Robert Kubica w grudniu skończy 38 lat. Być może pożegna się wtedy z padokiem Formuły 1, bo jego dalsza praca w roli rezerwowego Alfy Romeo nie jest przesądzona. Nazwisko Polaka również nie jest wymieniane w kontekście powrotu do regularnego ścigania w F1. Wolne miejsca teoretycznie mają Alfa Romeo, Alpine, Haas i Williamsa, ale żadna z tych ekip nie widzi krakowianina w roli etatowego kierowcy.
Kubica porusza temat wieku
Notowania Kubicy na rynku transferowym są coraz gorsze m.in. ze względu na jego wiek. Co roku do F1 pukają kolejni kierowcy, niepewni losów są chociażby Mick Schumacher czy Daniel Ricciardo. Polak nie rozumie jednak, dlaczego mając nawet 38 lat miałby być niezdolny do jazdy na najwyższym poziomie, co sugerują niektórzy eksperci.
Polak był gościem węgierskiego programu "Formula Podcast", gdzie poruszył trudne dla siebie tematy. Zwrócił uwagę na to, że pod koniec kwietnia pokonał dystans dłuższy od wyścigu na torze Imola i nikt nie miał zastrzeżeń do jego kondycji fizycznej, a tym bardziej osiąganych czasów. - Wskoczyłem do tegorocznego bolidu na testach w Imoli, bo wcześniej w Barcelonie mieliśmy problemy techniczne. Wtedy pomyślałem, że wciąż mam frajdę z jazdy bolidem F1. To nie jest PlayStation. Siedziałem w kokpicie po raz pierwszy od września - powiedział Kubica.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: partnerka Milika błyszczała w Paryżu
- Ostatni raz na Imoli byłem w roku 2006. Po tych testach byłem pod wrażeniem swojego przejazdu. Pokonałem pięć okrążeń, które miały być formą przygotowania się, a potem trzy czy cztery bardzo długie przejazdy. Każdy z nich po 20 okrążeń, bez żadnej przerwy. Na torze, który jest bardzo męczący fizycznie - dodał krakowianin.
37-latek podkreślił, że obecnie nie trenuje tak ciężko jak w okresie, gdy ścigał się regularnie w F1, więc ma jeszcze pewny margines poprawy. Kubica ma przy tym dość krytycznych opinii na swój temat. - Nikt tego nie rozumie, bo nie był w takiej sytuacji. Teraz czytam, że jestem za stary na starty w F1. Nawet mój szef (Fredric Vasseur - dop. aut.) to powiedział, że nie ma pewności, czy będę w stanie wystartować przez cały sezon. To jak z dzieckiem, które rzucisz do wody i utrzyma się na powierzchni. Nie możesz mówić, że nie umie pływać, skoro nie utonęło - skomentował rezerwowy Alfy Romeo.
- Udowadniałem wiele razy w ciągu ostatnich lat, że większość rzeczy, które ludzie o mnie mówią, to nieprawda. Jak chociażby z tym, że nie będę w stanie skręcać na ulicznych torach, takie jak Monako. Przy moim powrocie do F1 byłem bardzo ostrożny, bo to ja miałem najwięcej do stracenia. Nie chodziło o pieniądze, a stracenie samego siebie, swojej reputacji - dodał.
Szalone lata 90.
W podcaście, jaki ukazał się w serwisie formula.hu, nie mogło też zabraknąć powrotu do przeszłości. W nim Kubica zwrócił uwagę na to, jak wielkim szaleństwem było rozpoczynanie kariery wyścigowej poza granicami Polski. - Przebyliśmy długą drogę. Niezbyt wiele ludzi z Europy Wschodniej zdaje sobie sprawę z tego, jak trudne było samo podróżowanie w latach 90. Miałem 5 lat, gdy zaczynałem starty. W tym czasie w Polsce ciężko było kupić rzeczy, których potrzebujesz, aby się ścigać w kartingu. Bywało, że musiałem jeździć na parkingach wokół samochodów - wyjawił kierowca z Krakowa.
Kubica stał na straconej pozycji względem rówieśników z krajów zachodnich, którzy dysponowali większymi budżetami i mogli liczyć na ułatwienia w podróżach. - Podczas podróży mogłeś stracić nawet 6-7 godzin na samych przejściach granicznych. Docierałem do motorsportu z egzotycznego kraju. Musieliśmy włożyć więcej energii w to, aby pewne rzeczy się wydarzyły niż inni. Nie było łatwo - przyznał.
Przełomowym momentem życia dla Kubicy była przeprowadzka do Włoch w wieku 13 lat. Nagle przyszło mu żyć samemu w obcym świecie, podczas gdy jego bliscy pozostali w kraju. - To był punkt zwrotny. Bycie samotnym w obcym kraju nie jest łatwe, ale powtórzyłbym to sto razy, bo naprawdę miałem frajdę w tym okresie. Miałem możliwość jazdy z najlepszymi młodymi kierowcami na świecie w fabrycznym zespole CRG. To było spełnienie marzeń, zwłaszcza że notowałem dobre wyniki - skomentował Kubica.
Początki kariery Kubicy poza granicami Polski to też liczne poświęcenia. - Żyłem w warsztacie. Nie miałem pieniędzy na mieszkanie. Spałem w przestrzeni zaaranżowanej w garażu. Było tam łóżko dla mnie i mechanika. Żyłem moim marzeniem i to było fajne. W roku 2002 zostałem kierowcą akademii talentów Renault. Oni załatwili mi mieszkanie, które było 20 minut drogi od warsztatu - zdradził kierowca.
Zdaniem krakowianina, trudne doświadczenia z tamtego okresu miały ogromny wpływ na to, jakim stał się człowiekiem. - To definiuje twój charakter. Jestem szczęściarzem, że miałem sport, który ukształtował moją osobę. Moje hobby stało się moją pracą. Nie ma nic lepszego, co może cię spotkać w życiu. Ludzie nieraz pytali mnie, kiedy i gdzie jadę na wakacje, a ja odpowiadałem, że mam wakacje przez cały rok - powiedział Kubica.
Wyrzucony z Renault i z ofertą jazdy w Japonii
Sukces Kubicy sprawił, że obecnie nie brakuje chętnych do jazdy w kartingu i coraz częściej młodzi Polacy ścigają się na zachodzie Europy. W czasach krakowianina w naszym kraju nie można było nawet oglądać F1 w telewizji. Nie powinno zatem dziwić, że 37-latek jako nastolatek nawet nie myślał o tym, że pewnego dnia może pojawić się w królowej motorsportu.
- Ludzie mówią teraz sporo o F1. Dzieci jeżdżące w kartingu rozmawiają o Hamiltonie, Schumacherze, o Alonso. Nie pamiętam natomiast, by moi rodzice rozmawiali o tym, że jestem wystarczająco dobry, aby startować w F1. Mój ojciec zawsze był wymagający względem mojej osoby. To była najlepsza szkoła, jaką mogłem mieć. Pamiętam trudne momenty. Dzięki niemu zyskałem przekonanie, że zawsze możesz zrobić coś lepiej - wyjawił Kubica w podcaście.
Przełomowym momentem dla Kubicy były testy bolidem F1 w Barcelonie, po tym jak zdobył tytuł mistrzowski w World Series by Renault. Wówczas oferty przedstawili mu m.in. szefowie Renault i BMW Sauber. Co ciekawe, zatelefonował do niego sam Flavio Briatore, jedna z najpotężniejszych osób w padoku na początku XXI wieku. Jednak krakowianin miał w pamięci to, że francuska firma kilka lat wcześniej wyrzuciła go ze swojej akademii talentów.
- Wyrzucili mnie z Renault po sześciu miesiącach. Nie wiem dlaczego, mogę się tylko domyślać. Nie wygrałem mistrzostw we Włoszech. Byłem drugi, ale powód był inny, niezwiązany z wynikami. Wiedziałem już wcześniej, że zostanę wyrzucony z Renault - powiedział Kubica, który brał pod uwagę nawet jazdę w Azji, dopóki nie nadeszły oferty z F1.
- Myślałem o startach w Japonii, bo przy okazji GP Makau poznałem ludzi stamtąd. Nie miałem budżetu na starty w GP2 w Europie. Japończycy zrobili na mnie bardzo dobre wrażenie. Wiedziałem, że bardzo chcą, abym startował u nich - wyjawił.
Kubica jest przekonany, że wcześniej czy później kolejny kierowca z Polski czy innego kraju Europy Wschodniej dotrze do Formuły 1, bo w naszym regionie coraz większa liczba młodzieży ściga się w kartingu. Krakowianin zwrócił jednak uwagę na to, że wszystko wymaga czasu i pracy, chociażby po stronie federacji, bo nie da się wypracować drogi prowadzącej do F1 w krótkim odstępie czasowym.
- Dotarcie do F1 to skomplikowany proces. Musisz być we właściwym miejscu o odpowiednim czasie, musisz mieć talent. Do tego talent to nie wszystko, musisz pracować nad sobą. Przeskok między kartingiem a bolidami jest spory. Widziałem kierowców, którzy nie poradzili sobie z tym przejściem albo notowali słabsze wyniki w kartingu, a odnajdowali się w samochodach jednomiejscowych - podsumował Kubica.
Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty
Czytaj także:
Ferrari ma pretensje do sędziów. Padły konkretne zarzuty
Kontrowersje na koniec GP Włoch. "Nie chcemy tego"