilku miliardów funtów na koncie i mieszkać w Moskwie, jeśli nie ma się na to zgody Putina - mówiło "The Times" jedno ze źródeł, a ujawnienie afery szpiegowskiej doprowadziło do rezygnacji z działalności w "The Intelligence Seminar" kilku cenionych ekspertów. Z udziału w szkoleniach i seminariach zrezygnował m.in. sir Richard Dearlove, były szef brytyjskiej Tajnej Służby Wywiadowczej.
Byli agenci otrzymywali pieniądze poprzez spółkę Veruscript. To akademicka spółka wydawnicza, założona przez Gleba Czeglakowa - syna rosyjskiego miliardera i równocześnie absolwenta uniwersytetu w Cambridge. Oligarcha w firmę syna zainwestował ponad 2 mln funtów. Chociaż po publikacji "The Times" firma zaprzeczyła, jakoby była przykrywką dla rosyjskich agentów, to chwilę później zakończyła działalność.
- Sugestie, jakobyśmy próbowali szukać wpływów w zamian za bardzo skromne inwestycje, są bezsensowne. Naszym celem było stworzenie platformy, która miała gwarantować wolność słowa i otwartą wymianę myśli i poglądów w ramach całkowitej niezależności - tłumaczył w oświadczeniu Gleb Czeglakow, syn miliardera z Moskwy.
Po ujawnieniu afery z aktywności w grupie zrezygnował też Stefan Halper, były starszy doradca ds. polityki zagranicznej Białego Domu. W rozmowie z "Financial Times" swoją decyzję tłumaczył "niedopuszczalnym rosyjskim wpływem na działalność organizacji".
W seminariach organizowanych przez byłych brytyjskich agentów, którzy zostali zinfiltrowani przez Rosjan, udział brał też m.in. Mike Flynn. To były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego w administracji Donalda Trumpa. Jest to o tyle ciekawe, że rosyjscy hakerzy mieli ingerować w wybory prezydenckie w USA, w których to kandydat Republikanów pokonał Hillary Clinton.
"Rozwój krajowych bohaterów"
Czeglakowa wcale nie przejmuje to, że Rosja stała się pariasem wskutek wszczęcia wojny w Ukrainie. Wręcz przeciwnie, miliarder w rozmowie z "Championat" wyraził przekonanie, że Formuła 1 szybko wróci na Wschód.
- Widzę wiele wartościowych wypowiedzi, które dają nadzieję, że gdy to wszystko się skończy, to obie strony dogadają się w interesie kibiców, sportu i ludzkości - stwierdził miliarder, który dorobił się fortuny m.in. sprowadzając sprzęt komputerowy do Rosji na początku lat 90.
Zgodnie z rosyjską propagandą, miliarder doszedł do wniosku, że w obecnej sytuacji Rosja powinna inwestować we własnych kierowców i mistrzostwa rozgrywane w jej granicach. - To bardzo ważne, abyśmy działali na terenie Rosji. Nasz kraj zasługuje na organizowanie dobrej jakości wyścigów, zapewnienie kibicom emocji. Musimy rozwijać krajowych bohaterów, stworzyć im odpowiednią platformę - zakończył Czeglakow.
Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty
Czytaj także:
Koszmarny wypadek w F1. Jest decyzja FIA
Bolid Kubicy rusza w trasę po Polsce. Zobaczysz go na stacjach paliw