Flavio Briatore to jedna z kultowych postaci Formuły 1. To on uczynił Michaela Schumachera czy Fernando Alonso mistrzami świata, ale też stał za ustawieniem wyników GP Singapuru w roku 2008, za co początkowo otrzymał dożywotni zakaz pracy w F1. Z czasem milionerowi wybaczono jego grzechy, bo obecne kierownictwo królowej motorsportu zatrudniło go w roli ambasadora dyscypliny.
Briatore, który jeszcze w 2019 roku założył partię polityczną "Ruch działania" ("Movimento del Fare"), udzielił mocnego wywiadu "Forbesowi". Wypowiedziane w nim słowa wywołały poruszenie we Włoszech. - Nadal mamy mentalność komunistów - stwierdził 72-latek, krytykując częste strajki i niepokoje społeczne w kraju.
- Włochy są krajem zawiści, zazdrości i urazy - dodał były szef Benettona i Renault w F1, który z powodu coraz gorszych warunków dla biznesu we Włoszech, woli inwestować swoje środki na Bliskim Wschodzie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Siatkarz romantyk. Taką niespodziankę sprawił partnerce
- Tam nie ma takiej biurokracji ani ograniczeń. We Włoszech odpowiedź zawsze brzmi "nie". Rozpoczęcie jakiegoś projektu zajmuje miesiące, a nawet lata. Właśnie dlatego moja firma ogranicza obecność w kraju. Za to na Bliskim Wschodzie inwestorów przyjmuje się inaczej, wita z otwartymi ramionami i oferuje wsparcie - wyjaśnił Briatore.
Zdaniem Briatore, Włochy zmierzają w złym kierunku ze względu na niestabilność rządów i "zbyt wiele podatków". - Do tego płace są bardzo niskie, a przepisy wręcz uniemożliwiają zwolnienie pracowników - ocenił.
Chociaż majątek Briatore szacowany jest na ok. 400 mln dolarów, to Włoch w rozmowie z "Forbesem" stwierdził, że nie interesuje go dokładny stan konta. - Bogactwo oznacza, że możesz liczyć na pomoc najlepszych lekarzy i prowadzić wygodne życie. Jednak wymaga też dużo pracy, więc nie masz czasu, aby się tym cieszyć. Takie prawdziwe bogactwo polega na tworzeniu przestrzeni i obserwowaniu, jak ludzie wokół ciebie stają się bogatsi dzięki twoim inicjatywom - skomentował 72-latek.
Briatore wyjawił też, że jego rolą jako ambasadora F1 jest zapraszanie gości VIP do "Paddock Club". To specjalne wejściówki na wyścigi, które potrafią kosztować po kilkanaście tysięcy dolarów. Dzięki nim milionerzy mogą oglądać zawody w towarzystwie byłych kierowców i gwiazd sportu. - Pomagam też w rozszerzaniu działalności F1 na nowe kraje - podsumował.
Czytaj także:
Chcą zbudować giganta. Głośna fuzja w F1 potwierdzona
Chińczycy nie wpuszczą F1 do siebie? Wyścig może zostać odwołany