Formuła 1 zrezygnowała z organizacji GP Rosji ledwie kilka dni po tym, jak kraj rządzony przez Władimira Putina rozpoczął inwazję na Ukrainę. Tegoroczna edycja wyścigu F1 w Soczi miała być ostatnią - począwszy od sezonu 2023 impreza miała przenieść się na tor Igora Drive w Sankt Petersburgu. Tak się jednak nie stanie, bo F1 całkowicie zerwała więzi z Rosją i wypowiedziała umowę na organizację zawodów.
Frekwencyjna klapa Rosjan
Aby Rosjanie zapomnieli o odwołanym wyścigu F1, firma Rosgonki postanowiła zorganizować w Soczi w ubiegły weekend wielkie show muzyczne nazwane "Festiwal 1". We wtorek dotychczasowy promotor GP Rosji podsumował imprezę i należy ocenić, że okazała się ona finansową i frekwencyjną klapą. Obiekt odwiedziło ledwie 10 tys. osób, podczas gdy wyścig F1 gromadził kilkukrotnie większą widownię.
Na scenie pojawili się wyłącznie rosyjscy artyści, co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę to, jak obecnie odbierana jest Rosja na arenie międzynarodowej. Rosgonki postarało się o to, by festiwal muzyczny miał połączenie ze sportem. W miejscu, gdzie przez lata autografy rozdawali kierowcy F1, tym razem pojawili się m.in. łyżwiarze figurowi i mistrzowie olimpijscy - Wiktoria Sinicyna, Nikita Kacałapow czy Iwan Righini.
Na prostej startowej pojawiły się z kolei samochody z muzeum motoryzacyjnego, które na co dzień funkcjonuje na torze Soczi. Jak na ironię, największe zainteresowanie wśród Rosjan budziły stare amerykańskie pojazdy marki Cadillac czy Chevrolet, a także Hummer w specyfikacji wojskowej.
Rosjanie rozczarowani festiwalem w miejsce wyścigu F1
Atrakcje zaoferowane przez organizatorów "Festiwalu 1" nie przypadły do gustu wszystkim Rosjanom. "Przecież każdego dnia można odwiedzić muzeum i zobaczyć te same samochody za mniejsze pieniądze. To jawna kpina" - napisał w serwisie VKontakte Paweł.
"Ogłoszona mobilizacja nie przeszkadza w organizowaniu takich koncertów?" - zapytał z kolei Aleksandr, nawiązując do decyzji Władimira Putina o "częściowej" mobilizacji rezerwistów, którzy mają trafić na front wojenny w Ukrainie. Została ona ogłoszona na kilka dni przed rozpoczęciem festiwalu w Soczi.
"W świetle ostatnich wydarzeń te wszystkie uroczystości, koncerty i wyścigi są zupełnie nieistotne" - dodał kolejny z użytkowników serwisu VKontakte, choć należy dodać, że tym razem podczas imprezy zabrakło propagandowych znaków poparcia dla inwazji w Ukrainie. Na scenie czy wśród zgromadzonych pod sceną próżno było szukać banerów czy transparentów z literą "Z", która stała się symbolem wojny na Wschodzie.
Bilety na "Festiwal 1" w Soczi można było nabyć za 2,9 tys. rubli, co daje nieco ponad 240 zł. Dla porównania, wejściówki na organizowane w tym miejscu wyścigi F1 kosztowały w przeliczeniu na naszą walutę ponad 500 zł.
Soczi zamieni się w miasto szpitalne?
Podczas gdy na torze w Soczi odbywał się festiwal muzyczny, władze miasta dyskutowały o stworzeniu w nim specjalnych placówek, które leczyłyby żołnierzy poszkodowanych podczas "specjalnej operacji wojskowej" w Ukrainie. W trakcie specjalnego wystąpienia o gotowości przyjęcia większej liczby pacjentów mówił Ołeksij Kopajhorodskij, burmistrz miasta.
Jak zauważył serwis glavcom.ua, jest to swego rodzaju powrót do historii. W trakcie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, jak w Rosji określa się krucjatę przeciwko hitlerowskim Niemcom w latach 1941-1945, Soczi zamieniono w miasto szpitalne i jego zadaniem było przede wszystkim pomaganie poszkodowanym żołnierzom.
- Szpitale będą gotowe przyjąć każdego, kto tego potrzebuje. Obecnie dyskutujemy nad uruchomieniem dodatkowych miejsc w szpitalach. Zmniejszy się też liczba dostępnych zajęć rehabilitacyjnych w naszych ośrodkach - mówił Kopajhorodskij w ubiegły weekend.
Katarzyna Łapczyńska, WP SportoweFakty
Czytaj także:
Rekord Lewisa Hamiltona zagrożony. Brytyjczyk ciągle wierzy
"Irracjonalna decyzja". Wyszły na jaw kulisy negocjacji Alonso