Słabe wyniki Daniela Ricciardo w Formule 1 sprawiają, że od kilku miesięcy trwają spekulacje na temat jego przyszłości. Już w ubiegłym roku Australijczyk nie prezentował się najlepiej, ale szefowie McLarena wierzyli, że lepsze poznanie ekipy i rewolucja techniczna w F1 pomogą doświadczonemu kierowcy. Tak się jednak nie stało.
Ostatnio pojawiły się informacje, jakoby McLaren rozważał zakontraktowanie Alexandra Albona i Sebastiana Vettela w miejsce Australijczyka. Równocześnie zespół z Woking zorganizował dwudniowe testy Coltonowi Hercie, chcąc sprawdzić potencjał młodego Amerykanina.
To wywołało reakcję Ricciardo, który w mediach społecznościowych zamieścił wpis, w którym zapewnił on o pozostaniu w F1 na kolejny rok. Czy to przesądza sprawę? Okazuje się, że niekoniecznie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się bawili reprezentanci Polski
Agencja AP ustaliła, że kontrakt Ricciardo został podpisany według formuły 2+1. To do Australijczyka należy decyzja o tym, czy chce on aktywować klauzulę, która przedłuży współpracę o kolejny sezon. 33-latek ma na to czas do września. Na razie kierowca z Antypodów nie poinformował pracodawcy, czy zamierza skorzystać z przysługującego mu przywileju.
Problem Ricciardo polega na tym, że w innych czołowych zespołach F1 nie ma dla niego miejsca, gdyż mają one skompletowane składy na sezon 2023. Wyjściem dla Australijczyka mogłyby być starty w amerykańskiej serii IndyCar.
Drugim kierowcą McLarena jest Lando Norris. Młody Brytyjczyk posiada kontrakt do końca 2025 roku.
Czytaj także:
Gwiazda Ferrari okradziona. Policja namierzyła sprawców
Francuzi chcą stworzyć nową potęgę w F1. Zaczęli działać